WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

środa, 31 lipca 2013

Pomysł na... Koło

Słowo się rzekło - zatem prezentuję, co mam zamiar zrobić z obrazem.

Przepraszam za późną porę - aby odpocząć od zmagań twórczych wybrałam się na horror (Obecność). Ubolewam, że tego gatunku w kinach jak na lekarstwo, na dodatek rzadko który mnie przestrasza.
A każdemu horrorowi daję szansę.
Tutaj wszystko zapowiadało się dobrze - szczęśliwa rodzina kupuje dom, który okazuje się być nawiedzonym. Mnóstwo ulubionych przeze mnie scen - samotna osoba słyszy hałas, z duszą na ramieniu skrada się, tropiąc miejsce pochodzenia dziwnych odgłosów, kamera z tyłu za nią, albo, co gorsza, z przodu, dzięki czemu możemy zamrzeć z przerażenia, bo nieszczęśnik nie widzi, co dzieje się za nim, a ja...
...a ja w tym momencie słyszę "bul, bul, bul" albo "szur szur" - to w rzędzie obok jakiś nienasycony, kompulsywny potwór kupił sobie kubeł z kukurydzą i wiadro koli z lodem.
A więc do odgłosów z ekranu doszedł mój pełen nienawiści syk "ciiiiii - sza!" - ale co się odstało, tego już nikt mi nie zwróci.
Nie pojmuję, czemu multipleksy upodobały sobie sprzedawanie możliwie najbardziej szeleszczących, niedyskretnych przekąsek?

Ale...wracając do obrazu. Tak, jak wspomniałam, nie myślałabym o zmianie, gdybym była pewna swojej pracy. Wówczas (co miało miejsce wielokrotnie) może się ona spotykać z nieprzychylnymi komentarzami, albo raczej niezgodnymi z zamysłem, ale MNIE się podoba i tylko to się liczy.
W tym jednak przypadku od razu zastrzegłam sobie prawo do zmian, bo brałam pod uwagę ich ewentualność.
Przeżyłam więc wyzwalające doświadczenie, porównywalne do powrotu do ciemnych włosów i zalała mnie fala pomysłów.

Do nowej koncepcji potrzebuję :
- michy sałatkowej
- kartonu białego
- farby
- magicznego kleju Rubber Cement, dzięki któremu można do woli przyklejać różne rzeczy, przesuwać je, a nadmiar substancji ściera się poprzez wałkowanie.


Zmiana obrazu nie musi oznaczać trwałego przemalowania.
Jeśli potraktujemy go jako wersję podstawową, dzięki wykonaniu kółek wielkości czarnego Koła (standard trzymany dzięki misce) i mocowaniu ich w miejscu poprzedniego, możemy mieć X wariantów tego samego PROJEKTU.
Na przykład taką wersję z okiem :


Wymyśliłam kilkanaście wariantów - nie wykluczam, że któryś z nich spodoba mi się na tyle (oko strasznie kusi), że zmienię Czarne Koło na trwałe.

Wyobraźcie sobie Państwo, że posiadacie taki obraz na własność. I w załączeniu 7 kółek.
Wówczas każdego dnia tygodnia możecie sobie "zrobić" inną Muchę.
Zmieniać, jak perfumy - w zależności od nastroju.

Co ważne - wierność koncepcji. Warianty nie powinny zaburzać tego, by praca wciąż była portretem zapachu - czyli duftartem.

No i jak Wam się podoba?

Tymczasem nieuchronnie zbliża się (a nawet już jest) szczególny dzień tygodnia - czyli Czwartek.
Zapraszam jutro na relację z najwyższego piętra Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Można założyć, że skoro tydzień temu dostałam tam ataku śmiechu, będzie ciekawie.
Jajca w rajstopach, bekający telewizor, męski striptiz, ciemna kabina z odgłosami strzelania w pysk - to tylko niektóre z frapujących PROJEKTÓW.

Niespodzianka z Kołem

Proszę Państwa.
Ponieważ ostatni obraz zaczął mnie przygnębiać, a nie mam zamiaru produkować takich szkodliwych prac, w związku z tym zapowiadam na dziś wieczór niespodziankę.
Zmienię obraz - wciąż jednak (to priorytet) będzie pasował do Odeura 53.


