WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

niedziela, 29 czerwca 2014

Panienka Kryminalna - PREMIERA

(bardzo proszę włączyć muzykę)


Poranek
Taras.
Kwitną róże i peonie.


W dali sielski pejzaż.


Na ganku stoi kobieta na bardzo wysokich szpilkach.


Zamiast wdychać zapach kwiatów i świeże powietrze z łąk - bezwstydnie pali papierocha w długiej fifce, trzymanej w szczupłej dłoni ze smukłymi palcami, ubranej w aksamitne, ciemnozielone rękawiczki.
Czerwień sukni odcina się od może - co zauważyłby tylko bystry obserwator - nienaturalnie pobladlej twarzy.



Nienaganna sylwetka i suknia szyta na zamówienie od najdroższego krawca, sprowadzona z Paryża.


Ktoś mógłby zauważyć leżący nieopodal przedmiot, porzucony jakby od niechcenia.
Pistolet. Z lufy unosi się jeszcze smużka dymu, na którą kot o stalowoszarym futrze patrzy ni to z przestrachem, ni to z zaciekawieniem.




Anna słyszy szelest - ale poznaje swojego przyjaciela, małą bestyjkę, którą tak bardzo kocha.


Czy ktoś uwierzy, że kocie zdziwienie jest udawane, przestrach pozorny...
Dlaczego?
Bo...to on strzelał!

By ocalić ukochana panią - pozornie ją pogrążając, ale jest jeden człowiek, który uwierzy w niewinność Anny. Ona tylko zna jego imię.

Taka sytuacja :


Nie powiem, szkoda się rozstać z Anną.

Zaskoczył mnie ten obraz. Może dlatego, że również lubię kryminały.
Chociaż do końca nigdy nie wiem, kto zabił.

sobota, 28 czerwca 2014

Przedpremierowo - zapowiedź

No więc jutro nastąpi premiera Kamiennej Panienki, która już wcale nie przypomina siebie z poprzedniej odsłony.
Jest kolorrrowo!


Jest obraz w obrazie


Jest nowa kreacja



I będzie intryga.
Wprowadzenie tak zdecydowanych barw do poprzedniego stonowanego, monochromatycznego obrazka, zaskakująco wiele mnie kosztowało. Konkretnie dwa dni prób i błędów - i cieszę się, że obrazek ocalał.
Tylko jedna sprzeczka wynikła z mojej artystycznej nadwrażliwości.

Zarzuciłam W. że mną manipuluje. Oburzył się :
"Ja? Ja manipuluję! Nigdy. Nawet, jeśli jestem znacznie inteligentniejszy od kogoś (nie mówię, że zawsze) to durnia z niego nie robię. Chyba, że dzwonią głupki z ofertami..."

Prawda. Muszę nauczyć się obsługiwać dyktafon. Dla tych rozmów.

piątek, 27 czerwca 2014

Krytyczny Pt. - Aleksander Laszenko - Miejski pejzaż z nastrojem

Najpierw proponuję wcisnąć play :


Wiecie, że nawet ciężko mi pisać, bo tak mi zależy na tym, żeby Państwo poczuli choć część wzruszenia (albo może poruszenia), którego przyczyną stało się malarstwo Aleksandra Laszenki.

Szukając w necie materiałów na Krytyczny Piątek, nagle, wśród innych obrazów, zobaczyłam ten :


...i ten...


 ...i przepadłam.

Znają Państwo moje upodobanie do miejskich pejzaży, jaką czcią otaczam elektrociepłownię Siekierki.
Czasami śni mi się, że jestem sama w mieście, bezludnym mieście, mam tego pełną świadomość i to działa na mnie...kojąco.
Wydawało mi się, że moje upodobania są na tyle osobiste, że trudno byłoby mi je przekazać - a tutaj widzę, że ktoś maluje to, co śniłam.
Puls mi podskoczył - kiedy dowiedziałam się, że Artysta jest Polakiem i mieszka w Warszawie..

Pomyślałam, że wręcz powinnam zrobić wszystko, żeby poznać kogoś, kogo twórczość w zasadzie mogłaby być moją (gdybym zdecydowała się na miejskie pejzaże) - i nie minęło pół godziny, kiedy zostałam zaproszona do pracowni Aleksandra Laszenko. Przez niego samego.

