WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą premiera. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą premiera. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 29 czerwca 2017

Tęsknota / Pragnienie - PREMIERA

Z wielkim zadowoleniem zapraszam do obejrzenia mojego obrazu, który na premierę czekał na odpowiedni czas, a konkretnie pogodę. Bo pokazywać go przy błękicie nieba i beztroskiej aurze nie chciałam.
Teraz właśnie nadchodzi ( a gdzieniegdzie nadeszła) burza z wichurą, brudnoszare ciężkie chmury przesuwają się nade mną, z coraz bardziej ołowianymi brzuchami.
Pragnienie. Choć myślę, że Tęsknota byłaby odpowiedniejsza.


Muzyka!


To drugi z moich obrazów, który naprawdę lubię.
Wisi u mnie na ścianie. Nie zmieniłabym z nim nic.
Długo zastanawiałam się nad nazwą, początkowo nawet funkcjonował jako Murek. Przyjaciółka, której gustowi i wyborom ufam, powiedziała - Pożądanie. Ale to zbyt jednoznaczne.
Pragnienie. A potem - jak wspomniałam, inna dobra dusza podpowiedziała - Tęsknota, widząc siebie w tym obrazie (dziękuję, Urszulko)


Pragnienie - pragnienie wody. Pragnienie bycia nad jeziorem, tak prosto (aktualnie jestem).
Pragnienie spokoju. Pragnienie sygnalizuje niezaspokojenie - tu spokój pozornie jest - ale wiele się dzieje.
Tęsknota - za czym? Może po prostu taka nieokreślona, pojawiająca się, kiedy patrzy się w gwiazdy i marzy?
Znęcałam się nad tym obrazem strasznie.
Przez parę dni (i nocy) myślałam o pochyleniu głowy tej postaci, o szyi i ramionach. Kluczowa sprawa. Ona nie może po prostu ot - tak sobie siedzieć. Wersji nie zliczę - nareszcie wspaniałe poczucie - mam to! Westchnienie ulgi (podskoki).


Na samą głowę również długo szukałam sposobu, odrzucając pomysły, które wręcz eksplodowały. Redukowałam i dodawałam.


Ani przez chwilę nie brakowało mi koloru. Rozegrałam to w czerni i bieli.
Poza niby statyczna, siedząca - lecz ja lubię bawić się z napięciem. To wymaga wielkiej precyzji. Jeden zły kierunek linii i już coś nie gra.
Kontrasty : raz kawałki czerni, niby odłamki, to znowu miękkie przejścia, przejrzystość.
Światło i cień.


To na pewno obraz, który będę chciała pokazać na wystawie.
Powoluteńku gromadzę zbiór reprezentacyjnych prac.

I całość - w świetle dziennym...


...i sztucznym


Moje nowe malowanie ma pół roku.
Tak mnie cieszy! Nie powiem, że przychodzi z łatwością. Po drodze bardzo wiele niszczę.
Pod Tęsknotą / Pragnieniem są dwa obrazy - Pan od Rysunku i Granica. Zamalowywania (w tym wypadku wycierania) nie żałuję. Emocjonalnie moja praca bardzo wiele mnie kosztuje, huśtawka porusza się z zawrotną czasem szybkością - ale odnajduję się w takiej intensywności. Teraz nie wyobrażam sobie pracować inaczej.

Życzę dobrego odbioru.
Bo u mnie burza.

niedziela, 18 czerwca 2017

Sex Drugs & Rock'n Roll - PREMIERA

Jakieś czas temu... dostałam od Pragalerii, we współpracy z ArtInfo.pl, zaproszenie do udziału w aukcji pod tytułem Sex Drugs & Rock'n Roll. Mam to do siebie, że podejmuję wyzwania - temat wydał mi się... niełatwy.
Co prawda studiowało się na Akademii Sztuk Pięknych, mieszkało w akademiku, jezdziło na plenery, więc temat IMPREZA brzmi znajomo, szalona impreza również. Ale tu punktem wyjścia jest muzyka. I muzycy. W latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i trochę wcześniej wymagania "przemysłu" muzycznego zmieniły się, tempo wzrosło zawrotnie - trzeba było wciąż dawać koncert za koncertem, wciąż w trasie, bez domu niemal, a przy tym mieć niesamowitą inwencję. Balansowanie na krawędzi.
Alkohol, narkotyki oraz podążające za zespołami gruppies stworzyły potrzebę nazwania zjawiska - pojawił się termin - skrótowo SD&RR.