Postanowiłam wykorzystać okazję, jaka płynie z publikowania malarstwa online i ...
(już wiem, co zrobię!)



wtorek, 30 lipca 2013

Duftart - Wersja Nowoczesna - Premiera

Szanowni Państwo.
Mam przyjemność przedstawić Pierwszy Obraz Duftartu Nowoczesnego.
Czy jest skończony?
Nie wiem.
Na teraz - tak, ale zastrzegam sobie prawo (co niniejszym czynię regułą) do zmian, ilekroć mi się coś odwidzi. Co za ulga!

W związku z tym, mottem dzisiejszej premiery niech będą słowa - "Nic nie jest takim, jakim się wydaje".
Zakamuflowany narcyzm każe mi przedstawić zdjęcie w tym duchu.


Wspomniałam, że obraz zatytułowany Odeur 53 został stworzony do jednego z moich ulubionych zapachów. Właściwie są to perfumy niewiele mające wspólnego z pachnidłami w powszechnym rozumieniu.
Bowiem pozornie świeże, transparentne i oczywiste, nie przypominają niczego konkretnego, występującego w naturze. Owszem, jakieś znane echa pobrzmiewają, jednak ogólnie Odeur 53 Comme des Garcons (bo jest też 71 - zupełnie inny) można zaliczyć do zapachów ABSTRAKCYJNYCH.


Krótko mówiąc, pasował jak ulał do mojego obrazu, nowofalowego - czyli nie dość, że duftartowskiego, to jeszcze z nowoczesnym stylu.
Więc :
nowoczesny zapach = abstrakcyjny
nowoczesny obraz = abstrakcyjny.

A co jest najbardziej abstrakcyjne w sztuce? Suprematyzm - abstrakcja ekstremalna, radykalna. Pojęcie wymyślone przez Kazimierza Malewicza, który twierdził w nim, że istnieje przewaga (a więc supremacja) form niespotykanych w naturze (i odczuć nimi wywoływanych) nad przedstawieniowością.
Najsłynniejszy obraz, z 1915 roku - Czarny Kwadrat Na Białym Tle (jako, że linie proste i kwadraty w naturze nie występują - jego zdaniem). Co prawda dziełem Malewicza jest też Czarne Koło (a przecież to figura bardzo powszechna w naturze) - ale o tym mówi się mniej. Wcale, w porównaniu z Kwadratem.
Liczy się ON i basta.

Tak więc nie ma się co dziwić, że ja wzięłam, że tak powiem, w obroty, koło. Żeby pokazać inny wymiar tego rodzaju malarstwa.
Posiadam taką właściwość, że dla mnie nie ma abstrakcji.
Tak, neguję jej istnienie. W swoim odbiorze.
Bo...wszystko mi się z czymś kojarzy, a więc "czyste piękno" w rozumieniu Malewicza jest dla mnie niedostępne.

Dlaczego "nic nie jest takie, jak się wydaje"?
Ano...po pierwsze - biel nie jest bielą.


Domieszałam do niej sporą dawkę żółtego (yellow naples deep), żeby uniknąć efektu bieli pasty do zębów.
Pierwsza warstwa jest z mniejszą ilością domieszek, druga i trzecia - z większą.
Ponieważ dodatkowo "szorstkowałam" powierzchnię (Gucio był bardzo zainteresowany), więc nie ma mowy o płaskiej gładkości.

Koło. Tylko...które? Czarne, na wierzchu? Czy pólprzejrzyste, pod spodem? A może ledwo widoczne trzecie? To najgłówniejsze jest jakby przesuniętą pokrywą, ale co zakrywa...?
No dobra, mogę to Wam w zaufaniu powiedzieć - nie wiem.




Czarny kształt nie dość, że sam jest wypukły, z nierównościami, to "wtapia się", "wchodzi" w tło dzięki precyzyjnemu (nie będę pisać, ile godzin i znoju w upał mnie to kosztowało) cieniowaniu ołóweczkiem marki Koh - I - Noor.
Ale i tak dużo dłużej myślałam, niż tworzyłam ten obraz.

