WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

niedziela, 31 stycznia 2016

Duftart Dune - męka z elementami komicznymi

Zacznę na poważnie, ale potem będzie śmieszniej.
Postanowiłam zmienić podejście do malowania - już w zeszłym roku, po to, żeby w tym, 2016stym, być przygotowaną na zmiany.
Po pierwsze - znacznie większy nacisk położyć na nastrój obrazów.
Po drugie - wziąć się za portrety malarskie.

Teraz czas na komedię.
Jak wiecie, dominujący w Dune jest profil kobiety.
Oczywiście musi być dokonały.



Powyżej zamieściłam tylko jego cześć - tyle akurat, ile zostało po późniejszych przeróbkach.

Powiem Wam, że Dune uważałam za skończony 5 dni temu - ale tylko wieczorami.
Rankiem, z tzw. świeżym okiem, skradałam się do obrazu jak złoczyńca, odwracałam go od ściany, zamykałam oczy, na raz dwa trzy otwierałam - odpowiedź brzmiała : NIE.

Tak więc, w zależności od potrzeb, albo dodając sobie animuszu tym :


albo wyciszając przy tym :


... malowałam - wycierałam, wciąż w napięciu.
Wykres nastrojów wyglądał mniej więcej tak :


a przy tym moja uwaga wciąż była napięta, jak, za przeproszeniem, baranie jaja.

Pokażę Wam teraz coś, co znikło -


Nie pasował mi do całości, niestety, o czym przekonałam się dzisiejszego, wyssanego ze światła poranka.

Z kolei wczoraj rano postanowiłam dodać nieco poprawek w profilu, tym bardziej, że W., rzuciwszy okiem, stwierdził
"Takiej kobiety to bym nie przeleciał"
"Ale Wojtek, ona jest podobna do Toma Cruse'a!"
"Toma też bym nie przelecial".

Tego rodzaju scenki rozładowywały atmosferę, a mimo to nie byłam w stanie ustrzec się jednego - dwóch wybuchów histerii dziennie. A, bo nie powiedziałam, że spać nie mogę i wyglądam, jakby mnie zamówili i nie odebrali :


Wczoraj w nocy, słaniając się na nogach, doszłam do wniosku, że na tyle mam osłabiony instynkt samozachowawczy, nawet strachu nie czuję ze zmęczenia, że wezmę się za namalowanie TEJ twarzy.

Pierwszy raz mi się coś takiego przydarzyło - temperatura wzrosła mi nagle do 39ciu stopni! I obniżyła się PO.
Pewnie, mogłam gębę zostawić czarną i pewnie w zeszłym roku bym tak zrobiła...


Położyłam się spać z poczuciem sukcesu - lecz dziś zaczynam, zdaje się, regularne chorowanie. Boli ucho, oko nawala, i w ogóle


Byle tylko katar mnie ominął - bo właśnie mam zamiar delektować się 10 CorsoComo.

I chyba niedługo premiera - ale tak na pewno to wiem tylko, ze na kolację będzie kaczka pieczona z jabłkami.

wtorek, 26 stycznia 2016

Joanna Karpowicz - Anubis mój przyjaciel.



Pewnego letniego dnia, w rozprażonym mieście, kiedy powietrze drgało od upału, oślepiały tańczące plamy światła, weszłam do galerii - nie handlowej, a nawet nie niedalekiej Galerii Odzieży Używanej, lecz Sztuki (galeria Stalowa), łapiąc powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg.

Jeszcze nie osiągnęłam termicznej równowagi, kiedy kolana się pode mną ugięły, bo oto zobaczyłam to :


Anubis.
"Anubis, mój przyjaciel". Malarstwo Joanny Karpowicz. Jeden z cykli Anubis.

Obrazy potrącają czułą strunę - temat śmierci.
"Jak to jest, że jesteśmy, a potem - moment - i nas nie ma...?" pytałam niedługo (zawsze będzie niedługo) po śmierci Taty.
Przyjaciel odpowiedział "Nas tu nigdy nie było".
Nigdy nie było...Nie ma...
Przyjaciel dobrze wiedział, co mówi.