Teraz brzmi to uwodzicielsko, barwnie - ale pamiętajmy, że w praktyce uśmierciło (się) mnóstwo wspaniałych, najwspanialszych muzyków i twórców.

Ja postanowiłam podejść do tematu na serio - nie tam żadne lajtowe, przypudrowane pitu pitu.


Muzyka - genialny Hendrix (zmarł w wieku 27 lat)



A za oknem - u mnie - sielanka. Czerwiec, ze swoją bezwstydną jaskrawością, żywotnością.
Zasłoniłam okna, zamknęłam się w pracowni, pokrętło głośności prawie na full.

Wiedziałam, że obraz powstanie na płótnie.
Szkice - linie pojawiały się i znikały (nie same, aż tak nie odleciałam - wycierane)



Obraz tak duży, że musiałam go przestawiać, żeby zamknąć drzwi do pracowni.
Zaczęłam od dwóch postaci


Wojtek (który w 1974 roku miał 20 lat a studiując aktorstwo i jednocześnie występując na scenie co nieco wie), skrzywił się z niesmakiem "Gruppies były ładne, inaczej muzyk nie tknąłby ich kijem. A TEJ nawet techniczny by nie przeleciał".
Ale mnie się ona podobała.


(a, bo nie powiedziałam, CO zamalowałam - pod spodem, mianowicie, znajdowały się łabędzie, bardzo, uważam, dobry podkład)


muzyka!
 (Jim Morrison z The Doors, zmarły w wieku 27. lat - dołączył do Klubu 27 - do Janis Joplin, wspomnianego Jimmiego Hendrixa, Briana Jonesa, Curta Cobeina, Amy Winehouse)





a teraz obejrzyjcie to uważnie, poproszę


White Horses - których podczas malowania nie puszczałam, ulubiona piosenka mojego byłego męża. Całkiem byłego, zmarłego. Nie przez nałogi. Został zamordowany.

Praca nad tym obrazem to praktycznie trzy doby wyjęte z życiorysu.


I nareszcie - całość. Pora odsunąć zasłony.


Format 120 x 80 cm
Akryl na łabędziach
na płótnie
I właśnie uzyskał akceptację od galerii
Na koniec jeszcze ostatnia "wyciszająca" piosenka hehe


Cześć pamięci wszystkich wspaniałych ludzi, wykończonych przez rozpędzoną machinę muzycznego przemysłu. Psychicznie może wytrzymaliby presję, ale fizyczne wyniszczenie zaszło za daleko.

"Nie ma ludzi niezastąpionych" - najgłupsze przysłowie świata.


poniedziałek, 12 czerwca 2017

Witaj smutku - premiera!!!!!

Czyli z francuska - bonjour tristesse.
Chciałam, żeby ten obraz miał piękny tytuł. Ale go zmienię, bo jakby to powiedzieć, troszeczkę pretensjonalny jest. Jednak w podniosłej chwili premiery może być.

Wróciłam do malowania w 2003 roku, czyli 14 lat temu. Powstało ok. 700 obrazów. Lubię, tak naprawdę, CZTERY z nich. W tym ten dzisiejszy.


Muzyka jest ważna. Poproszę o zapuszczenie


Na pomysł tego obrazu wpadłam podczas pierwszego wieczoru, kiedy Gustaw wyjechał na zieloną szkołę - a ja miałam wychodne. Co zrobić z wolnym czasem? To, co zawsze. Kino.
Film, jak przystało na ofertę kinową dla słomianej matki, zaczął się wspaniale - sceną napadu i gwałtu. Lecz ofiara szybko przejmuje kontrolę nad sytuacją... Wspaniała, charyzmatyczna Isabelle Huppert.

Seans skończył się tuż przed północą - nie śpiesząc się nigdzie, mogłam się oddać temu, co tak strasznie lubię, czyli spacerowi przez wyludnione, nocne miasto. Do tego pachniałam Miracle Lancome'a - taki upiększający on jest.


I wtedy zobaczyłam w wyobrazni ten obraz.


Kiedy poszłam spać? Kiedy "noc się stawała dniem" - a właściwie już się stała, przy wtórze krzykliwego ćwierkania wróbli na podwórkowych żywopłotach.


Znajomy artysta powiedział, że mógłby zobaczyć tylko kawałek mojego obrazu i wiedziałby, że to autorstwo.