Uwodzi mnie piękno kształtów. Linii. Secesja, japońszczyzna.
Dlatego obok koła pociągnęłam kreskę (cienkim pędzelkiem z farbą - dwa zawały min.).
OCZYWIŚCIE nie prostą.
Tylko taką, która może zdarzyć się w naturze.



Nie chciałam też, żeby była równej grubości - dzięki nierównomiernej szorstkości powierzchni naturalne stały się przetarcia.

I na koniec - gwiazda obrazu.
Pełni wiele ról - po pierwsze, pasuje do zapachu, który czasem niepokojąco wali stęchlizną i jakąś nawet zupą typu rosół. Nie cały czas - zdarzają się takie chwile, podobnie krótkotrwałe, jak przelot muchy.
Druga kwestia - umieszczenie owada w tej minimalistycznej kompozycji, odbiera jej siłę abstrakcyjnego działania.
Dla mnie to i tak nie ma znaczenia - bo widzę zaćmienie słońca i źdźbło trawy.
I wreszcie po trzecie.
Nie da rady, żebym długo była na serio.
Moje przekleństwo na akademiach, w filharmonii, w kościele.


Cały obraz pokryłam fiksatywą jedwabny półmat. Przy okazji utrwalił się ołówek.


Już nie zwlekam. Jestem przejęta.
Szanowni Czytelnicy.
Proszę bardzo - całość - na dziś.


I już się chowam - na zdjęciu z lustrami, w ciemności.
Nic nie jest takim, jakim się wydaje.


Na koniec zapowiadam, że moje Koło jest częścią tryptyku - następne prace to portrety - CdG 2 i Kleju.

PS. Ktoś, kogo opinie cenię, powiedział o moim Kole z Muchą - "Noc zasłania dzień"

poniedziałek, 29 lipca 2013

Duftart W Natarciu - cz.2 Przed Premierą

Proszę Państwa. Muszę się przyznać, że kiedy piszę te słowa, mam przed oczami prawie skończoną pracę i wygląda ona zupełnie inaczej, niż ta, którą zaraz pokażę.
Jak wiecie, obraz po pierwsze miał być zapachowy (i jest) oraz nowoczesny (hmmm).

Odeur 53 CdG, bo to do niego został namalowany,  to filar mojej kolekcji.
Jutro, w ramach premiery, omówię go dokładniej, teraz tylko napiszę, że ogólnie można o Odeurze napisać, że jest...niejednoznaczny. I nie pachnie, jak perfumy. Nieagresywny. Bardzo "mój".

Wracając do obrazka - najpierw zostawiłam kulistą formę, z jakiego powodu - jutro (Malewicz miał z tym co nieco wspólnego). Tło pokryte naniesioną przez gąbkę farbą w kolorze kości słoniowej, zostało znowu laserunkowo potraktowane (laserunek - kładzenie wielu przejrzystych warstw farby, dzięki czemu uzyskuje się efekt przestrzenności koloru). I obraz zyskał wewnętrzny blask. Na zdjęciu - pod kątem.



Z żalem zamalowywałam krążek w kolorze dykty, ale istotne w założeniu było wprowadzenie czerni.
Pomyślałam, że skoro duftart, to może podkreślić płynność motywu źródłowego?


Jednak jakoś nieprzyjemnie skojarzyło mi się to z embrionem czy amebą (mniej nieprzyjemnie).
Z boku zostawiłam brzeżek niezamalowany czernią.


Tak czy inaczej, wystarczył kwadrans patrzenia na pracę i zaczęłam mieć jej serdecznie dosyć.
I wszystko zmieniłam.
Nie z powodu upału i braku dostępu powietrza do mózgu. Znaczy się, byłam poczytalna.

Mogę więc zapowiedzieć - jutro premiera. Opis - co miałam na myśli. Więcej o Malewiczu.

