Ponieważ nie mogę napisać, nad czym teraz pracuję, gdyż osoba, dla której jest niespodzianka, czyta Brulion, po raz drugi sięgam do archiwum.
Tym razem rysunki.
Tę dziedzinę właściwie porzuciłam, ale jestem pewna, że do niej, szczególnie do portretów, jeszcze wrócę.
Rysunek powyższy i pozostałe powstały jeszcze na Akademii Sztuk Pięknych, przypominam, na Wydziale Grafiki.
Pan z pierwszej pracy nazywał się Mąka (ale nie wiem, czy nie było to przezwisko).
Troszkę opóźniony w rozwoju, ale bardzo miły. Aż za bardzo. Miał swoich ulubionych studentów, z którymi witał się wylewnie. Uściskom dłoni z silnym potrząsaniem nie było końca. I szerokiemu usmiechowi z "dzień dobry".
Ale modelem był wyśmienitym. Kiedy siadał - trzy, cztery sesje po 45 minut, nawet nie drgnął.
A to bardzo ciężka praca. Kto nie próbował wytrwać w jednej pozycji choćby przez kwadrans, nie wie, co to znaczy.
Sam rysunek (tak, jak wszystkie tutaj) jest duży, 100 na 70cm, więc sama głowa ma nadnaturalny rozmiar.
Dlatego, żeby powierzchnia nie była nudna, zakładało się zazwyczaj kontrastowe boczne oświetlenie.
Użyłam węgla przywiezionego z Czech, najmiększego (nie było łatwo go zdobyć), fakturę wzbogaciłam pociągnięciami specjalnej gumki chlebowej, która ma konsystencję plasteliny. Albo mięsistej bryły zwilżonego chleba, takiej, jakiej używa się do lepienia przynęty na ryby spokojnego żeru lub zanęty.
Nawiasem mówiąc, łowienie ryb - chociaż nie mam prawie sukcesów, należy do moich ulubionych zajęć. Wystarczy, że wpatruję się w spławik, który od czasu do czasu drgnie - i już - wyobraźnia szaleje, rysując sylwety ogromnych stworzeń, które krążą w pobliżu, mogąc w każdej chwili połknąć haczyk.
Wracając do prac, na następnej uwieczniłam legendarną modelkę, Wiktorię. Kiedy miałam okazję ją rysować, wyglądała mi na około dziewięćdziesiąt lat. Rozbierała się nadzwyczaj chętnie, w przerwie chodziła po pracowni i recenzowała rysunki. Potrafiła nawet skląć studenta, jeśli narysował ją w sposób, który jej się nie podobał. Pamiętam, że wymogła na mnie kiedyś, żebym zrobiła jej długie rzęsy.
Jej nagie plecy wyglądały dość niepokojąco, bo nosiły ślady zadrapań, jakby ktoś je poorał pazurami. Wiedzieliśmy, że ma pieska i nie zadawaliśmy żadnych pytań.
Wiktoria musiała być mocno wiekowa, bo znajomy mojej Mamy, Miecio Naruszewicz (autor Pomnika Jazdy Polskiej w Warszawie i bajecznych figurek zwierząt z porcelany ćmielowskiej, niezwykle modnych i popularnych w latach sześćdziesiątych i teraz też), który w czasie drugiej wojny był ułanem, a przedtem studiował na ASP, wspominał, że pozując nago Wiktoria patrząc na niego przybierała wyuzdane pozy a w przerwie pozowania wręcz go molestowała - a już wtedy nie była pierwszej młodości.
Trzeci rysunek to niewinna, przynajmniej na pozór (bo nigdy nic nie wiadomo), staruszka, która jednak z punktu widzenia studentów miała zasadniczą wadę - zasypiała. Wszyscy wstrzymywaliśmy oddech, obserwując, jak coraz bardziej zsuwa się ze stołeczka. Jednak zawsze, w ostatniej chwili przed, wydawałoby się, nieuchronnym upadkiem, otwierała oczy i toczyła wokół nieprzytomnym wzrokiem.
Czasem ktoś nie wytrzymywał napięcia i kasłał głośno, żeby obudzić starszą panią.
Wspominam teraz z rozrzewnieniem tych bidnych modeli - niespełna rozumu, emerytów w znoszonych ubraniach albo ekshibicjonistów. Stawka za godzinę była tak niska, że nikt "normalny" nie pisał się do takiej pracy.
Ostanie trzy rysunki były robione węglem trzymanym na płasko, najpierw leciutko naniesione rysy, potem wzmacniane tam, gdzie padał cień. Przy okazji "wychodziła" spod spodu faktura deski, do której był przymocowany papier - to ślad mojej fascynacji Maxem Ernst.