Malarka tak pisze o "swoim" bóstwie:
"W starożytnym Egipcie Anubis towarzyszył obrzędom pogrzebowym. Był ważnym towarzyszem w procesie przejścia w zaświaty. Jego imię to Anapa lub Ten, który stoi na wzgórzu. W czasach Starego Państwa Anubis był najważniejszym opiekunem zmarłych i miejsc pochówku. Dla mnie jest przyjacielem, który chroni przejście i przechodzącego. Postać tajemnicza i wszechobecna. Pierwszym obrazem z tego cyklu był „Anubis w łódce” (2012). Od tamtego czasu powstało wiele prac z tej serii. Jednych Anubis przeraża, innych uspokaja. Mnie uspokaja."


Obrazy z Anubisem należą niewątpliwie do tego rodzaju prac, które "robią coś" z widzem. Ze mną też zrobiły. Nie chcę (ale muszę) być patetyczna - po napotkaniu, SPOTKANIU Anubisów, inaczej spojrzałam na swoje malarstwo, na to, czego bym chciała.

Nie potrafię napisać, do jakiego stopnia bliskie są mi te obrazy. Jak bardzo mnie poruszają.

Pustka - ale taka kojąca, jakby było się samemu na całym świecie, jak u Chirico, Magritte'a - do niej tęsknię. Ona mi się śni.
Naprawdę nie istnieje... ale od czego są artyści


"Anubis, mój przyjaciel, pomaga mi okiełznać lęki. Na płótnach pojawia się w różnych rolach i kontekstach. Pewnego dnia będzie moim litościwym i czułym opiekunem, ale dziś jeszcze pije kawę w małym bistro na rogu. Pracuje w recepcji hotelu, oczekując cierpliwie na przybycie nocnych gości. Ogląda film w kinie, jedząc popcorn. Wiosłuje w łodzi, przewożąc pasażerów na drugi brzeg. Towarzyszy palaczowi w przerwie na fajkę. Ciągle w ruchu, stale podróżuje. Choć bywa i tak, że czeka godzinami w ogrodzie, przy morskiej zatoce. Jest tuż obok"

.
Przypomnijcie sobie dawne Krytyczne Czwartki i porównajcie te efekciarskie ściemy i konceptualne fiku miku ze sztuką tej rangi, co obrazy Joanny Karpowicz.

Czas na mój ulubiony .



Pomyślałam sobie, że w ciągu tych 13stu lat, kiedy maluję, naprawdę żal było mi się rozstać tylko z jednym swoim obrazem. Kiedy na niego patrzyłam, pragnełam być TAM, w nim *

A tutaj jednym krokiem, bez wahania, natychmiast, wchodzę do anubisowej rzeczywistości.


 Tymczasem... całkiem spokojnie wypijam trzecią kawę.


(spokojnie, bo Dune ma oko.
Znaczy się obraz z trzech wpisów wstecz.)



* Żywopłot - tego mi żal.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Panienka Konna - w robocie

Mili Państwo, dla odpoczynku i miłej przyjemności, przerywając ciąg natrętnych myśli o Dune, maluję Panienkę Konną. Planowałam dla niej zupełnie inne kolory - i powiem szczerze, byłam zaskoczona tym, co powiedziała moja Zleceniodawczyni.
Tymczasem okazało się, że praca z wskazanymi przez Nią żywymi barwami uruchomiła we mnie nieznane pokłady fantazji.



Szafir! A to nie koniec - dojdą i dochodzą pomarańcze, będzie czerwień i w ogóle szaleństwo.
To mi przypomnialo dawny kawał :
jedzie pociągiem, w jednym przedziale, Żyd i Murzyn.
W pewnym momencie Murzyn wyciąga Koran i zaczyna go czytać, a Żyd, widząc to, odzywa się :
"Panie, nie dość panu, żeś pan Murzyn???"