UWAGA na obrazie jest zwierzę. Owad. Już obecny w moich ulubionych zresztą pracach.


czwartek, 25 lipca 2013

Krytyczny Czwartek nr 6 - z Muzeum Sztuki Nowoczesnej cz. 3

Szanowni Państwo, jedni mają zdolność syntetyzowania, a inni, do których ja się niestety zaliczam, potrafią opowiadać tylko chronologicznie.
Tak więc dziś kolejny Czwartek z MSN i na początek obiekty z parteru, które nie znalazły się w poprzednich relacjach.


Tak, tak, dobrze widzicie, to dywan. Platforma, na której leży, została podświetlona na niebiesko, opisu brak - a nazywa się z angielska Slavs and Tatars i pochodzi z kącika wschodniego (czyli grupy twórców zza wschodniej granicy).
Plusem pracy jest to, że całkiem wygodnie się na niej siedzi, co zrobiłam ośmielona podobnym zachowaniem pana z ochrony.

Można sobie z dywanu popatrzeć na dzieło  - kto zgadnie, pod jakim tytułem? Zaskoczenia nie ma - Azja. Jak widać - jest duża. I czerwona.


Z lewej za pomocą markera na białej ścianie inny "artysta" stworzył Notatnik Warszawski - zamieszczam tylko 2 zdjęcia, choć prostackie skojarzenia i "żarty" zajmują dobre 10 metrów kwadratowych.
O nieudolności nie wspomnę.



Niedaleko rzeźba człowieka "z nazwiskiem" (nie Sasnal, tylko ten drugi), która kojarzy mi się z przerażającymi mnie jako dziecko manekinami w sklepie odzieżowym z zepsutym neonem "Upiory Dziecięce".
Twarz jest po prostu kiepsko zrobiona - na realizm za słaby warsztat, na kreację też nie ma miejsca. 


Nieopodal kurtynka we wnęce - co nieomylnie wskazuje miejsce pobytu projektora.
Wyobraźcie sobie Państwo, że kiedy zobaczyłam te szkaradne kukiełki na filmie, miałam ochotę natychmiast wyjść, nie otwierając oczu.
Ba! Nawet się przestraszyłam, że w mojej wyobraźni zostanie wspomnienie tej szpetoty - w dzieciństwie obejrzałam film animowany, którego się po prostu bałam, choć występował w nim tylko przechodzień z parasolem. A jednak nastrój był tak dojmująco smutny, a przy tym sugestywny - że filmik zaśmiecił mi wyobraźnię na lata!
W opisywanym przypadku przedstawienie kukiełkowe jest osnute wokół opowieści z zamierzchłych wieków (XI w.) - jedna np działa się w Jerozolimie. Fabuła raczej krwawa.


TU były zdjęcia ohydnych kukiełek




Zastanawiam się, czy - szczególnie przed wejściem do takich "jam", nie powinny być umieszczane ostrzeżenia typu "UWAGA! Niebezpieczna koncentracja Brzydoty" albo np "Uwaga! Członek" (dla matek z dziećmi czy miłośników/czek).

UPRZEDZAM - w niedzielę zdjęcia kukieł likwiduję z Brulionu. Nie życzę sobie, żeby coś tak wstrętnego znajdowało się na moim blogu (zrobione).

Powiem Wam, że z ulgą zeszłam do podziemi.

A tam, jak diabeł z pudełka...kwestia żydowska. Trzy WIELKIE sale, trzy filmy.
No niby można usiąść i oglądać, ale ja tak nie umiem - nie wiadomo, w którym miejscu taśmy mielibyśmy się znajdować, zazwyczaj ile trwa film, też zazwyczaj nie wiemy. Z jakiegoś powodu ten You Tube jest, jaki jest.

Poczytać sobie można za to. "Głównym tematem prac jest idea Ruchu Odrodzenia Żydowskiego w Polsce, stworzonego przez artystkę ruchu społeczno - politycznego, stawiającego sobie za cel powrót ponad 3 mln Żydów do ojczyzny ich przodków (?).
Splatają się tu wątki syjonistycznych marzeń, antysemityzmu, Holocaustu, izraelskiego ruchu osadniczego i palestyńskie prawa do ziemi.
To eksperymentalna forma grupowej psychoterapii, podczas której narodowe demony są budzone i wywlekane na światło dzienne".



Robię duże zdjęcie, żeby było widać symbole na flagach.

