WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

środa, 31 maja 2017

Pomoc dla Jędrka

Jak wiecie, Drodzy Czytelnicy, jestem mamą dziewięcioletniego Gucia.
Zdrowego chłopca.
Cieszymy się życiem, normalnym życiem, które ma swoje cienie i blaski - jak to zwykle.

Tymczasem obok nas jest tyle nieszczęścia, czasem je omijamy, staramy się nie widzieć. Ale... kiedy usłyszałam historię Jędrka, dziesięciolatka...
Czy potraficie sobie to wyobrazić? Ja nie - poznajcie Jego historię, dzielnego chłopczyka.

Pozwolę sobie zacytować początek, resztę przeczytacie na zdjęciu :
Jędrek Rozewski ma dopiero 10 lat i już trzeci raz walczy o życie.
Jędrek zachorował na nowotwór złośliwy, neuroblastoma w IV stopniu, jak miał niecałe 4 latka. Przeszedł wtedy bardzo intensywne leczenie - 9 cykli chemioterapii, operację, przeszczep komórek macierzystych i naświetlania. To bardzo dużo, jak na takiego małego człowieka, ale udało się wygrać, pierwszy raz. Przez krotki okres był spokój, niestety, przyszła wznowa choroby. I znowu 2 lata ciężkiej walki - wiele cykli chemioterapii, 3 operacje, 2 autoprzeszczepy, terapie izotopem radioaktywnym i wreszcie przeszczep szpiku od taty. Było bardzo ciężko, ale wygrał po raz drugi i wierzyliśmy, że to już na zawsze...


Koledzy i koleżanki z pracy ojca Jędrka postanowili, że dołożą wszelkich starań, by pomóc finansowo chłopcu i jego rodzinie.
Tak się złożyło, że poznałam przemiłą osobę z tej firmy i  M. zaproponowała mi, bym w ramach organizowanej przez nich zbiórki koleżeńskiej w formie wielkiego pikniku w Dzień Dziecka, przekazała swój obraz/y.
Oczywiście zrobiłam to - obrazy będą licytowane i mam nadzieję, że aukcja przyniesie wyniki.





Znajoma M. uznała, że byłoby dobrze, gdybym opisała wszystko na blogu.
Co też robię.
Trzeba pomóc. Jeśli ktokolwiek chciałby przekazać pomoc finansową dla tego chłopca, konto jest podane. Można również kontaktować się ze mną - przekażę sprawę, komu trzeba.
Nie bądzmy obojętni, może uda się przywrócić temu dziecku radość życia i dać szansę na zwyczajne życie, takie, jak mojego Gucia.


sobota, 27 maja 2017

Duet Wolf Neyman / Neyman Wolf zaprasza

Parę dni temu... powiedzmy... miałam przyjemność gościć Piotra Wolfa, malarza, któremu poświęciłam w zeszłym roku Krytyczny Czwartek PIOTR WOLF MALARSTWO.
Mam bezbłędną intuicję i oko do talentów - i przyznam, że byłam ogromnie ciekawa, czy i co wyniknie z wizyty Piotra.
I wynikło.

Przyznam się, że nie mogłam się powstrzymać - i stałam się właścicielką tego oto obrazu :


Przede wszystkim doświadczyłam, jak przydatnym dla obu stron może być duet artystyczny. "Wynalazek" zresztą znany od X czasu. Daje inspirację, wsparcie, przy szacunku dla twórczości.
Tu jest o tyle ciekawie, że nasze malarstwo jest baaardzo różne.
W zasadzie dzieli nas wszystko.
Ale mamy bardzo podobną wrażliwość dotyczącą sztuki. Nie tylko malarskiej.

Poza tym już sam fakt MOŻLIWOŚCI porozmawiania o malowaniu obrazów, spostrzeżeń na temat tego, co nas najbardziej w twórczym procesie męczy, co cieszy, dodaje to siły po prostu.
Co dwa pędzle, to nie jeden. Jest ciekawiej, lżej - jak to w kółku zainteresowań.

Ja czekam na to, co P. namaluje - i to działa w obie strony. Poniżej fragment nieskończonego jeszcze mojego obrazu


A teraz UWAGA
Pobyt Piotra w Warszawie miał swój powód - wystawa.
Miejsce wcześniej upatrzone i polecone.
Wspaniałe. Prestiżowe.
Wnętrze z rozmachem.

Książęca 4. Gmach Giełdy Papierów Wartościowych.
W hallu głównym urządzane są wystawy.