Oczy w Witaj Smutku kosztowały mnie naprawdę wiele emocji. Malowałam je - i zlikwidowałam. To taka chwila, w ktorej się mówi "udajmy, że to się nie stało".
Wciąż powtarzałam sobie "ODWAGI!!!", kiedy na twarzy mojej kobiety nie było nic. Żeby w tej rozpaczliwej sytuacji dodać sobie otuchy. Udało się.


I wreszcie, całość :



Tak sobie patrzę na ten mój obraz i myślę sobie, że mógłby powstać i sto lat temu. Wymyka się kategoriom. Cenię tę cechę.
Przede mną decyzja, co z nim zrobić. Chyba zachowam na wystawę.
Chyba.

piątek, 17 kwietnia 2015

Aromatics Elixir Clinique - Mucha - duftart - premiera

Serdecznie zapraszam na spóźnioną premierę Muchy do Aromatics Elixiru Clinique.

Najpierw o samym zapachu. Pamiętam moje pierwsze zetknięcie z nim. Dawno, dawno temu, kiedy Domy Centrum były wielkim państwowym sklepem, na parterze jednego z nich znajdowała się perfumerio - drogeria. I tam, na którymś z regałów, gdzieś nad podłogą, stał niepozorny flakonik z ciemnobrązowym płynem. Zdjęłam korek, mając świadomość, że oto zaraz wejdę w bliski kontakt z legendą sztuki perfumiarskiej, powąchałam - i zdumiałam się. Jak to??? Takie coś zostało nazwane elixirem? Śmierdziel, krótko mówiąc.
ALE nie mogłam się powstrzymać od oderwania nosa od spryskanego miejsca na dłoni i nagle poczułam, że ta zapachowa opowieść zaczyna brzmieć coraz bardziej zrozumiale, wciąga i zniewala. Tak mam do dziś. Głęboki, esencjonalny, piekielnie mocny - kawał świetnej roboty. Pierwsza uderza powonienie paczula, podana na słodko - gorzkawym podkładzie. Z ziołowym sznytem (rumianek z kolendrą), mech dębowy - składnik "porządnych" szyprów, złamana kwiatowymi nutami kwaśność - wszystko to daje naprawdę kopa.
Za każdym razem można zatopić się w tym zapachu i wyłapywać najróżniejsze wrażenia.

Aromatics powstał w 1971wszym roku, twórcą jest Bernard Chant, odpowiedzialny za tak niezapomniane kompozycje, jak Cabochard (1959), Estee Estee Lauder (1966) i klasycznego Aramisa męskiego (1966).
Co za bajka!

Muzyka :


A więc - Mucha!
Najpierw kawałek, w sztucznym świetle - w którym złoto przybiera żółtawy odcień


Tu w dziennym oświetleniu




Muzyka!


Tło gęste, ciemne, wielowarstwowe, trzy odcienie brązów, czerń i złoto




Ostrożna byłam tylko przy cyzelowaniu samego stworzenia (zwróćcie uwagę na piękne skrzydełka) - reszcie starałam się nadać rozmach z odrobiną nonszalancji, że tak powiem.
A ponieważ każda rzecz w ramach (szczególnie złotych) automatycznie zamienia się w Dzieło Sztuki (żart?), Muchę otacza więc złoty prostokąt


(przy obróbce zdjęć i wycinaniu nie ujęłabym obramowania - dlatego foto na moim parkiecie z 1938go roku).

A teraz powiem to, o czym wcześniej zdawkowo wspomniałam - Dune zostało w Warszawie. Poczułam, że po pierwsze, nie chcę "pustej" pracowni, oderwana od prac, ktore są w drodze do Hiszpanii, po drugie - kto wie, może natchnienie, którego Dune ewidentnie potrzebuje, najdzie mnie jeszcze przed podróżą?

Na koniec to ja Państwu czegoś "pożyczę" - takiej energii i optymistycznego nastawienia, jakie ja mam teraz. 

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Apokalipsa! - czyli duftart Rien Intense Incense - premiera !