Ad kwestii żydowskiej - na piętrze gość od Arbeit Macht Frei pokazał swoją inną pracę.


To nie podpórka do pomidorów, tylko Krzyż dla Dwóch. Ponieważ "pracę" wykonał artysta żydowskiego pochodzenia, zastanawiam się, jakie ma ona znaczenie? Czyżby chciał w ten sposób powiedzieć, że istniał drugi Chrystus? Zaznaczam, to tylko domysły,  opisu bowiem brak.

Ale wracając do podziemi - w drugim ich końcu wchodzimy do sali, od góry do dołu wypełnionej "zbiorami" małżeństwa pani Kulik z panem Kwiekiem - nazwali się "KwieKulik" i w swoim mieszkaniu na warszawskiej Pradze uruchomili "artystyczną" działalność (lata 70te).
Przyznaję, miałam kiedyś blisko (zbyt) do czynienia z człowiekiem chorym na nerwicę natręctw i na widok tego "zbieractwa" mróz przeleciał mi po kościach.




Jak widać na załączonych obrazkach, nie przebierali specjalnie. Specyfiką ich działań było dokumentowanie - a więc mamy zdjęcia - Kulik lepi gliniany dzban, potem Kulik z gotowym dzbanem, ich dziecko na tle ściany, plamy po sikach na klatce schodowej - wyświetlają się na monitorze w nieskończoność.

Ale nie tylko karteczki wypełniają pomieszczenie- bo oto mamy całe ściany w rycinach, powycinanych (!) z niemieckiej encyklopedii z przełomu XIX/XXgo wieku.


I tu wstrząsnął mną dreszcz po raz drugi - na widok tak zniszczonego zabytku (!). Dwie duże ściany. W wycinankach.

Ale z jakiego powodu? Bowiem mamy do czynienia z protestem...przeciwko sprawcom II wojny światowej. Tak!
Jakby kto nie wierzył, zamieszczam opis.


Wyobrażają sobie Państwo? Kwiekulik gromadzi byle rysunasy swojego synka i własne, tapetując niemal nimi mieszkanie, a przychodzi im do głowy, że encyklopedię z XIX/XX w trzeba wyrzucić! A przynajmniej zniszczyć.

Co tam jeszcze mają do pokazania?
Pocztówkę z życzeniami "na miesiąc przed terminem", wg której malują obraz (typowe powielenie przy braku pomysłów).


W opisie mowa o tytule "Szczęśliwego Nowego Roku" - czyżby nie zauważyli, że napisali "Sczęsliwego"?
Ale co tam, kto to zobaczy? Otóż ja.

Pokój nie jest pusty - stoi w nim stół, przykryty kalką techniczną, na nim poustawiane nakrycia, a na talerzach zdjęcia z gazet - umierających z głodu dzieci. Nie wierzyłam, ale przesłanie brzmi - my jemy, a oni nie mogą. Tytuł - "Niech się stanie powszechne głodowanie" (1977).
Rozstać się z pomysłem za szybko nie można - więc zrobili również mały stół, z zabawkowymi talerzykami i sztućcami swojego synka. Na talerzykach - te same zdjęcia, co poprzednio.




Mając serdecznie dosyć mądrego i dowcipnego jak diabli duetu Kwiekulik, z ciekawości polazłam na ostatnie piętro - ale i tam zostawili swój ślad. "Sytuacja w studiu" - Kwiek chodzi od kamery do kamery.


Można posłuchać, co mówi. Nie skorzystałam.

A jeszcze, wychodząc, musiałam wychodząc przejść obok dwóch "dzieł sztuki".
Obraz jednej pani, który powstawał w latach 1998 - 2009(!). Patrzyłam, nawet pod spód, co w nim jest ukryte? Ale widziałam tylko jedną warstwę farby.


I na koniec - minęłam RYSUNAS (weszłam na piętro, żeby go sfotografować, taki jest wielki), pt. "Nasz aktualny wizerunek". Czyj, ja się pytam?


