WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

niedziela, 28 czerwca 2015

Antylopa - kontynuacja

No więc... zaczęło się na dobre.
Już w Barcelonie myślałam sobie o duftarcie - na nowo, a wyszłam od samego określenia zjawiska pt. zapach. Jakie jego cechy są dla mnie ważne? Uderzające? Czym powinny się przejawić w zapachowych obrazach?
 I to nie chodzi mi o konkretne wonie, lecz pewien wspólny mianownik, który, do takiego doszłam wniosku, te obrazy powinny mieć. Żeby, wiecie, od razu wyglądały na "nie takie zwyczajne".
Po pierwsze - wielowarstwowość. Po drugie - pewien rodzaj eteryczności, płynności. I wreszcie - chciałabym zawrzeć w jednym oba wyobrażenia zapachów - realistyczne i abstrakcyjne.

Mogę przedstawić Państwu Antylopę (do jej malowania użyłam mieszanki Chergui i Ambre Sultan Lutensa. O nich napiszę w następnym odcinku - a tak wygląda Antylopa w dziennym świetle :


I zadek z ogonkiem



Szlachetna linia nóg


No i całość


To jeszcze nie koniec - potrzebuję nosić podczas malowania po każdym z zapachów jednocześnie na dłoniach. Bardzo jestem ciekawa efektu.

sobota, 27 czerwca 2015

Początek roboty

Mój profesor mawiał "Jak nie wiesz, co malować, maluj duże".
I to była mądra rada!
Ja za to wiem, CO chcę malować, i też mam swój prywatny sposób na rozpoczęcie z przytupem - mianowicie (po pierwsze) włączam piosenkę "rozruchową" :


...oraz... maluję szybko.
Daję tym samym miejsce wydarzaniu się nieprzewidzianych przypadków, które potem skrupulatnie wykorzystuję.
Tym razem - prapoczątek małego duftarciku do Odeur'a 71 Comme des Garcons, o nim jeszcze potem napiszę. Zaś obraz teraz wygląda mniej więcej tak - ławkowiec poszedł w ruch, i duuża ilość farby :


No i poza tym czeka na dalszy ciąg Antylopa - tu zajdą zmiany kolorystyczne :


Zrobiłabym więcej, ale nawiedził mnie przemiły gość.
A ponieważ utrzymuję wczesne chodzenie spać, przynajmniej, póki mój rytm nocy i dnia się nie unormuje, więc mówię Państwu dobranoc, ucieszona i rozgrzana pracą.

wtorek, 23 czerwca 2015

Warszawa i wspomnienie z wakacji

Proszę Państwa, wczoraj stała się rzecz niezwykła - ja, chodząca spać koło drugiej w nocy, położyłam się spać po 22giej. Pierwszy raz w swoim dorosłym życiu.
I zasnęłam, jak dziecko, a zanim to nastąpiło, pod powiekami przesuwały mi się najpiękniejsze obrazy z wakacji (a nie, jak zwykle, np zobowiązania finansowe).

Moje wakacje




Nieba przestrzenne




Las





Oczywiście Promenada



Drogi



I wreszcie jezioro, nad które pojedziemy wszyscy razem




Powrót do Warszawy zaowocował nową zapachową przesyłką, która strasznie mnie ucieszyła - i chyba kompozycja nr 4 niezwykle utalentowanego perfumiarza, się katalizatorem pracowitości. Po krajobrazach pełnych powietrza wydało mi się konieczne uprzestrzennić dom oraz wykonać augiaszową pracę - czyli prania do spodu.
Gucio, kiedy był mały, sprawdzał metki "ciekawe, w ilu stopniach to się pra" - i ja też dziś pram i pram, sprzątam, wysyłam, znalazłam chwilę na małe perfumowe spotkanie, a do tego... ZNANY miesięcznik poprosił mnie o zdjęcia - do artykułu.

Mam też zaktualizowaną listę zleceń (doszło nowe!) i odgruzowaną pracownię.

Krótko mówiąc - zwijałam się jak żuczek


...i chyba dziś, nie bacząc na Noc Świętojańską, położę się spać przed północą, a może tuż po 23ciej.
Czuj duch!

sobota, 20 czerwca 2015

Wpis egzystencjalny



Każde drzewo ma wpisany w siebie wyrok śmierci - jeżeli znajduje się w lasach państwowych, o wyroku decyduje bóg - człowiek.
Tuż za Moją Promenadą zastałam taki obrazek :



Zesztywniałam.
Nie mogłam się ruszyć z miejsca.
Z samej Promenady nic nie widać. Na szczęście.
Ale... na jak długo?
Gonitwa myśli - co zrobię? jakby co? czy dowiedzieć się, jakie są plany?