Nie dość!

Tak więc najpierw indygo



A teraz jeszcze...



Zdjęcia już w świetle sztucznym, nie mogę się doczekać dnia.
To MA sens!
Dziękuję, Magdaleno!

sobota, 23 stycznia 2016

Duftart Dune - obsesja

Szanowni Państwo,
trzy, a może i cztery doby, można powiedzieć, maluję permanentnie. Obraz stoi u mnie w pracowni - a ja patrzę i z doskoku dotykam go pędzlem czy kredą (nią szkicuję). Szkice wciąż zmieniam - jak na czarnej, szkolnej tablicy. Nie ma żadnego przypadku - każde rozświetlenie, krawędź, linia musi mieć jedyne, najdoskonalsze miejsce.
Tak, wierzę w to, że nagle (?) wszystkie elementy "zagrają" i poczuję - to jest TO.

Problem być może najistotniejszy - oko. Ma być, czy może nie? Całe, wypracowane, a może ograniczone do nikłego błysku, który wystarczy za całą resztę, zasugeruje ją.
Na razie udało mi się, nie tracąc nic z poprzedniej wersji, delikatnie rzecz ujmując, nieco niepokojącej, uspokoić obraz i nadać mu pożądany, kojący nastrój.


Nie powiem, oznaczało to tu i ówdzie radykalne zmiany, w paru miejscach spod spodu zaczęła prześwitywać dykta. Mam wrażenie, że siwych włosów mogło mi przybyć, ale nie poddaję się łatwo.


A  więc - oko. Mam do dyspozycji zdjęcia, swoje doświadczenie - a jednak... po paru godzinach szkiców, nanoszonych i wycieranych, dochodziłam do wniosku, że jednak nie jest idealnie. Ba! Nawet na rzeczywistych fotografiach doszukiwałam się błędów w umieszczeniu gałki ocznej...

Wczoraj wyszłam po zakupy do sklepu plastycznego. W autobusie obsesyjnie obserwowałam profile - nawet do jednej pani chciałam podejść, ująć ją za brodę, poprzekręcać jej twarz, minimalnie zmieniając kąt, ale oczywiście nie zrobiłam tego, ograniczając się do wpatrywania jak, za przeproszeniem, szpak w pięć złotych. Wszystkie żywe osoby - do takiego wniosku doszłam - mają bardzo nieprawidłowo zbudowane czaszki.

Sklep z zaopatrzeniem dla plastyków - mój raj. Po pierwsze - zawsze, po otwarciu drzwi, zaciągam się do głębi trzewi tamtejszym zapachem. Drewno, terpentyna, płótna, farby i ta specyficzna, nieuchwytna woń nowych, nierozpakowanych rzeczy.
"Proszę pana" odezwałam się do sprzedawcy,  niepozornie wyglądającego chłopczyny z rzadkim zarostem
"Czy mają państwo główki?"
"Jakie główki?'
"No, takie bez korpusów, ludzkie"
Młodzieniec spojrzał na mnie, jakbym pytała go o handel ludzkimi organami.
"Takie do malowania, jeśli nie ma się modela" wyjaśniłam
"Nigdy czegoś takiego u nas nie było".

Wyposażona w nowe pędzle i przepiękne odcienie błękitów (do Panienki Konnej), wróciłam do domu - i znowu. Szkice. Dobrym sposobem, przy utracie obiektywnej oceny, jest obejrzenie obrazu w lustrze. Odbicie bowiem ma "obcość", potrzebną dla dystansu.

Oka znowu nie ma - choć było ich ze sto, przymkniętych, rozwartych, świetlistych... A wszystkie nie dość sugestywne.