Można mieć odwagę (przy ograniczonym kontakcie z rzeczywistością), niektórzy nazwą ją bezczelnością, żeby coś takiego (nędznego) pokazywać na widok publiczny, ale pytam się ja, czy prawdziwą klęską nie jest fakt, że Muzeum Sztuki Nowoczesnej prezentuje to coś na wystawie?

Jak wspominałam, byłam na piętrze - Sasnale widziałam i dostałam ataku śmiechu na widok orła sikającego wodą przez rurki włożone do oczu. Były tam też rajstopy z jądrocyckami (i wiele innych osobliwych obiektów) - ale o tym - za tydzień.

wtorek, 23 lipca 2013

Duftyzm Świadomy - Początek

Z racji bardzo późnej pory dziś będzie krótko.
Zostawię, że tak powiem, miejsce dla wyobraźni (ale nie na długo).

Zaczęłam obraz w stylu duftartu nowoczesnego.
Ja wiem już wszystko - jak będzie wyglądał skończony PROJEKT.
Potrafię napisać szczegółowo, co artysta miał na myśli (z uzasadnieniem) i dlaczego tak, a nie inaczej.

A więc - się zaczęło.



Na zdjęciu pierwszym zdradzam kulisy powstawania tworów kulistych.

Rozmiarów mis u nas dużo, z racji tego, że Wojtek jest człowiekiem gotującym (poza tym, że aktorem i śpiewakiem) - jak w tym kawale, kiedy jedzie Żyd i murzyn w pociągu. W pewnym momencie murzyn (Murzyn?) wyciąga Koran, a Żyd pyta "Panie, nie dość panu, żeś pan murzyn?"

Na pytanie do Gustawa, co jest na obrazie, synek bez wahania odpowiedział "Przecież słonko".
Czy faktycznie będzie słonko i dlaczego nie do końca oraz do jakiego zapachu - w następnym odcinku.

piątek, 19 lipca 2013

Krytyczny Czwartek nr 5 (negatywny) cz.2 - z Muzeum Sztuki Nowoczesnej

 Proszę Państwa, dziś obiecany Krytyczny Czwartek - przykłady negatywne.

Na początek - lekki bełkocik ze strony internetowej MSN (ale gdzie mu do Zachęty bądź CSW). Jako budujący uznaję fakt, że jakiś człowiek o zdrowym rozumie zlikwidował ten fragment z opisu na miejscu - w sali wystawowej,  co wg mnie świadczy o moim prawidłowym i precyzyjnym wyborze smakowitego fragmentu.

"Budują (prace z wystawy "W Sercu Kraju") kilka przecinających się osi tematycznych, takich jak globalizacja historii sztuki, związki między miastem a współczesną produkcją artystyczną, emancypacyjne narracje w sztuce, problematyka (konstruowania) pamięci i historii, język i etyka nowoczesności, społeczne zaangażowanie artystów, a także – temat rzadko podejmowany na wystawach sztuki współczesnej – manifestacje duchowości. Tytuł wystawy zaczerpnięty został z delirycznej powieści Johna M. Coetzee’ego, gdzie „serce kraju” jest dziurą, pustką, trudnym do zaspokojenia fantazmatem fizycznego spełnienia i dojrzewania (tożsamości, ciała, identyfikacji ze wspólnotą)."

Kiedy weszłam do świątyni sztuki i rozejrzałam się naokoło, przyznam, że nie wiedziałam, czy niektóre obiekty są elementem ekspozycji. Korzystając z tego, że naprzeciw wejścia ustawiono mebel biurkowy, za którym siedziała młoda pani pracowniczka (o grzywce i końcówkach włosów w kolorze intensywnego, jasnego fiołka), co jakiś czas podchodziłam do niej i jak człowiek nie otrzaskany ze sztuką nowoczesną,  pytałam naiwnie, czy to, co widzę, zalicza się do wystawy. Dostawałam zawsze twierdzącą odpowiedź.
Następnym razem poproszę o wytłumaczenie terminu "produkcja artystyczna".

Tak więc postanowiłam zaklasyfikować prace, które wydały mi się kiepskie, do czterech podstawowych grup.

Grupa Pierwsza - Za Mało Jak Na Dzieło Sztuki
Wchodzimy do MSN i co widzimy?
Opisu praktycznie nie ma (w zasadzie dobrze - wniosek z poprzednich Czwartków).