Żadna wystawa nie zastąpi widoku Artysty w jego środowisku, gdzie pod ścianami i na sztaludze stoją obrazy widziane wcześniej tylko w wirtualnej przestrzeni. Tu muszę zastrzec - opisuję tylko i wyłącznie swoje wrażenia, nie zaczynając każdego zdania od słów "wg mnie",  jedynie by uniknąć powtórzeń.



 Mimo, że AL jest człowiekiem pozbawionym jakiejkolwiek pozy, sympatycznym, zwyczajnie mówiącym o swoim malarstwie - było mi wręcz głupio, kiedy zająwszy miejsce siedzące, zapadłam w stupor.
"Mózg mi się wyłączył, przepraszam"
Na co AL odrzekł z uśmiechem "Jeszcze się obudzi"
Czy można się dziwić, skoro miałam TO na wyciągnięcie ręki :




Kiedy oswoiłam się z sytuacją, zaczęłam zadawać pytania, przekonując się, że na najważniejsze dla mnie kwestie dotyczące swego malarstwa AL odpowiada dokładnie tak, jak przewidywałam.
Czyli - rzeczywiście, najważniejszy jest nastrój. Niepokojący - po pierwsze przez pozbawienie architektury (przecież nierozerwalnie związanej z człowiekiem) ludzkiej obecności. Dlaczego nikogo nie ma? Kataklizm? Coś złego musiało się stać...?
"Kiedyś Bonanza w TV" zażartował AL (nawiasem mówiąc, wg malarza budynki są najdoskonalszymi rzeźbami miejskimi)
Fascynujący mnie moment przed burzą, kiedy niebo staje się ciemniejsze od budynków, obiektów, oświetlonych ostrym światłem od przodu - a z tyłu nadciąga nawałnica - jest równie interesujący dla AL.


Tego rodzaju obrazy AL tworzy od 12stu lat, a jednym z pierwszych był poniższy, zainspirowany modernistycznym budynkiem, zaprojektowanym przez ucznia Le Corbusiera (modernizm to również jeden z ulubionych okresów malarza) :



W pewnym momencie AL powiedział, że właściwie to ON chętnie zdałby mi pytania, jak odbieram jego twórczość. Co mnie zaintrygowało. Czego chcialabym się dowiedzieć.
Ciekawiło mnie przede wszystkim, jaki jest ktoś, kto tak maluje.
Spodziewałam się, powiem szczerze, mrukliwego introwertyka, a tu - proszę : człowiek, który, żeby nie zwariować, maluje parę rzeczy naraz, który - również z tego powodu - wyżywa się jako solista w zespole Zupa Trio, gdzie każdy z utworów nosi tytuł innej zupy - a więc Pomidorowa, Ogórkowa itp (nagrywają materiał studyjny). Zapomniałam zaproponować Szczawiowej...

Zapytałam - a jakże - o sztukę nowoczesną. Zdaniem AL kwestia o tyle trudna, że dopiero proces czasowy weryfikuje, pokazuje wartość. Jego zdaniem - jak wszędzie - tylko (?) pięć procent to rzeczy godne uwagi. Reszta jest hochsztaplerką, która się udaje dzięki temu, że widzowie w większości nie mają nic do powiedzenia, poza tym, że "ja się na tym nie znam".
Tutaj AL się ożywił - "Nie ma czegoś takiego, jak "nie znam się". Jeśli nie można nic powiedzieć, dopóki się nie przeczyta karteczki z opisem, nie mamy do czynienia ze sztuką. Która powinna bronić się i funkcjonować bez tłumaczenia.
"A co w takim razie..." -zapytałam- "...np ze sznurkami na ścianie, ktore okazują się szwami wyjętymi ze zwłok?"
"Wizualnie to nie jest interesujące. A wizyta w Oświęcimiu podziałałaby znacznie silniej."
"Po czym poznać w takim razie (mówimy o sztuce) prace godne uwagi?"
"Nie ma tanich efektów" - TANI - słowo, którego mi brakowało przy okazji Krytycznych Piątków.
Wówczas, żeby ukryć nierozsądny uśmiech i wzruszenie (że ktoś myśli podobnie), gorliwie przystąpiłam do picia herbaty.