Ale obraz już nosi duftartowskie cechy, już jest mi bliski.
Dobrze jest - choć nie jest dobrze.
Nie dość.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Emocje, emocje. Dune - początek

Szanowni Państwo...
długo nosiłam się z myślami, czy pokazywać tę fazę Dune - w niczym nie przypomina tego, co zamierzam (jako efekt końcowy).
Czuję się tak, jakbym miała wyznać jakiś wstydliwy sekret - no ale wiecie, jak się u mnie zmienia obraz, w zależności od etapu.
Dobra, przekłujmy ten balon...

Najpierw, żeby się przemóc - wycisnęłam na talerzyk (używany zamiast palety, z powodzeniem) farbę


Malowałam cały dzień, doświadczając rożnych stanów emocjonalnych. Trzeba mieć nerwy ze stali, serio


Powyżej - w ciemności, a teraz -


Pewnie rozumiecie, że nie mogę spać, zapominam o jedzeniu, a całe siły zostawiam sobie dla Gucia i Wojtka. Czuję się, jakby po mnie walec przejechał - ale jednocześnie, gdzieś na dnie, wszystko to podszyte jest radością, oczekiwaniem i ekscytacją.


Twarz OCZYWIŚCIE nie zostanie czarna, w ogóle barw dojdzie więcej - duftart to duftart, musi być zgodny z zapachem. A Dune... jest kobiece, kojące, spokojne, wiele więc brakuje temu obrazowi, by ilustrował te wspaniałe perfumy.
Światło musi być... też...

Uff, ulżyło mi, bo wiecie, ja cały dzień dziś nie czułam się na siłach zajrzeć, jak wygląda moja robota. Muszę dozować sobie emocje - bo jak nie, to wiadomo... obcięte uszy, te sprawy *

*aluzja do Van Gogha

Na koniec zwrócę jeszcze uwagę - bardzo proszę nie oceniać tej pracy jako skończonej. Z pewnością WSZYSCY będziemy zaskoczeni. Ale Waszych wrażeń jestem oczywiście bardzo ciekawa.
A dla odpoczynku - maluję Panienkę Konną. Pokażę wkrótce.

sobota, 16 stycznia 2016

Poetycka Mucha i przyjaciele

Z prawdziwą przyjemnością mam zaszczyt ogłosić, że moja Mucha w Zupie (szczawiowej) zdobi okładkę książki Pani Mai Dziedzic "Musca domestica. Epifanie Tadeusza Różewicza", wydanej nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Gdańskiego.


Tadeusz Różewicz
Na powierzchni poematu i w środku (ulubiony wiersz Pani Mai)

Biały pagórek soli 
na szklanym spodku
ślady palców 
wgłębienia cienie 
iskry kryształów 

Biała sól 
na spodeczku 
wgłębienia po palcach 
cienie iskrzenie (światła)

sól 
na spodeczku 
ślady po palcach światła 
cienie 
iskrzenie (ziaren)

na popielniczce 
(popielate) wystygłe zimne 
grudki popiołu 
żółtobiały zgnieciony skręcony (pomarszczony) 
niedopałek ślad po wargach

na popielniczce 
grudki szarego popiołu 
wygaszone (bez światła)

żółtawobiały 
niedopałek 
wgnieciony palcem 
ślad po ustach

na popielniczce 
grudki ostygłe 
popiołu 
biały niedopałek 
wgnieciony palcem 
ślad szminki 

Słoik z dżemem 
różowa bryła z ciemnym 
wilgotnym wnętrzem 
brzegi przezroczyste 
po brzegach 
ciemne ziarenka

wilgotna słodka 
bryła w zielonym słoiku 
plamki światła ciemne i jasne ziarenka

Na białym 
porcelanowym talerzyku 
obok porowatej cytryny 
jajko 
dwa pomidory 
powleczone napiętą czerwoną skórką
na białym talerzyku gładkie (blade) jajko 
cytryna z przezroczystym 
wnętrzem 
dwa czerwone pomidory

Szklanka po herbacie 
w szklance łyżeczka 
niklowe lśnienia 
na dnie szklanki 
czarne fusy herbaciane 