Najpierw - Instalacja



Wydruki na plexi. Po co? Żeby było ładnie? Bo ktoś planował - płaskie na ścianach, a pomiędzy - coś, byle zajęło przestrzeń? Wszak możnaby się pokusić, żeby tekst był... jakiś. Miał głębszy sens. Że o dowcipie nie wspomnę.

O, albo takie o :



"Co by tu postawić jeszcze? może coś kulistego? Po prawej się sprawdziło, to dajmy jakąś kulę po lewej" - wyobrażam sobie myśl kogoś odpowiedzialnego za zagospodarowanie przestrzeni.
"Może by kto walnął kulkę?"
Jak widać na niżej załączonym obrazku, walnął. Nazwa - Asfalt. Opisu brak.


Może MSN zakłada, że ludzie aż się gotują, żeby zrozumieć, co widzą - a więc wydadzą 5 zeta na katalog? Skoro wstęp każdego dnia jest bezpłatny...jakieś wpływy by się przydały...

Grupa Druga - Czy Da Się Zrobić Coś Z Niczego
To zbiorowisko w głównej mierze składa się z filmów.
Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do salki, a tam slajdy wyświetlane na ścianie. Zmieniają się automatycznie - z trzaskiem jakby łamanych kości. No owszem, widzimy desperackie staranie twórcy - bo w jednym z kadrów widzimy osobę z szyldem "Lesbijka na prezydenta". 
Może miała być sfilmowana zadyma? Ale jej ni ma.
Stoi sobie ktoś z tą tekturką, potem trzyma ją niżej. 
Najwyraźniej nikogo to nie prowokuje.
Dźwięku brak.






Albo filmy.
Np coś w rodzaju demonstracji w sali konferencyjnej. Zetknięte trzy kadry. Bez dźwięku.
Ktoś wdziera się z czerwoną flagą, inni to obserwują. Wszystko nosi niefajne znamiona filmu amatorskiego (granie na siłę). Wyobraźcie sobie Państwo takie coś na You Tubie. Kto by to oglądał?


Albo  inne jeszcze filmy. 
Tytuł -"Robienie czterdziestu prostokątnych elementów do konstrukcji podłogi". 
To ma być niby demonstracyjne? Prowokujące? Kogo? Nie mnie.
Po raz kolejny wyświechtana powtórka z Duchampa?




Grupa Trzecia - Po Prostu Kiepskie I Bez Pomysłu
Można np zapelnić ścianę słabymi rysunkami flamastrem. Powielonymi - wydruk na płótnie. znajdują się w kąciku wschodnim (nazwa moja), gdzie prezentowane są prace zza wschodniej granicy.




Sama słyszałam, jak młodzież, w rozmowie, stwierdziła "A tu ktoś się nudził na lekcji".

Albo "praca" pt. Poezja. Na górze film, gdzie ktoś paluchem wodzi po wersach w słowniku albo jakieś zamazane informele.
Pod spodem rozsypane literki z białego papieru. Plac zabaw byłby lepszym miejscem niż MSN.


Nieopodal stoi na ziemi projektorek i ze znajomym trzaskiem zmienia przeźrocza. Ciężko coś zobaczyć, bo jest ogólnie jasno, ale wysiliłam się i - nr 1 - leżący pies, potem znowu leżący pies, potem dwa itd.
Czy to ciekawe jest, czy jak? (drastycznie obniżyłam wymagania).


Najbardziej mnie ubawił napis "Praca w trakcie zakupu". Znaczy co, droga taka? Kupują na raty?

Na tyłach wystawy, gdzie człowiek przemyka się już do wyjścia, trzeba uważać, żeby nie potknąć się o sztukę. A ściślej o parę sztuk. Rozłożonych kartonów. Skoro jest opis - znaczy się jest dzieło.


 Czy wpadlibyście na to, że owa praca cechuje się przewrotnością (ew. jeśli z racji przewrócenia się na ziemię  to tak). Nie wiecie, skąd ta przewrotność? Prosz :
"Przewrotność polega tu na zderzeniu finezyjnie abstrakcyjnej archiektoniki z tymczasowością zrobionego z tektury miejsca do spania".

