WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

niedziela, 26 lipca 2020

Kobieta niedoskonała

W zeszłym roku, na plenerze w nawiedzonym pałacu, w którego piwnicach odbywały się satanistyczne praktyki, a ostatnia właścicielka była mistrzem ceremonii, poznałam malarkę, Marysię M. Na szczęście nie było tak, jak często, że kogoś poznajemy i polubiamy, kogoś, kto urzęduje na drugim końcu Polski. Marysia* mieszka o dwa kilometry ode mnie i często urządzamy sobie sesje malarskie.
To właśnie Marysia namalowała mi mój domek, od Niej, dzięki wymianie, mam obrazy, które niezwykle mnie cieszą, bardzo różne od moich.


Marysia była skrzypaczką. Od dzieciństwa w kieracie i spięciu. Skończyła Wyższą Akademię Muzyczną, grała koncerty, przypłacając to wielkim stresem. Ostatni występ był wyjątkowy. Luz, żadnego napięcia. Położyła się spać szczęśliwa i zrelaksowana.
Następnego dnia sięgnęła po skrzypce i już nie mogła grać! Przy każdej próbie ręka wpadała w niekontrolowane drgania. Zaczęło się chodzenie po specjalistach, lekarzach, w tym oczywiście neurologach - zero rezultatów. Powodem najprawdopodobniej było wspomniane napięcie, które trzymało w ryzach, spinało rękę. Kiedy go zabrakło - klęska.
Skrzypce oddała uczącej się gry dziewczynce, której rodziny nie byłoby stać na tak świetny, jak Marysi, instrument.
M. nie załamała się, zainteresowała malarstwem, skończyła wyższą szkołę.


Podziwiam jej podejście do malowania, skrajnie różne od mojego - bo cyzeluje obrazy, niestrudzona w podejmowaniu wyzwań plastycznych, wymagających skrupulatności i dopieszczania szczegółów.


Stanowimy więc niezwykły duet - ja szaleję, wycieram warstwy farby, przemalowuję obrazy bez żalu. Ona - posuwa się niemal centymetr po centymetrze. Nawet prace żywiołowe oprawia, wkładając w to mnóstwo inwencji i starań.
Jakiś czas po plenerze Marysia wpadła na pomysł świetnego cyklu - Kobieta Niedoskonała. Jest tam miejsce dla pani poprawiającej sobie majtki, dłubiącej w nosie, ogryzającej skórki, z rozmazanym makijażem i innych.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy znam kogoś z rozstępami na piersiach. Znam na pewno, ale przecież nie zapytam "Przepraszam, czy ma pani rozstępy tu i ówdzie?"
Nagle - olśnienie. Przecież moja turbo - pierś (po rekonstrukcji) jest warta więcej niż tysiąc rozstępów!

Spotkałyśmy się - rozpięłam guziczki koszuli. M. wydała okrzyk podziwu. "To jak chwalebna blizna, świadectwo zwycięskiego boju!". Sfotografowała mnie - powstawał obraz. M. mówiła, że dozuje sobie pracę nad nim, smakując pociągnięcia pędzla (jak kiedyś smyczka po strunach).  Wreszcie - gotowe!


Wiecie, trudno opisać, co poczułam, widząc na wielkim formacie swój dekolt, bliznę. Wzruszenie, coś jakby duma nawet! Coś wspaniałego.

Mogę tylko napisać : DZIĘKUJĘ. A tak wygląda moja piękna przyjaciółka - malarka.


*Maria Michoń Maria Michoń Paintings

sobota, 25 lipca 2020

Reportaż z wyjazdu cz. I

Tego dnia wzięłam walizę na kółkach, przytroczyłam kijki do nordic walking, co nadało jej wojowniczego charakteru i pojechałam na kontrolę do Centrum Onkologii.
To ogromny budynek, moloch, korytarze ciągną się kilometrami, morze smutku i łez. Zdarza się uśmiech, nawet śmiech, na który wszyscy się odwracają, żeby zobaczyć, czy ktoś zwariował? Z tego wszystkiego.