Szklanka 
blaszana łyżeczka 
wilgotne brązowe źdźbła herbaciane 
futerał do okularów 
niebieski kalendarzyk kieszonkowy z białymi cyframi 
1970

Mucha na pudełku 
(zapałek) 
czyści przezroczyste skrzydełka

srebrzystoszary chiński termos 
dziwaczne znaki litery 

mała martwa natura 
pomniejsza 
ucisza leczy 
usypia

mucha uderza 
miarowo 
w szybę 
kropla drąży kamień

na blaszanym talerzu 
grzyby
 brązowe ciepłe kapelusze 
szorstkie korzenie 
osypane ziemią

mała martwa natura 
oświetlona do połowy 
druga część w cieniu 

mucha uderza w okno za którym stoi 
wielka matka natura z grupą drzew 
drogą 
i listonoszem 
który zbliża się 
do mnie 
(do domu) 

POSŁOWIE DO POEMATU 
Powoli ostrożnie 
trzeba zdejmować słowa 
rozbierać obraz z obrazu 
kształty z barw 
obrazy z uczuć 
aż do rdzenia do języka cierpienia 
do śmierci

Są wiersze 
wewnętrzne 
i wiersze zewnętrzne 
są wiersze skończone 
uchwytne 
wyrzucone na powierzchnię 
przez wiedzę rutynę 
jasne kryształowe 
promienne 
jak światło 
i są inne 
płynne senne 
ciemne

I do tego wiersza będę malować obraz Muchy! A tymczasem...


Mili Państwo, powiem Wam w sekrecie, że jestem stokroć bardziej zadowolona z owoców takiej współpracy, niż to, że po iluś tam telefonach i mailach moje imię i nazwisko bez błędu ukazało się w popularnym czasopiśmie...

Nie zapominajmy o muszych przyjaciołach :

Karaluchach



...Pająku


oraz Szarańczy z Lwem


(niektórzy insynuowali, że te palmy z tyłu to trawa, znaczy się marihuana)

Jeszcze jeden powód, dla którego tak mnie cieszy to wydarzenie - przecież dyplom robiłam w Pracowni Ilustracji Książkowej (Stanny) - i książka do mnie przyszła. I to jaka! Różewicz. Mistrz Różewicz.

czwartek, 14 stycznia 2016

Kosmiczna miłość - PREMIERA!


Mili Państwo - z radością zapraszam na obejrzenie ostatniego obrazu - a jednocześnie pierwszego, jeśli chodzi o tzw. materię malarską i jej traktowanie.
Ale... wciąż mówię o środkach, jakich używam, jednak najważniejsze, czemu mają służyć.
Po pierwsze - przestrzeń


Po drugie - światło



I po trzecie - nastrój
Muzyka!



Ten obraz opowiada o miłości, miłości osób, wydawałoby się, skrajnie różnych - żywiołowej ekstrawertyczki i zdystansowanego, niemal skrytego mężczyzny.
Nie przyszło im łatwo pielęgnować uczucie, okoliczności wciąż jakby sprzysięgają się przeciwko nim, wystawiając ich samych na bardzo ciężką próbę.
Jednak we dwójkę są silniejsi, niż pojedynczo.

Ona




I On




Przygarnęli psa - znaleźli go aż w Bośni



'Teraz jestesmy rodziną" - mówi Ona




muzyka!


Oto całość :




Jednocześnie to pierwszy obraz "panienkowy" w takim formacie - zazwyczaj lekko przekraczają A4, teraz - 70 x 50 cm.
Nowe, nowe!
Nowe kołacze do drzwi, trzęsie okiennicami
Otwierać
Otwierać!!!
Chyba tylko dla świeżego powietrza - bo NOWE samo weszło.

I tak poetycko zakończę, niczego nie zapowiadając - lecz powiem, że co spacer, to wracam z psią kupą w torebce (zapominam wyrzucić).