Tak się cudownie złożyło, że w tej własnie chwili dostałam przesyłkę z próbkami od Pani Stettke i zabieram się za ostatnią odsłonę obrazu. Chwileczkę, chwileczkę, aplikuję perfumy na nadgarstki - i zaczynamy.
No nie, nie wytrzymam - więc na początek (wg zasady Hitchcocka - najpierw w filmie ma być trzęsienie ziemi, a potem napięcie powinno tylko rosnąć) - proszę - oto Pani Stettke w moim wyobrażeniu.
Od początku wiedziałam, że głównym kolorem w obrazie będzie czerń, a jednocześnie osobę tak różnorodną, jak Zleceniodawczyni, widziałam w kolorach.
Rozwiązanie - wielowarstwowość.
Pod spodem kolor, na wierzchu - czarny. Kolor poszedł błyskawicznie, za to górna warstwa...no nie. To nie była szybka robota.
Postawiłam bowiem na dekoracyjność.Ornamenty ze skrzywieniem secesyjnym (tak, wiem, jak to brzmi). Które, żeby robiły wrażenie, muszą być perfekcyjnie dopracowane.
Prezentować będę zdjęcia podobnych fragmentów, w różnych oświetleniach.
A tu moja zmora (z powodu pracochłonności i nocnej pory wykonywania), którą Wojtek porównał do linii papilarnych.
A. no jeszcze nie pisałam - żeby postać Pani S. nie wyglądała, jak wycinanka (bo tło kolorowe, a Ona czarna), trzeba było utworzyć część wspólną - czyli wpleść barwy w linie.
Wzoru na ubranku panienkowym zrobić nie chciałam, gdyż Zleceniodawczyni nie nosi żadnych rzucików (a kusiłam Ją smsowo małymi niezidentyfikowanymi kolorowymi obiektami - w sensie umieszczenia ich na kombinezono - sukience).
Więc - żeby jej postać nie zginęłam w masie linii i kolorów, zrobiłam dwie rzeczy - rozjaśniłam "aurę" i pogłębiłam czerń. Czarniejszy odcień czerni, co już sprawdziłam przy Nietoperzu, uzyskuje się pokrywając ją ciemnym fioletem.
Ale, co tu dużo mówić, gdyby sylwetka nie była doskonała, mogłabym sobie cudować - na próżno.
I te nogi!
Uwaga, coraz bliżej ostatecznej odsłony - tu sylwetka w zbliżeniu
I nie odmówię sobie na koniec zamieszczenia zdjęć całości - w trzech różnych oświetleniach.
No i jak? Że tak enigmatycznie zapytam