Kiedy teraz piszę sobie to wszystko, czuję niemal zapach, jaki panował w pracowniach i na korytarzu - terpentyna mieszała się z klejem do gruntowania płócien, a z podziemi dochodziła woń kwasu i podgrzewanej kalafonii. Jedne z najpiękniejszych zapachów, których bezskutecznie szukam w perfumach.
Tym razem jednak postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i nabyłam Iso E Super, czyli utrwalacz i będę sama eksperymentować.
Najpierw pojadę po terpentynę - różne rodzaje w sklepie dla plastyków.
Zobaczymy.
Dodam jeszcze, że tych rysunków nigdzie nie wystawiałam, więc widzicie je pierwszy raz.
WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rysunki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rysunki. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 15 października 2012
sobota, 21 kwietnia 2012
Rysunki odnalezione- reszta
Z powodu przesytu smutnym nastrojem postanowiłam zbiorczo zaprezentować wszystkie odnalezione rysunki, żeby już mieć z głowy prezentację ciemnej strony.
Szczególnie, że dziś jeszcze pokażę obelisk, który, jak pisałam, jest rozweselony i nie chcę, żeby cokolwiek zakłócało mi sielankowy nastrój.
A więc- jeśli ktoś ma zbyt dobre samopoczucie- zapraszam. Oto reszta :
I tak dwóch nie pokazałam, bo nawet dla mnie były zbyt straszne!
No dooobrrze, pokażę- tylko proszę, żeby się nie zniechęcać - więcej horrorów nie będzie.
Szczególnie, że dziś jeszcze pokażę obelisk, który, jak pisałam, jest rozweselony i nie chcę, żeby cokolwiek zakłócało mi sielankowy nastrój.
A więc- jeśli ktoś ma zbyt dobre samopoczucie- zapraszam. Oto reszta :
I tak dwóch nie pokazałam, bo nawet dla mnie były zbyt straszne!
No dooobrrze, pokażę- tylko proszę, żeby się nie zniechęcać - więcej horrorów nie będzie.
piątek, 20 kwietnia 2012
Śmierć czai się w jelitach
Umówiłam się kiedyś z Rodzicami na mieście. My z Mamą siedziałyśmy sobie na kawie a Tato postanowił zajrzeć do nowo otwartej księgarni.
Nie było Go z godzinę przynajmniej. Zajrzałam do łazienki- kiedy wróciłam, Tato siedział już przy stoliku, przed sobą położył skromną książeczkę.
Mama się odezwała:
"Czy wiesz, Justysiu, co ojciec przyniósł z księgarni?..."
"Nie mów o mnie ojciec!" zaprotestował Tata
"No więc, spośród całego księgozbioru twój OJCIEC wybrał pozycję pt. Śmierć czai się w jelitach!"
Tato powiedział, że najpierw przyciągnęła Go okładka. Potem tytuł.
Coś mniej więcej w takim stylu:
Tylko na okładce są jeszcze ponure, zakapturzone postaci z czarnymi twarzami.
Ostatnio Tato powiedział (ze skrywanym zadowoleniem)- "To ja, dziecko, jestem odpowiedzialny za wypaczenie twojej wyobraźni". Sama prosiłam o różne przerażające opowieści, bo lubiłam się bać.
Z rozczarowaniem stwierdzam, że jeszcze żaden horror/thriller od czasów dzieciństwa mnie nie przestraszył - ostatnio w podstawówce, serial "Wyspa Mew", gdzie ciągle ktoś się skradał i chował za drzewem i dyszał, a rodzice mówili na niego "Ferdynand"- chcieli mnie rozśmieszyć (oczywiście podczas trwania odcinka), co mnie strasznie irytowało.
Udało mi się dziś malować w dzień- chociaż słowo "udało" nie jest chyba odpowiednie.
Postanowiłam rozweselić obrazek z obeliskiem, skutek jest taki, ze strasznie mnie przygnębia.
I choć malarsko mi się podoba, muszę go zmienić, bo wyssie ze mnie całą pozytywną energię.
Ciężka sprawa z uchwyceniem nastroju, nie myślałam, że będzie aż tak ciężko.
Ach, jak mi żal tego obrazka! Ale nie mogę na niego patrzeć- tym bardziej nie wyślę czegoś takiego w świat.
Może trochę i zapach winien- mam na sobie Angela...jednocześnie uwodzicielski i przygnębiający.
Kiedy pomyślę sobie o malowaniu znowu obelisku, czuję się mniej więcej, jak pod taką górą (to ja w dolnym prawym rogu):
Muszę natychmiast zmienić zapach!