A naokoło mnie takie cuda (pierwszy obrazek ma wielkość mniej więcej dwóch dłoni!) :




AL mówi o sobie, że jest raczej leniwy, ale gdyby musiał się podporządkować jakiemuś trybowi regularnej pracy - np plener czy malowanie od godziny do godziny, to nie byłoby problemem. A co byłoby? Konieczność porannego wstawania.
Pytałam o przewidywalność pracy nad obrazami - coś takiego u AL nie występuje. Zawsze jest niespodzianka. Natomiast gdyby miał namalować dwie, powiedzmy, takie same prace, to proszę bardzo (nawet coś podobnego miało miejsce - jacyś celebryci zażyczyli sobie bezwzględnie obrazu wcześniej sprzedanego - i dostali podobny).
AL maluje w różnym świetle, chętnie wieczorami, w sztucznym, wychodząc z założenia, że obrazy i tak są często prezentowane w takim rodzaju oświetlenia.
Precyzja...jest potrzebna, tak


Przy okazji wyjścia, mając przed sobą perspektywę marszu piechotą z Ochoty do Łazienek, zapytałam o spacery. Czy lubi. Pasjami. Nawet zygzakiem po mieście.
Tak, jak ja, uważa, że to najodpowiedniejsze tempo dla obserwacji.
Co nie przeszkadza Mu być fanem metra.


Przyznam się Państwu, że szłam do AL trochę z duszą na ramieniu - co się we mnie stanie, kiedy zobaczę "swoje" obrazy? Obawy okazały się zupełnie nieuzasadnione. Świadomość, że ktoś już maluje "za mnie", a ja mogę zająć się spokojnie czymś zupełnie innym, spowodowała, że poczułam się tak jakoś lekko.

A mijając miejskie widoki wiedziałam, że jeśli coś zatrzyma mój wzrok, mogłoby znaleźć się na płótnie AL.


Na koniec - notka biograficzna ;
Aleksander Laszenko urodzony w 1978 w Warszawie. W latach 1994 - 1999 ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych imienia Wojciecha Gersona w Warszawie, a następnie w latach 1999 - 2004 warszawską Akademię Sztuk Pięknych na wydziale malarstwa. W czasie studiów naukę pobierał w pracowniach:
- malarstwa profesora Jarosława Modzelewskiego [dyplom],
- rysunku profesora Tomasza Żołnierkiewicza,
- rysunku profesora Stanisława Baja,
- rzeźby profesora Piotra Gawrona [aneks do dyplomu].

Obecnie zajmuje się malarstwem, rzeźbą, oraz działalnością muzyczną. Współzałożyciel powstałej na jesieni 2004 grupy artystycznej Der Blaue Ratler. Brał udział w czterdziestu wystawach indywidualnych oraz zbiorowych w Polsce, Austrii, Niemczech i na Słowacji.

aaach...!

 A w ogóle pracownia jest jedną z wielu w budynku - bo to kamienica artystyczna (Kamienica TA3), w tym jeden poziom zajmuje galeria. Kamienicę współtworzą dwie organizacje: stowarzyszenie artystyczne FRONT SZTUKI i FUNDACJA POMPKA z galerią fotografii "OBSERWACJA" i pracownią .
 I pachnie tam jak na ASP - terpentyną, farbami i SZTUKĄ. (a po mojej wizycie również Aoudem Montala, pomarańczowym)

czwartek, 26 czerwca 2014

Panienka Emilka

Więc postanowiłam zrobić sobie krotką przerwę na odpoczynek od ostatniej "kamiennej" sylwetki i wzięłam się za wspomnianą poprzednio Panienkę E.

Mówiłam, że Zleceniodawczynię znam osobiście - ale zanim się spotkałyśmy, miałyśmy kontakt dzięki stronie internetowej. Wspólnych tematów nie brakowało - bo i Ona jest "z perfum" (czyli z forum perfumowego).
Wiedziałam, że pasja Jej i Jej męża to wspinaczka, a ponieważ pracują przy komputerze, czyli nic ich nie trzyma w konkretnym miejscu, wynieśli się ze stolicy tam, gdzie czynsze są tańsze i okolica obfitująca w skałki.
W zestawieniu z moim wrodzonym lenistwem, wysportowanie i siła E. budziły mój respekt i szacunek. Kiedy więc dowiedziałam się, że będziemy miały okazję się spotkać - zależało mi na zadowoleniu ze swojego wyglądu. Tyle, że starania dały efekt odwrotnie proporcjonalny (nie pierwszy taki u mnie "przypadek"). Umalowałam oczy na niebiesko - perłowo (aż W. powiedział, że przypominam jakieś stworzonko z kreskówki z klapkami na oczach), wbiłam się w spodnie w turecki wzorek i założyłam wypszały w kolorze sweterek, bo wydawał mi się wysmakowany w odcieniu.
E. wkroczyła do mojej pracowni jak przybyszka z innego świata - wysoka (mój wzrost to marne 159), o postaci lekkoatletki, efektowna blondynka o wyrazistej urodzie.
Ale kiedy tylko zaczęłyśmy rozmawiać, zapomniałam o wyglądzie. E. to osoba...takich ludzi określa się mianem "myślący". Jednocześnie konkretna, ale i z fantazją. Słowem - nasze spotkanie było początkiem dłuższej znajomości. Mam wielu znajomych, ale nikt tak, jak E. nie zaraża mnie dobrą energią.