Wchodziliśmy do gmachu po marmurowych schodach - imponujących - a kiedy wyszliśmy, termin wystawy był już ustalony.
A więc - zapraszam serdecznie na wystawę malarstwa Piotra Wolfa. Już 1. czerwca wieczorem.
Wystawa potrwa dwa tygodnie.
Data wernisażu wiąże się ze szlachetną inicjatywą Piotra - ma zamiar założyć liceum plastyczne na Podkarpaciu, skąd pochodzi.

Ja tymczasem zmieniam format na większy - 100 x 70. Tak się jakoś dzieje. Dobrze.
Aktualnie na sztalugach zmieniają się miejscami trzy obrazy.
Jeden już gotowy.
Inny.

czwartek, 18 maja 2017

Ja tu pani nie chcę

Ten obraz powinien nazywać się Huśtawka, z racji przeżywanych przy pracy nad nim emocji.
Ach, jakie budził nadzieje.
Złości (wkurzał mnie i to jest aktualne)
Ja go nawet dość szanuję, ale... go nie chcę. Nie jest mój.


Twarz stopniowo odrealniałam, założyłam światło z jednej strony, ale i tak nie uzyskałam chcianego efektu.
Parę dni wydawało mi się, że jest blisko do... do prawdy...?
Ale nie.


Właściwie doszłam do momentu, kiedy złości mnie w nim już wszystko - i ta wydłużona szyja, i upozowanie. Teatralność tej całej scenki.
Wbrew pozorom to bardzo "panienkowy" obraz.


Chciałam mu nadać tytuł "Spotkanie z cieniem", ale "Spotkanie" dopiero zrobię.
Nie mam natomiast żadnych zastrzeżeń do tej kulki szarego światła w lewym górnym rogu.

Więc jeśli ktoś chce stać się posiadaczem tej Pani o Łabędziej Szyi, proszę bardzo - parę dni mogę poczekać, a potem czeka ją przerobienie na Czarny Kwadrat na Czarnym Tle.


Czy mi żal? Nie, nigdy nie żałowałam zamalowanych prac. Zawsze oznaczało to wyczerpanie pewnej reguły i zrobienia miejsca na nowe. Bardzo oczyszczający proces.
Nowe nawet już istnieje - jestem zapózniona w relacjach.

Więc - jakby co, do niedzieli mogę wytrzymać z tym obrazem, więc proszę się częstować i brać.

PS. Pani o Łabędziej Szyi ocalała i wkrótce leci do nowej Właścicielki nad morze, ale fajnie.

wtorek, 9 maja 2017

Między miastem a lasem

Dopóki nie zamieszkam na Mazurach, co kiedyś stać się musi, jestem skazana na rozdwojenie - miasto / las.
Lubię Warszawę, to moje miejsce urodzenia ALE.
Nawet nie tłok, pośpiech - tam, gdzie mieszkam, ich nie ma, lecz hałas.
Ciągły hałas.

No ale mówi się cóż - mogło być gorzej. Na studiach wynajmowałam mieszkanie 18,5 metra, na ostatnim piętrze, w bloku, w samym, samiuteńkim centrum, koło Dworca Centralnego. W zimie - zimno, bo zapowietrzały się kaloryfery, w lecie - gorąc nie do wytrzymania, a przy otwartym oknie nie słyszało się własnego głosu. Jakby nie dość na tym, przylegało do szybu windowego.

Tym bardziej kultywuję ciszę - z szumem drzew.
Z krzykiem żurawi.

Ich przylot, którego niestety nie mogę być świadkiem, to dla mnie święto - podobnie jak jerzyki w Warszawie. Bez nich byłoby naprawdę smutno.

O lesie - swoim lesie - napisałam już wszystko (przez te lata), poza tym coraz większą przyjemność sprawia mi zostawianie sobie różnych odczuć, wrażeń. Tylko sobie.


No, ale parę zdjęć zobaczcie.





Nie wiem, jaka będzie przyszłość bloga, zmienia się wszystko.
Jestem nawet w stanie sobie wyobrazić, że przestaję pokazywać obrazy.
Przypuszczam, że to stan przejściowy.
Albo...?




Malowanie... staje się coraz ważniejsze.
Coraz więcej widzę, czego NIE zrobiłam, a bym mogła.

Rezultaty zaprezentuję - tutaj.
Z zupełnie innej beczki -
Ścięłam włosy - niektórzy wierzą, że z rozumem.
I dobrze mi z tym.