Dlatego zawsze wkładam tam żywe kolory, zawsze mówię dzień dobry, prostuję się i wysoko trzymam głowę, choćby nie wiem, co. Teraz wyobraźcie sobie, że tak dobrych badań nie miałam od dwóch lat! A musicie wiedzieć, że od ponad miesiąca jestem na zdrowotnej diecie.
Lekkim krokiem, w euforycznym nastroju, wyszłam na zewnątrz, na słońce i wiatr, ciągnąc swoją walichę, która wydała mi się lżejsza o 10 kilo, z tej całej radości. Po 7,5 godzinach, bo w Instytucie nigdy nie jest się krótko.

Pomknęłam na dworzec, ledwie zdążyłam - trzy minutki przed odjazdem pociągu.


Godzina z hakiem i otwierałam drzwi drewnianego domu w lesie. Takie jest życie - ludzie to mówią, kiedy spotyka ich nieszczęście, a ja odwrotnie, na szczęście tak mówię.




Jeszcze świeże ślady po pobraniach krwi, a ja siedzę sobie na ganku, jak królowa.
Czekam na zmierzch, tonąc w zapachu drewna, lasu, wciągając w płuca rześki chłód.

Postanowiłam spać na werandzie.


Rano domek zalało słońce i jaskrawość zieleni




We wsi spotkałam 5 osób. Każda powiedziała mi "dzień dobry". Na każdym kroku kapliczki i krzyże.





Las młody, nie to, co na Mojej Promenadzie na Mazurach. Nie ma strzelistych pni i prześwietlonego podłoża, jest ciemnawo i tajemniczo. Aż tu nagle, zamiast polany, prostokąty zbóż.



Las w dużym stopniu dębowy, dęby, wiekowe, często się spotyka. Najsłynniejszym jest Sławoj.



Jego wiek ocenia się na 600 lat co najmniej. Pusty w środku, rozpękłby się na dwie części, gdyby nie spięto go... no, właśnie, czym?


Mówi się, że to gąsienica czołgu z I wojny światowej. Inni twierdzą, że część traktora, jeszcze inni, że pas transmisyjny. Lub kawałek czołgu z tajnej alianckiej dostawy.
Spytałam miejscowego, dziadka siedzącego na progu domku (na każdej ścianie po dwie, trzy budki dla ptaków) czy wie coś o pustym dębie w dworskim parku.

" Pani, ile myśmy w tym dębie wódki wypili! Milicja nas goniła, to mówiliśmy, że padało i trzeba było się schronić"


Dąb pierwszy raz zobaczyłam dwa lata temu, pomiędzy cotygodniowymi sesjami chemioterapii. Podeszłam do niego i modliłam się o zdrowie. Na głowie kolorowa chusteczka ukrywająca łysą czaszkę. Pogłaskałam wiekowy pień i wtedy dąb spojrzał na mnie.
Sęk ukształtował korę na kształt oka, wyglądającego na słoniowe, przyglądające mi się z uważną mądrością. Popłakałam się wtedy. Nie wiedziałam, czy go jeszcze zobaczę.

KONIEC części pierwszej.

środa, 15 lipca 2020

Mała przerwa techniczna - kłopot z nadmiarem

Drodzy czytelnicy!
Mam wrażenie, że skończył się pewien etap w mojej twórczości. Tak, jak w Panienkach, w pewnym momencie musiałam je skończyć, żeby zacząć coś nowego, tak i teraz - pojawiła się rozkoszna przestrzeń.


spowodował to ten obraz :


Przechodził szereg metamorfoz.


Czy uwierzycie, że zaczęło się od niego?

tak, na tym słupie powstał później ten:


i wreszcie :


Francuzi mają na to określenie : kłopot z nadmiarem.
Więc i ja to poczułam i NAGLE (niezwykłe, bo to była chwila) zdecydowałam "nie tędy droga".


Nie, żeby mi się nie podobał, ale to nie ja.

Teraz, znaczy się jutro, wyjeżdżam w las, biorę malowanie, książkę, kijki do nordic walking (od tygodnia godzina dziennie, jestem z siebie dumna) i robię przerwę od pisania.

Tak więc, po emocjonującym oczekiwaniu na werdykt trzech lekarzy, który wczoraj wybrzmiał  "Czysto, proszę wypoczywać" mam zamiar właśnie opuścić na tydzień swoje kochane miasto.


(ale spektakularna malarska metamorfoza, prawda? )