Zapraszam Państwa na premierę Apokaliptycznego Słońca - specjalnie wcześniej, żebyście mogli nastawić muzykę na pełen regulator.
Oto słońce -


wydobywa z mroku ni to ogrody, ni to skały, meteory




... wprawiając przy okazji otoczenie w ruch wirowy



Muzyka! (proszę się nie bać)



Wszystko rozgrywa się za "osłonami" po obu stronach obrazu, które, w przeciwieństwie do reszty, są błyszczące




No to czas na całość! (średnie oświetlenie)


(jasne, dzienne światło - w którym dobrze widać szczegóły)




I na koniec - moje ulubione zdjęcie


No i tak.
Trzeba by zacząć to Dune...

sobota, 4 kwietnia 2015

Żurawie - obraz niespodzianka

Może pamiętają Państwo, że na początku roku otrzymałam zlecenie od przyjaciółki z baaardzo dawnych, bo licealnych lat, by namalować Jej obraz do salonu.
Przy czym wiadomy był tylko format - cała reszta miała stać się niespodzianką.
"Mam do Ciebie, Justynko, pełne zaufanie - nie chcę ci niczego narzucać" - czy to nie wspaniałe mieć tego rodzaju Zleceniodawcę?

Aż tu nagle - przyszedł termin Barcelony. Tym samym obraz - a duży on jest, do 110 na 80 cm, trafił na bok - ale o nim nie zapomniałam. W chwilach wytchnienia, dla odpoczynku i równowagi, malowałam Żurawie.

Muzyka!


...bo od razu wiedziałam, że chcę w jakiś sposób nawiązać do przemiłych, sympatycznych postaci rodziny Beaty - jej samej, córki i męża.
Żurawie - wspaniałe ptaki, podróżnicy - zawieszone pomiędzy Europą a Afryką, łączące się w pary na całe życie. Ileż to razy z przejęciem wsłuchiwałam się w ich tęskny klangor, kiedy zbierały się do odlotu, a ja, zatopiona w jesieni, już wyczekiwałam wiosny...z ich powrotem.

A więc - wracając do obrazu - umieściłam na nim trzy postaci.
Pani Żurawiowa



Pan Żuraw




I... Żurawinka



Zauważcie, że każdy ma zróżnicowaną "twarz".

Również między nimi zachodzi relacja - Mama rozmawia z Córką


Ojciec się przysłuchuje


Tłem miał być pejzaż - nie do końca określony - ni to pustynny na górze



...ale wtapiający się w ogony ptaków we wzory - lekko nawiązujące do kwiatów.


Unikałam dosłowności, zostawiając pole dla wyobraźni




A potem, żeby zamknąć kompozycyjnie obraz i wprowadzić nasz, swojski element, w postaci listków topoli, dodałam gałązki




...które jednocześnie korespondują z dalą, wydobywając ją (poniżej zdjęcie o zmierzchu)


Zaś całość wygląda tak :


tak w zmniejszeniu


No i co... umówiłam się na odbiór...
Dusza na ramieniu - trzymałam obraz "plecami" do Beaty, kręcąc się, jak wiatrak (jeszcze lustro było z tyłu), a serce mi biło mocno.
B. szepnęła mi, że strasznie się boi - wreszcie ustawiłam Żurawie na kanapie, nad którą miały wisieć - już po zmroku, w sztucznym świetle... i wiecie, co?
Chociaż B. odetchnęła z ulgą, wyznając mi, że zdecydowała, że gdyby Jej się nie spodobało, nie powie mi tego, by mnie nie ranić - i martwiła się na próżno (Beatko kochana) - i była bardzo zadowolona, to ja czułam, że trzeba domalować coś bardziej jeszcze ciemnego, silnego na obrazie, bo we wnętrzu (tym), gdzie silnie skontrastowano biel ścian i ciemny brąz mebli, dużych i ciężkich - dobrze by zrobił mocny akcent.

Nie myliłam się! Po spotkaniu wspomniałam B. o tym - nie czułabym się dobrze, udając, że wszystko jest ok. WIĘC - rozwiązanie przyszło najlepsze, jak to tylko możliwe.
Żurawie, które są bardzo "ich", zawisną w ciszy sypialni, gdzie pasują po prostu idealnie, zaś salon... czeka na mój obraz.
Jestem bardzo szczęśliwa!

Tym bardziej, że (nie wiem, naprawdę nie wiem, jak) w czarnym malowidle zaszły postępy - i jest możliwe, że niedługo pokażę kolejny duftart - ten właśnie czarnulek do Rien Intense.

A, na koniec ostatnie zdjęcie - szczegół, domalowywany już niemal w butach, przed wyjściem do Beaty


I proszę Państwa, Szanowni Czytelnicy, przyjaciele i znajomi tu zaglądający - niech Święta staną się odpoczynkiem, odprężeniem, odrodzeniem na Wiosnę - która, tak mówią (no dobra, ja tak mówię), ma wkrótce przyjść (choć nic na to nie wskazuje).