Jaka więc będzie ta panienka?
Na pewno nie taka, jak teraz.


Wprowadzę bowiem dużo koloru - no, bez przesady, ale jednak.
I jeszcze wspomnę, że E. chociaż sprawia wrażenie kogoś, kto zawsze dobrze wie, czego chce i potrafi to uszczegółowić - tym razem, widząc moje poprzednie obrazy, całkowicie się na mnie zdała.

Przypominam, że jutro Krytyczny Piątek i malarstwo, które mnie zachwyciło jak żadne od dobrych paru lat. Przekaz tych prac siłą oddziaływania nie ustępuje obrazom Nowosielskiego - a to mój Mistrz, więc wyobrażają sobie Państwo, jak się cieszę, że przeprowadziłam śledztwo i dotarłam telefonicznie do Autora. Ba! Zostałam zaproszona do jego pracowni - a więc będzie to zdecydowanie recenzja "żywa".

Jutro piątek nie tylko Krytyczny, ale również ostatni piątek Gucia w przedszkolu...
W związku z uroczystościami, uczesany i odświętny, pozował mi do zdjęcia.
Tylko jakoś z uśmiechaniem się było słabo.


Stojąc za obiektywem, zapytałam synka :
"Nooo, uśmiechnij się! Co się mówi, żeby się uśmiechnąć?"
"SERRRR!!!!"
"Wiesz, Guciu, że to z angielskiego? A jakbyś inaczej powiedział?"
"STARY ŚMIERDZĄCY SERRRR!!!!"


Działa, jak widać powyżej.
Na mnie również!

środa, 25 czerwca 2014

Pani goni panią

Zaczynam nową Panienkę - więcej napiszę o Niej w następnym odcinku - ale wspomnę tylko, że Osobę znam osobiście, lubię i cenię...
...i tak, jak mi nie poszedł początek, teraz MA BYĆ już z górki

Postać naszkicowaną od razu zlikwidowałam - zostawiając nogi


...potem jedną nogę...


...a potem postać odnowiła się jak Feniks z popiołów


(uprasza się Zleceniodawczynię o zachowanie spokoju)

Tymczasem nad poprzednim obrazem myślę cięęężko...
Co wprowadzę nowe kolory, to chwytam za zmywak i wycieram. Szkoda mi tej monochromatyczności, a może (jeszcze) brak odwagi, żeby wprowadzić mocny akcent?
Na razie postać wygląda tak :


Tak, pończochy są ze szwem!

No i na koniec podzielę się wiadomościami - dobrą i złą.
 Najpierw zła (zawsze wybieram zło na początek) - nie ma mnie na liście stypendystów z Ministerstwa - choć Wpływowa Osoba powiedziała już miesiąc temu, że "ledwie obsadzili koryto i nie mam na co liczyć", nie wspomnę, że na jedno miejsce ok.200stu osób - to w skrytości ducha liczyłam na cud chyba.
Oczywiście zamierzam z Duftartem startować do następnego "projektu". Rocznego tym razem.

Druga wiadomość - dobra - udało mi się znaleźć wolny termin na przełomie lipca i sierpnia i tym razem z Gustawem jadę na swoje ukochane Mazury! Nie będzie mnie 2 tygodnie.
Ostatnie dla synka wakacje przed szkołą we wrześniu.


 A w lesie Ministerstwo, Zus i tym podobne instytucje mogą mnie, jak mówi W. "cmoknąć w pompę".

Jeśli Państwu umknęło, planuję Duftarty do takich zapachów :
- Gloria Cacharela
- Eau des Marveilles Hermesa
- Aqua di Sale Profumum Roma
- Black Turmaline Durbano (z ostatniej chwili)
Powyższe "dla ludzi" (dostałam propozycję wypożyczenia jakby - co), zaś na potrzeby wystawy z pewnością sportretuję Black i Dwójkę CdG i na pewno jakiś agar (aoud) - chyba w pierwszej kolejności. Sięgnę też po klasykę.