PS. Wojtek zobaczył obraz : "Jaki piękny! Wcale nie przygnębiający- niby industrialny, a mgła jak w lesie. Mogłabyś najwyżej dodać jakiś element dynamiczny- np kogoś, kto stoi na dachu, żeby się rzucić/rzuca się w dół"
Siedzę sobie i jem batonik bananowo- czekoladowy, pachnę Dune i mam pomysł, jak rozpogodzić obrazek, bo ja już jestem rozpogodzona.
Udało się!!!!
Jest przyjemnie, miło, powietrznie. Cud! Lubię na niego patrzeć.
Zdjęcie w następnym odcinku.
Mogę spać spokojnie.
Nie było Go z godzinę przynajmniej. Zajrzałam do łazienki- kiedy wróciłam, Tato siedział już przy stoliku, przed sobą położył skromną książeczkę.
Mama się odezwała:
"Czy wiesz, Justysiu, co ojciec przyniósł z księgarni?..."
"Nie mów o mnie ojciec!" zaprotestował Tata
"No więc, spośród całego księgozbioru twój OJCIEC wybrał pozycję pt. Śmierć czai się w jelitach!"
Tato powiedział, że najpierw przyciągnęła Go okładka. Potem tytuł.
Coś mniej więcej w takim stylu:
Tylko na okładce są jeszcze ponure, zakapturzone postaci z czarnymi twarzami.
Ostatnio Tato powiedział (ze skrywanym zadowoleniem)- "To ja, dziecko, jestem odpowiedzialny za wypaczenie twojej wyobraźni". Sama prosiłam o różne przerażające opowieści, bo lubiłam się bać.
Z rozczarowaniem stwierdzam, że jeszcze żaden horror/thriller od czasów dzieciństwa mnie nie przestraszył - ostatnio w podstawówce, serial "Wyspa Mew", gdzie ciągle ktoś się skradał i chował za drzewem i dyszał, a rodzice mówili na niego "Ferdynand"- chcieli mnie rozśmieszyć (oczywiście podczas trwania odcinka), co mnie strasznie irytowało.
Udało mi się dziś malować w dzień- chociaż słowo "udało" nie jest chyba odpowiednie.
Postanowiłam rozweselić obrazek z obeliskiem, skutek jest taki, ze strasznie mnie przygnębia.
I choć malarsko mi się podoba, muszę go zmienić, bo wyssie ze mnie całą pozytywną energię.
Ciężka sprawa z uchwyceniem nastroju, nie myślałam, że będzie aż tak ciężko.
Ach, jak mi żal tego obrazka! Ale nie mogę na niego patrzeć- tym bardziej nie wyślę czegoś takiego w świat.
Może trochę i zapach winien- mam na sobie Angela...jednocześnie uwodzicielski i przygnębiający.
Kiedy pomyślę sobie o malowaniu znowu obelisku, czuję się mniej więcej, jak pod taką górą (to ja w dolnym prawym rogu):
Muszę natychmiast zmienić zapach!
PS. Wojtek zobaczył obraz : "Jaki piękny! Wcale nie przygnębiający- niby industrialny, a mgła jak w lesie. Mogłabyś najwyżej dodać jakiś element dynamiczny- np kogoś, kto stoi na dachu, żeby się rzucić/rzuca się w dół"
Siedzę sobie i jem batonik bananowo- czekoladowy, pachnę Dune i mam pomysł, jak rozpogodzić obrazek, bo ja już jestem rozpogodzona.
Udało się!!!!
Jest przyjemnie, miło, powietrznie. Cud! Lubię na niego patrzeć.
Zdjęcie w następnym odcinku.
Mogę spać spokojnie.
czwartek, 19 kwietnia 2012
Rysunki odnalezione
Wojtek miał dziś casting do reklamy. Jak zwykle zapytałam, kim ma być.
"Przechodniem, który wpada na latarnię"
"I co będziesz robił?"
"Myślę, że będę walił głową w ścianę - jak pozostałych kilkudziesięciu kandydatów. Wygra ten, kto walnie głośniej... być może".
Ale na szczęście chcieli Go tylko obejrzeć.
Ja tymczasem MYŚLĘ. Mnie również obraz ze słupem kojarzy się z Beksińskim. Pozioma poprzeczka i byłby krzyż. Na szczęście powoli świta mi, co ma być jeszcze na obrazie- mistycyzm zniknie, ponieważ prawdopodobnie namaluję plac budowy.
