WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wernisaż. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wernisaż. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 24 stycznia 2013

Był wernisaż, jest wystawa

Wernisaż - czyli otwarcie wystawy. Przy takich okazjach zawsze jestem bardzo przejęta.
Na samym początku Brulionu wspominałam, że przed swoim pierwszym otwarciem poszłam dodać sobie otuchy do mojego Mistrza i profesora z ASP i zapytałam, co ja mam tam powiedzieć?
Czy wygłosić przemówienie?
Czy tylko parę słów?
Jakich?
O czym?
Profesor popatrzył na mnie z uśmiechem.
"Wiesz, dla kogo najbardziej jest ten pierwszy wernisaż? Dla Ciebie. Zobaczysz, jak ludzie przyjmują twoje obrazy. Sama nabierzesz otuchy. Co mówić, pytasz? Podziękuj wszystkim za przybycie, a potem samo pójdzie."
Pamiętam przemówienia innych z różnych okazji i miały one zazwyczaj jedną, istotną wadę. Były za długie.

Tak więc, kiedy nadszedł odpowiedni moment, wstałam, weszłam na schodki, trzęsły mi się kolana, ale podziękowałam gościom, że są.
 "I mam nadzieję, że moje obrazy się Państwu podobają, bo są miłe...jak ja. Dziękuję". I dygnęłam jakoś tak odruchowo.
Dostałam burzę oklasków.

Podstawą udanego wernisażu jest to, by obrazy były interesujące, dobrze powieszone (kiedyś, dawno temu Świnia 2 na 2m spadła w nocy ze ściany w pewnym lokalu - od tamtej pory na wszystkich mocowaniach można się wieszać), odpowiednio rozmieszczone - i żeby wnętrze zyskało na tej całej operacji.

W Obrotach Rzeczy wszystkie warunki zostały spełnione.
Można było zaczynać.


Kącik z lampą i Nietoperzem



Ale najważniejsze - i to postawiłam sobie za punkt honoru - żeby Mucha w Zupie znalazła odpowiednie miejsce. Udało się - obok jadłospisu.


A Karaluch/Prusak - z drugiej strony. I tam już zostanie - właściciel zażyczył sobie mieć go na stałe. Czyli - robal sprzedany.



Słup, zgodnie z umową, nie ma mocowań - więc stanął na sztalugach.


Przy okazji - na wystawę przyszła osoba zjawiskowa, żona aktora, znajomego Wojtka.
Nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam zdjęcie.



Drugi człowiek o nieprzeciętnym wyglądzie i charakterze, to znany warszawski bywalec wystaw, Ryszard zwany Rysią. Wielka osobowość, niezwykle wrażliwy, szanujący artystów, prywatnie przesympatyczny.
Zawsze zjawia się tam, gdzie dzieje się w kulturze coś ciekawego.
Warunki pogodowe nie pozwoliły Mu wystylizować się, jak to ma zwyczaj w ciepłą pogodę, kiedy nosi zwiewne szaty, kapelusze, wysmakowane kolorystycznie.



Wszyscy goście byli przesympatyczni, pod koniec zostali sami dobrzy znajomi, ja już na luzie, zdradzałam tajemnice obrazów - np Ślimak - naprawdę są dwa, ale po oprawieniu jeden skrył się pod ramą, więc domalowałam następnego.

Gucio był bardzo dzielny. Piękna Pani bawiła się z Nim cały prawie czas.
Obroty Rzeczy to przemiłe miejsce, właściciel, Piotr, świetny, przyjacielski.
Nie chciało się wychodzić.



Ale Gucio miał już dość.
Kiedy wróciliśmy do domu, miałam tylko ochotę zachować się, jak On.


Dzień obfitujący we wrażenia zakończyłam spacerem ze szczęśliwymi psami (zawsze witają się z nami tak, jakbyśmy cudem wrócili - zmartwychwstali) w oparach Black Orchid Tom Forda.

Uff.

PS. Uważam, ze zdjęcie pierwsze - z kieliszkami - jest genialne.

PS. PS. Nie chcę mówić głośno, ale w ślad za wernisażem poszły pewne propozycje nowych wystaw na wiosnę, cicho szaaa...