A- gdyby ktoś spoza facebooka chciał obejrzeć moją nową stronę Duftartową, to prosz :
Duftart Neyman 
Z góry przepraszam, jeśli to nie wyświetlałoby się dla osób niezalogowanych - ale liczę na to, że jednak każdy chętny zobaczy.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Panienka - kolejna odsłona

Dziś bez wstępów.
Wydaje mi się że uda mi się zawrzeć w bieżącym obrazku to, co dla mnie najcenniejsze - nastrój.
Taki specyficzny, niekoniecznie wesoły - lecz pełen zamyślenia, tajemniczy, z niedopowiedzeniem...


Oczywiście, dojdzie mnóstwo detali - plus dwa bardzo istotne.
Ale...gdyby to miał być obraz tylko dla mnie, nie wprowadzałabym wcale nowych kolorów, pomyślałabym też nad pogłębieniem poczucia pustki, kamiennego chłodu.
Ciekawe, może kiedyś - tam stworzę swój portret...? Panienkowy?


A propos detali - są na razie w ołówku.


A ja się przyznam, że już równolegle rozpoczęłam następną postać...

Tymczasem dziś Dzień Ojca! Gustaw z tej okazji podarował nam laurkę - bo w przedszkolu uznawany jest tylko dzień rodziny - trudno powiedzieć, z jakich powodów.


Ale u nas święto dzisiejsze dotyczy tylko Wojtka.

 

Z ostatnich wspólnych sukcesów synowsko - ojcowskich : Gustaw jeździ od przedwczoraj na rowerze dwukołowym całkowicie bez asekuracji.
Poza tym Guciowi rusza się ząbek - czyli wychodzą stałe.
Oraz jest Noc Świętojańska. Coś by się zrobiło z tej okazji - ale co?

sobota, 21 czerwca 2014

Panienka - cd

No więc...
Kolory nowej Panienki były ustalone przy okazji pierwszej rozmowy ze Zleceniodawczynią.
Że przede wszystkim beż.
Jak mogłam być tak naiwna, żeby uważać, że ten problem - barwowy - mam rozwiązany.

Chcąc przyśpieszyć pracę, położyłam tło przy niepogodzie, w szarówce niemal, dokończyłam przy sztucznym świetle - a tu następnego dnia wyjrzało słońce i okazało się, że sympatyczny odcień okazał się (zamiast stylowej kości słoniowej) rozrzedzoną kawą zbożową.
Całe szczęście, że nie naniosłam reszty detali, bo musiałabym "wybierać' kontury pędzelkiem.
Oczywiście - dla mnie to oczywiste ale może warto zaznaczyć - nie korzystam prawie z gotowych odcieni. Zazwyczaj kolor robię z dwóch, najczęściej trzech innych.

Teraz tło osiągnęło pożądany odcień, którego mój aparat nie był w stanie uchwycić.


Fotografia jest nico opóźniona w stosunku do stanu faktycznego - myślę, że skończę "na dniach".

Kiedy coś (jak wspomniane pierwotne tło) mi nie wychodzi, nie znoszę żadnego towarzystwa. Z wyjątkiem jednej domowniczki.


Cicha towarzyszka moich zmagań, czasem tylko przypominająca mi o sobie dotykiem mokrego, zimnego nosa. Woli leżeć bliżej mnie, na podłodze, niż na amerykance trochę dalej.
Taki to jest pies!

piątek, 20 czerwca 2014

Krytyczny Piątek - Michał Misiak

Z wielką ulgą i radością prezentuję dziś Państwu, dla odmiany, kawał dobrego malarstwa. Na dodatek jego Autor operuje perfekcyjnym warsztatem - a więc po bodaj trzech tygodniach zobaczycie prace, które naprawdę trudno wykonać (ja np. bym nie była w stanie).

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam te obrazy - pozornie abstrakcyjne (pozornie - bo dla mnie abstrakcja nie istnieje), natychmiast skojarzyły mi się z dźwiękami. Nie myliłam się.
I w tym momencie bardzo proszę nacisnąć PLAY i posłuchać - autorstwo Michał Misiak.


Obrazy robią wielkie wrażenie - zdjęcia są może w stanie oddać niewielką część "prawdy".

