WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

środa, 25 marca 2015

Meldunek z pola walki

No więc... wczoraj położyłam się spać przed piątą rano, dając sobie spokój z Oczami.
Dałam za wygraną - zamalowałam je całkiem... od czego obraz zrobił się awangardowy i zaczął przypominać jakiegoś dziwacznego wojownika Ninja.

Dziś rano, przy obudzeniu, czułam wszystkie możliwe złe emocje - zawód, poczucie porażki, lęk (przed praca nad Shalimarem), zmęczenie - ogólnie jakby mnie przygniatały wszystkie ciężary tego świata (sąsiadka mówi, że wyglądam jak śmierć na chorągwi - ale pamięta mnie, kiedy ważyłam 10 kilo więcej - "te obrazy żywią się tobą").

ALE co robić - otworzyłam okno i się zaczęło.
Wzloty i upadki. Na dodatek tak dalece zatraciłam "obiektywizm" spojrzenia, że wydawało mi się, jakbym zupełnie inny obraz miała przed sobą, a inny w aparacie fotograficznym. Niestety, ten ostatni dużo gorszy - ba, rozpaczliwie zły.
Więc wiecie, co robiłam? Malowałam z aparatem, na jego ekranie widząc, co robię.
To pomogło - ale na ile, nie jestem w stanie ocenić... Kiedy widać wszystkie niuanse i błyski błękitu i złota - jest dobrze. Ale w półmroku - nie za specjalnie.

Które wrażenie prawdziwe? Zakładam, że gorsze - lecz z kolei puszczam światło na Shalimara - i dech zapiera.

Po raz pierwszy coś tak mną targa, niepokoi i zrozpacza.

Do tego stopnia, że nie wiem, czy zdecyduję się go pokazać na blogu. To obraz wybitnie do obejrzenia na żywo.

A swoją drogą, rozpaczliwie potrzebuję odpoczynku, choć chwilowego oderwania się od tego szalonego kołowrotu, transu, czy jak go tam zwał. Jeszcze jutro nie odpuszczę Shalimarowi, ale chyba równolegle zabiorę się za coś wesołego, relaksującego i nieodpowiedzialnego (pod względem ekspresji).
Zobaczymy.
Ciekawa jestem, swoją drogą, na co mi ta męka? Co ona daje? Da? Czy zaowocuje w reszcie obrazów? Czy coś mi uświadomi?
Nie wiem, nie wiem.
Ale na pewne pytania odpowiedź poznaje się po czasie - nieraz długim.

Nie tylko ja mam inwencję, nawiasem mówiąc, Gucio postanowił wykonać napis (pochwalę się, że już niemal płynnie czyta!) - ciekawe, czy zdołacie odszyfrować :


Miało być : "Sport Gucia to jazda na rowerze".

Bo synek to zapalony rowerzysta (zdjęcie poniżej z zeszłego roku)


I tym, w sumie optymistycznym akcentem, się z Państwem żegnam.

2 komentarze:

  1. Gucio ma podpis niczym O. Durbano! :)
    A Shalimara teraz to już pragne zobaczyc

    OdpowiedzUsuń