Trudno się oprzeć takiemu skojarzeniu, gdyż w jezdni niedaleko moich okien pękła rura z gorącą wodą (zawsze tam pęka). W kłębach pary robotnicy uwijają się jak mróweczki, a jeden z nich porusza się na fascynującym mnie pojeździe- walczyku (mini walcu). Migają żółte ostrzegawcze światła, hałas jest wielki- ciągle "piiii, piiii, piii" na przemian z "wrrrr, wrrrr, wrrrr" aż się ściany trzęsą. I jeszcze pomiędzy sobą muszą się wydzierać, ile sił w płucach, bo nic nie słychać poza "wrrrr" i "piiii". Nawet nie przeklinają- widocznie żal im gardeł.
Nie sprzyja to wszystko skupieniu.
Na razie wzięłam sobie do przejrzenia książeczkę Gucia "Jak to działa", gdzie są obrazki z różnymi technicznymi obiektami, w których odmyka się okienka i pod spodem widać, co jest w środku- powiedzmy w spłuczce muszli klozetowej czy w samochodzie.
Jak dla mnie- zera technicznego- niezastąpiona pozycja.
Bo jeszcze nieraz sięgnę w malowaniu po tematy industrialne, a nie chcę traktować ich jak ignorantka.
Natrafiłam dziś na zbiór moich prac jeszcze z Akademii i wcześniejszych, zanim zaczęłam być "malarką od zwierząt". Cieszę się- bo pejzaże miejskie, które teraz wymyślam, są pewnego rodzaju kontynuacją.
Poza tym rozpiera mnie radość, gdyż dziś wywieszono w całej Warszawie w przedszkolach państwowych listy przyjętych dzieci i Gustaw figuruje na jednej z nich- co poza wszystkim oznacza, że będę mieć od września znacząco więcej czasu na malowanie!
A pachnę perfumami, których nazwa jest adekwatna do zawartości- klasyczne Poison Diora. Trująca śliwka, jaką Śnieżce podała Zła Królowa jako alternatywę, gdyby Śnieżka nie lubiła jabłek.
"Przechodniem, który wpada na latarnię"
"I co będziesz robił?"
"Myślę, że będę walił głową w ścianę - jak pozostałych kilkudziesięciu kandydatów. Wygra ten, kto walnie głośniej... być może".
Ale na szczęście chcieli Go tylko obejrzeć.
Ja tymczasem MYŚLĘ. Mnie również obraz ze słupem kojarzy się z Beksińskim. Pozioma poprzeczka i byłby krzyż. Na szczęście powoli świta mi, co ma być jeszcze na obrazie- mistycyzm zniknie, ponieważ prawdopodobnie namaluję plac budowy.
Trudno się oprzeć takiemu skojarzeniu, gdyż w jezdni niedaleko moich okien pękła rura z gorącą wodą (zawsze tam pęka). W kłębach pary robotnicy uwijają się jak mróweczki, a jeden z nich porusza się na fascynującym mnie pojeździe- walczyku (mini walcu). Migają żółte ostrzegawcze światła, hałas jest wielki- ciągle "piiii, piiii, piii" na przemian z "wrrrr, wrrrr, wrrrr" aż się ściany trzęsą. I jeszcze pomiędzy sobą muszą się wydzierać, ile sił w płucach, bo nic nie słychać poza "wrrrr" i "piiii". Nawet nie przeklinają- widocznie żal im gardeł.
Nie sprzyja to wszystko skupieniu.
Na razie wzięłam sobie do przejrzenia książeczkę Gucia "Jak to działa", gdzie są obrazki z różnymi technicznymi obiektami, w których odmyka się okienka i pod spodem widać, co jest w środku- powiedzmy w spłuczce muszli klozetowej czy w samochodzie.
Jak dla mnie- zera technicznego- niezastąpiona pozycja.
Bo jeszcze nieraz sięgnę w malowaniu po tematy industrialne, a nie chcę traktować ich jak ignorantka.
Natrafiłam dziś na zbiór moich prac jeszcze z Akademii i wcześniejszych, zanim zaczęłam być "malarką od zwierząt". Cieszę się- bo pejzaże miejskie, które teraz wymyślam, są pewnego rodzaju kontynuacją.
![]() |
Format A4, papier, piórko i ołówek- wszystkie trzy |
Poza tym rozpiera mnie radość, gdyż dziś wywieszono w całej Warszawie w przedszkolach państwowych listy przyjętych dzieci i Gustaw figuruje na jednej z nich- co poza wszystkim oznacza, że będę mieć od września znacząco więcej czasu na malowanie!
A pachnę perfumami, których nazwa jest adekwatna do zawartości- klasyczne Poison Diora. Trująca śliwka, jaką Śnieżce podała Zła Królowa jako alternatywę, gdyby Śnieżka nie lubiła jabłek.
Subskrybuj:
Posty (Atom)