W ramach wykorzystywania wszystkiego, a przy tym postawienia "cosia", żeby nie było za pusto - kosz i kartonu. Kosz nie byle jaki - z Nowego Yorku. 


Widzę w wyobraźni ciężarówę, którą jadą różne eksponaty do CSW (zresztą zmienia siedzibę, więc to naprawdę się stanie) i np kierowcę lub innego tzw. zwykłego człowieka (albo dwóch), który zagląda do środka i nie może dojść, co też tu mamy? Kosz, kartony, kulę ciężką i lekką, masę projektorów.
"Co to, panie, jest?"
"Nie wiesz pan? To sztuka nowoczesna"

Czwarta Grupa - Jak Damy Coś, Co Zwraca Uwagę Albo Duże, To Wystarczy
albo duże...


Chciałoby się rzec - ale nędza, ale nędza, i kto nas w tę nędzę wpędza? Na niektórych rozmiar robi wrażenie. Na mnie trochę też. A tu jeszcze obiekt jest  zakrzywiony (panoramicznie).
Ale...czegoś brakuje.
Żeby to sztuka była. Samo pokazanie brzydoty nie wystarcza.
Żeby to namalowane było...

A to może pokazać kupę kasy? ktora jest nic nie warta? (dolary z Zimbabwe, gdzie szaleje inflacja). 
Praca (?) ma być jej ilustracją.



Nie wiem też, do czego ma mnie przekonać ta...praca?


Opis brzmi następująco :
"Pomysł, by stworzyć replikę zniszczonego znaku - uświęconego jako memento jednego z najgorszych wydarzeń w historii - to wypowiedź świadomie prowokacyjna. Jej celem jest przywrócenie siły pamięci Holocaustu, która może słabnąć podtrzymywana jedynie rutynowym ceremoniałem upamiętniania".

Ale zaraz, dlaczego replika przedmiotu, który znam ze zdjęć, wiadomości, słuchałam wypowiedzi na temat tego wandalizmu (pocięcia na części, żeby przemycić szwedzkiemu "kolekcjonerowi") miałaby mnie do czegoś prowokować? Gdyby stał pomiędzy prętami, powiedzmy, różowy jednorożec, to co innego.
A może dzięki tej replice człowiek nie znający problemu przeczytałby sobie opis i by wiedział?
Czy może panu Horowitzowi się wydaje, że samo przypomnienie jest prowokujące? Czy myśli, że ktoś zobaczywszy jego pracę będzie znowu chciał ją zniszczyć?
Zrobiłby replikę tej zniszczonej zniszczonej - i tak dalej.
Ale...zaraz, zaraz, nie ma jednego "i" - czyżby świadomy zabieg? Czy... ktoś, sprowokowany, ukradł "i"?

O ile mogę zrozumieć ten obiekt jako np. pomnik, o tyle tutaj oczekiwałabym...kreacji.

Na koniec - "czarne kimono z jedwabiu i organzy w kształcie czarnego telefonu tarczowego, szyte na miarę dla artysty"



Po pierwsze, słabo trzyma ten kształt.
Po drugie - po co? Wyjaśnienia brak (powtarzam, nie opisu znanego jako gatunek literatury absurdu, tylko czegoś konkretnego).
A więc o co się rozchodzi? Przecież - nie bójmy się tego słowa - superancki nie jest.
Wole ten :


Muzeum Sztuki Nowoczesnej widziane z parteru mogłoby robić większą selekcję nabywanych prac (zdaje się z pieniędzy podatników) - szczególnie w dziedzinie form przestrzennych. I filmów.

W sumie - dzięki prawie pozbawieniu dętych opisów, kiepskie "dzieła" oglądałam ze spokojem. Mogłam od razu wsiąść do tramwaju, jak normalny człowiek (nie licząc zielonkawych włosów) a nie odreagowywać szybkim godzinnym marszem.

Zobaczymy, co mają na pozostałych poziomach - ale o tym w następnym odcinku, już za niecały tydzień.

P.S. Nie widziałam ANI JEDNEGO członka ani nic!