Jaki jest ktoś, kto tworzy sztukę tego rodzaju (przypuszczam, że ja dostałabym szału na samym początku pracy, a może nawet wcześniej)? Na to pytanie nie znalazłam odpowiedzi - poza tym, że jakąś odpowiedzią jest jej brak...

Sam M. o swoim malarstwie pisze tak :
"Zawsze miałem przeczucie istniejącego ładu w otaczającym nas wszechświecie. Geometria użyta w moich pracach w postaci rytmów linii jest wyrazem porządku i harmonii. Interferencja obecna w rysunkach i obrazach odnosi się do przeczuwanej przeze mnie nieustannej wibracji wszechświata. Proces powstawania moich prac nosi cechy medytacji. Obrazy są zaledwie produktem powstającym „przy okazji” tego procesu i stanu umysłu, który mu towarzyszy. Mam jednak nadzieję, że dzięki swojej wizualnej formie, mogą zainicjować określony stan u odbiorcy. Tym samym, moje, niemożliwe do zwerbalizowania doświadczenie, może stać się jego udziałem.
Zawsze istotna była dla mnie potrzeba ograniczania środków wyrazu, oraz element ścisłego planowania pojawiających się w wyobraźni koncepcji. Zdecydowałem ograniczyć się do operowania linią prostą lub krzywą. Właśnie linia stała się dla mnie podstawowym budulcem, dającym możliwość osiągnięcia zamierzonego celu. Zwielokrotniona - pozwalała na zbudowanie plamy o niejednorodnej, wibrującej strukturze. Poddana prostym zasadom geometrii stawała się cząstką elementarną, tworzącą większe układy odzwierciedlające pitagorejskie pojęcie piękna i harmonii. W procesie powstawania wymagała długotrwałego skupienia i powtarzalności, wprowadzając mnie w stan bliski medytacji, którego echo chciałem w moich pracach zawrzeć."

A teraz (zakładam, że poprzednia ścieżka dźwiękowa się skończyła) - ważne dla odbioru obrazów - proszę uruchomić dźwięk/i :

Obrazy jako produkt uboczny procesu twórczego! Dokładnie przeciwnie, niż u mnie.
Proszę, oto owe "jakby odpady" (wyrażenie użyte w rozmowie ze mną)

Najpierw - czarno białe.





(tak, to moje odbicie)

A w kolorze (fragmenty w silnym powiększeniu) - 




"Wibrowanie" linii jest wzmocnione wyborem kolorów - o ich zestawieniu można potocznie napisać, że się gryzą, może nawet zgrzytają.





W najbliższych dniach dodam jeszcze suplement w błękicie.
Mnie te obrazy poruszają - z racji szczerości i niezwykłego nastroju. Daję - z przyjemnością - swoją rekomendację. I wróżę M.M. karierę.
A mam nosa.

Na koniec -  notka biograficzna :

Michał Misiak
Urodzony w 1973 roku, w Tarnowie. Studiował na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dyplom w 1999 roku z wyróżnieniem w pracowni prof. Stanisława Rodzińskiego z aneksem graficznym w pracowni drzeworytu prof. Zbigniewa Lutomskiego. Aktualnie pracuje jako adiunkt na Wydziale Architektury Wnętrz krakowskiej ASP. Twórczość w zakresie malarstwa, grafiki, rysunku, fotografii oraz filmu eksperymentalnego. Stypendysta Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP oraz laureat kilkunastu nagród i wyróżnień. Jest autorem ponad 20 wystaw indywidualnych, oraz uczestnikiem ponad 90 wystaw zbiorowych.

I dziękuję Galeria Van den Berg za możliwość zobaczenia wystawy, nadesłane materiały (nawiasem mówiąc, galeria znajduje się w niezwykłym miejscu, zachowanym kawałku śródmiejskiej Warszawy - odnowione kamienice, przedwojenne, sasiadują z tymi na skraju ruiny, a bentley'e i porszaki są zagrożone aktywnością bywalców Alkoholi 24 H - warto zobaczyć !).

Wystawa czynna do 27.06.2014.
Mimo wszelkich starań, mój wpis nie zastąpi kontaktu na żywo z pracami Michała Misiaka. 
Nie chcę popadać w pretensjonalny ton, ale dla mnie rzeczywiście było to przeżycie bliskie medytacji (tak przynajmniej sobie wyobrażam na podstawie b. skromnej praktyki).