Drzewom młodym nic nie grozi - ale co z moimi "wyspami" sosen?
Jak wyglądała - by Promenada bez nich...?



Trudno mi znieść widok wycinanych drzew.
Coś we mnie zawsze zamiera.


Kiedy byłam w Barcelonie, wycięto starą mirabelkę na naszym podwórku.
Gucio popłakiwał przez dwa dni.
Kiedy tłumaczyłam Mu, że tak już jest i musi się z tym pogodzić - zacisnął piąstki i powiedział "Ja się NIGDY z tym nie pogodzę, NIGDY!"


Drzewa. Ich obecność. Przez 31 lat - ile urosły wysokie sosny na Promenadzie? Miałam okazje do porównań - po tych, które pamiętam jako piętnastolatka, jako wysokie, prawie nie widać różnicy.


A w moim życiu... liceum, matura, studia, praca w agencji reklamowej, nieudane małżeństwo - dziesięcioletnie, kłopoty, powrót do malowania, wreszcie Wojtek, ślub, urodzenie Gucia (dzień po dniu!), nasze wspólne życie, pasja perfumowa, zaczęcie bloga, Panienki, duftart, wystawy...

Tak łatwo ściąć drzewo - moment i koniec.
Człowiek też - ile dzieli chwilę, kiedy żył, od tej - kiedy umarł?
Jak już kiedyś pisałam - zapytano Stanisława Lema, czy wie, co będzie po śmierci. "Oczywiście - to samo, co przed urodzeniem".
Nieprawda!
Zawsze uważałam, że ludzką pychą jest uznawać tylko to, co wymierzalne i udowodnione naukowo. Półtora roku po śmierci Taty, czuję czasem Jego obecność, teraz już nie raniącą, ale spokojną, Jego wsparcie.

Pamiętam, kiedy bardzo, bardzo wyczerpana pracą nad obrazem, zrozpaczona, usłyszałam sygnał sms.
Chcąc odczytać, prawdopodobnie nacisnęłam nie ten przycisk - wyświetliła się wiadomość sprzed dwóch lat "Całuję cię, córeczko. Twój Tata.". Czemu akurat ona?

A las? Przecież nie tylko składa się ze stojących, żyjących drzew.
Ich śmierć jest dla mnie tragiczna





 ...ale potem zaczyna się przemiana




 Niektóre pnie przypominają dziwne stworzenia




Zostają wchłonięte i przetworzone




(nie wspominając o tym, co my, ludzie, z drzewa robimy)

Jak więc spojrzeć na śmierć? Kaszpirowski, w czasach swojej świetności, zapytany, z czego jest najbardziej dumny, odpowiedział "Jestem w każdej chwili gotów na śmierć. Kiedyś, na scenie, kiedy występowałem, spadło rusztowanie, ciężkie, stalowe, z reflektorami. Krawędź o metr ode mnie. Nie drgnąłem".



Ja tylko wiem, że warto na życie - i śmierć - spojrzeć z szerszej, jakby to ująć - nie bolesnej perspektywy.
Tak, jak ze zdjęciem. Zbyt blisko nie widać tak wiele...


...jak tu, kiedy się oddalę


A Moja Promenada? Jasne, mogę się martwić, co zastanę - najbliższego roku, później.
Ale... ona i tak się przemienią.
Drzewka, teraz małe, nie zasłaniające przestrzeni, dające tak wspaniały oddech, zmienią się z czasem - jeśli dane mi będzie to zobaczyć - w duszny, ciemny lasek, znad którego wprawdzie będą wystawać "moje" sosny, ale ja mogłabym je dostrzec tylko na drabinie.
Jednak jeśli to miejsce, a nie jego uroda, tak mnie - pozytywnie - obezwładniają i wzruszają, to niezależnie od tego, co się na nim stanie, będzie działać.
W każdym razie liczę na "mój" słupek


I tym, w sumie optymistycznym akcentem, kończę wpis, nad którym myślałam przez trzy dni.
A pisałam przez całego Rain Man'a i Halloween (właśnie się skończyło).