WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

czwartek, 5 marca 2015

Horror z Pudlem, psia jego mać!

Dzisiejszy dzień zaplanowałam już wczoraj. Miało być tak : pójdę wcześnie spać (co u mnie znaczy koło północy), wyśpię się, wstanę zrelaksowana, przystąpię do pracy, a potem dla odpoczynku wybiorę się do kina. Nie sprawdziłam, co grają, w naiwnej wierze, że znajdę coś ciekawego.
W zasadzie udało się tylko wczesne położenie się do łóżka.

Ale... nie myślałam, że sama noc stanie się tak męcząca. Najpierw śnił mi się Morgan Freeman, którego zaprosiliśmy - ja i Wojtek - do orientalnej restauracji o nazwie Kebab King. Morgan trochę się opierał, lecz kiedy powiedziałam, że można zjeść na piętrze i migają tam światełka - skusił się. Niestety, coś mnie obudziło - znowu zasnęłam.
Tym razem mieszkałam z Mamą i wynajmowałyśmy stancje aktorom. Nie pierwszy raz gościłyśmy Davida Sucheta (Poirot). Nie zachowywał się zbyt sympatycznie, wciąż trzymał dystans, obojętny na moje zachwyty nad jego rolą. Dopiero, gdy wspomniałam o innych filmach, ożywił się, a jego czarne, jak onyksy oczy zalśniły. Nie wiedzieć, czemu, nagle posmutniał. "Wiesz, że ja niestety nie dostałem godnej siebie roli. Nie miałem okazji wykorzystać tego, co umiem najlepiej" - i ni z tego, ni z owego, z nieruchomej, stojącej pozycji, fiknął kozła w przód i w tył. Za chwilę jeszcze jednego, i znowu, i następnego, co mnie całkiem oszołomiło. I tak fikał i fikał - we śnie kilkadziesiąt razy - aż wreszcie zadzwonił budzik, a mnie kręciło się w głowie.

Wyprawiwszy Gucia do szkoły, nie ryzykowałam drzemki - zajrzałam do repertuaru - nędza. Ale ponieważ kino musiało być, pomyślałam, że 50 twarzy Grey'a może mnie odstresuje i rozbawi.
I tu zaczęły się schody - dziś można kupić tanio bilet na papierki od Kinder Bueno. Tylko, do cholery, gdzie ja je mam???
Niestety, szuflad jest u nas bardzo dużo, tylko w moim pokoju 16! Co prawda część ubraniowych, lecz to nie gwarantuje, że myśląc o niebieskich migdałach, tam właśnie nie umieściłam tych przeklętych opakowań, wielkości pudełka od zapałek. Bo że złożyłam je w kosteczkę, to pamiętałam - niestety, na tym rękopis się urywa.
Ugotowana ze złości i bliska histerii wreszcie spojrzałam - na wierzchu regału - jest Kinder Bueno. Tyle, że czas seansu minął.
"No dobra, wybiorę się na następny".
Nie wiem, czemu - dziś chyba byłam pod napięciem, po wysuszeniu "fryzury" wyglądałam jak jakiś cholerny ukwiał czy inna stułbia płowa - włosy, naelektryzowane, stały mi pionowo w stosunku do powierzchni czaszki. Olejek dyscyplinujący zaś zamienił je w smętne kosmyki, zwisające i matowe, jakbym ich nie myła od tygodni. No ale od czego są czapki w końcu?
A czas cyk, cyk, cyk - mijał nieubłaganie.
Dodatkowo Pepa, skoczywszy z chęci okazania mi radości, zrobiła piękną dziurę w rajstopce na łydce.
No, ale od czego są długie kozaki?

Wreszcie znalazłam się w piekielnych, zatłoczonych i gwarnych Złotych Tarasach. Wstąpiłam do perfumerii - i załatwiłam się na całego Burberry Londonem. Podobno ładny, rasowy - mnie śmierdział tak, że myślałam, że urwę sobie głowę, w koszmarnej zresztą czapce.

Wjeżdżając schodami na najwyższy, kinowy poziom, nagle poczułam chęć do fiknięcia kozła a la Suchet i zrobienia w tył zwrot. Ale przecież miałam się odstresować - więc stanęłam w kolejce po bilet, a poziom wkurwa nie wiedzieć, czemu rósł niebezpiecznie - i wreszcie, przed panem na stanowisku sprzedaży biletów, przez ściśnięte zęby, wycedziłam "Przepraszam" - odwróciłam się i uciekłam, nagle lekka i uradowana - bo oto wrócę do domu, siądę do wesołego Pudla na obrazie i z czystym sumieniem zakończę ten osobliwy dzień.

Tyle, że szybko, może i dobrze, że szybko, okazało się, że idzie źle. Co miało być delikatne - wychodziło zbyt mocne i odwrotnie. Nauka polska zna metodę na tego rodzaju przypadki


Jeśli byle Pudel tak mnie wykańcza, to co, do cholery, będzie z Poison'em?
Wolę nawet nie myśleć.
Nawiasem mówiąc, teraz to ja w ogóle nie chcę myśleć. O niczym.
Księżyc w pełni gapi się na mnie zza żaluzji, ironicznie i bezczelnie.

Przynajmniej pachnę pięknie. Nie, nie Bubblegum.
Knotem Bottegi Venety. Złoty spokój.

Mam plan na jutro - zacznę niedlugo. Wcześnie położę się spać, wstanę wypoczęta i zrelaksowana...
Dzień Świstaka?
Nieee, nic nie mówiłam

7 komentarzy:

  1. Miałam odlewkę Burberry London, podobały mi się tak sobie, za to moja Mama uznała, że są piękne i cudownie na mnie pachną i mam sobie je kupić i używać ich jak będę przyjeżdżać do domu. Mam dziś na sobie alkkemi z Laboratorio Offlativo i mają w sobie podobne nuty do burberry London i też mają w sobie coś co mnie wkurzało w BL.
    A jeśli chodzi o poziom wkurwa, to kiedyś miałam jechać na koncert Organka i byłam już na przystanku, ale się tak nagle wkurzyłam, że z prawie płaczem uciekłam z tego przystanku.
    A pudel jest piękny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alkemi też mnie wkurza - choć na początku bardzo mi się podobało, bardzo.
      Ha! Moja Mama nie lubi żadnego z moich zapachów - nazywa je "dławiącymi". Nie jest w tym zresztą odosobniona.
      Skoro ja uciekłam z ulgą, za to potem nastąpiło pasmo klęsk, to może u Ciebie było odwrotnie?

      Usuń
  2. myślę sobie, że tego Greya nie musisz żałować :) magda

    OdpowiedzUsuń
  3. Uśmiałem się, dzięki! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Justyno skąd ja to znam ! Przednio się czyta, do momentu kiedy sobie zdajemy sprawę, że to nie fikcja literacka ;) Takie dni się zdarzają. Mnie aż nazbyt często :( choć nic nie maluję.

    Jak dobrze, że już jest jutro, a nawet pojutrze. ;)

    OdpowiedzUsuń