WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

środa, 23 maja 2018

Rocznica!

Ten tego ten... jaka piękna jest pogoda w tym roku!
Nie wiem, czy mam coś z pamięcią, ale nie przypominam sobie, żebym aż tak czuła wiosnę, właściwie prawie lato.
Nie powiem, żeby to był łatwy czas w moim życiu, ale światło, zieleń ratują.


No i zapachy - z magnolii przeszliśmy do bzów, potem akacji, jaśminu, teraz puszy się czeremcha.
Tymczasem znów nadeszła nasza rocznica poznania się - mojego i Wojtka. Poniżej link (bo już lepiej tego nie opiszę!)
ROCZNICA część I oraz ROCZNICA część II
Dwanaście lat (i tu ludzie mają zwyczaj mówić "ale szybko zleciało" czy jakoś tak) - dla nas to bardzo długo.

 
Tyle rzeczy się wydarzyło. Gucio nasz kochany!
Komunia za nami - to było przeżycie, nie tylko duchowe. Wzruszające dla nas wszystkich. Organizacyjne wyzwanie, ponieważ Wojtek, mój mistrz, przygotował przyjęcie dla 20stu osób! Taki jest!


Lilie dawały czadu - wytrwałe są, cały biały tydzień wypełniały kościół dusznym i, ujmijmy to, niejednoznacznym zapachem.


Tu zaszła zmiana - kapelusz.


Kupiłam sobie i od razu zadzwoniłam do przyjaciółki, która zajmuje się modą. Czy czytelniczki pamiętają pierwsze szpilki? Ja tak - położyłam je sobie koło poduszki, żeby po otwarciu oczu raniutko od razu je widzieć.
Kapelusz wisi na ścianie, bo jak raz często wieje.

A tak w ogóle... to naszkicowałam swój profil, żeby go wykorzystać malarsko.


Bo też i pracownia zyskała nową przestrzeń!



Poszłam o krok dalej - mam lustro, więc i modelkę na zawołanie (o sobie mówię, rozumiecie).
Jednak teraz wszystko przychodzi mi z większym trudem, to nic, nic.
Czasem trzeba przerwy (tak się usiłuję przekonać) - przyglądam się wszystkiemu jakby w zawieszeniu (poniższe chińskie dzwonki kupiłam w 1995 roku!!!).


Mam wrażenie, że widzę więcej. Staję się coraz czulszym odbiornikiem. Co prawda na razie nic konkretnego z tego nie wynika (poza moim zdziwieniem).
To pierwszy rok, kiedy nie odliczam dni do wyjazdu na Mazury. Na nic nie czekam - tylko sobie jestem. OCZYWIŚCIE nie byłabym sobą, gdybym nie chciała zaczynać wszystkiego (malowania) od nowa. Na razie przemeblowanie mnie zaspokoiło.

Ponieważ wszelkie święta obchodzimy domowym sposobem trzy dni, więc pozwólcie, że się niespiesznie oddalę, bo mnie wołają. Na kolację! Kto ją zrobił? Wiadomo! (nie ja)

poniedziałek, 7 maja 2018

Inauguracja - Wielka Majówka

Najpierw może napiszę, że czas obfituje w wyzwania, z którymi się wcześniej nie zetknęłam. Potrzebuję dużo siły i energii. Nie ukrywam, że bywa trudno, ale ostatnio na szczęście idzie ku dobremu.
Czasem potrzebuję spokoju i zwykłych, codziennych radości. I na to wykorzystałam majowy weekend, po raz pierwszy od wielu lat spędzony w Warszawie - i nie żałuję.

Zaczęło się od małego wypadu do Łowicza.



W tym prześlicznym mieście, w rewelacyjnej ekspozycji mogłam podziwiać obrazy Karoliny Matyjaszkowicz - i chociaż byłam wcześniej na Jej wystawie w Warszawie, to Jej wzruszyło mnie  malarstwo, jakbym je widziała pierwszy raz.





Na powyższym fragmencie jest ulubione zwierzątko Gustawa "ten niebieski, któremu się oczy rozchodzą na dwie strony". O obrazach Karoliny pisałam tu : Malarstwo Karoliny Matyjaszkowicz
Nie znałam Jej osobiście - aż dotąd. Cieszę się jak dziecko!
Zawsze uważałam, że mam wyczucie do ludzi (co prawda uszczęśliwiło mnie dopiero drugie małżeństwo, pomińmy to). Nigdy nie zapomnę atmosfery tego dnia - który skończył się powernisażową pizzą nad Bzurą.


Następny ranek i zaczęło się... moje nowo ustanowione Święto Jabłoni. Zawsze chciałam zobaczyć od środka kwitnący sad - ale albo byłam za wcześnie, albo się spózniałam. A tu potrzeba precyzji. Tym razem pan Bronek z bazarku, przysadowy mieszkaniec, codziennie wydawał komunikaty "jeszcze nie", "za parę dni" aż wreszcie "w piątek się zacznie".
Udało się.



A po drodze - Wisła w miejscu, które moja Ciotka nazywa końcem świata.


Wreszcie MOJE Łazienki - park, blisko którego mieszkam. Traktowałam go po macoszemu, tęskniąc za Mazurami. Teraz cieszę się całym sercem! Wiosna, słońce, kwiaty, na wyciągnięcie ręki.








I wreszcie! Wreszcie zwiedziłam łazienkowe cuda architektury, oglądane wcześniej od zewnątrz.






A poniżej zdjęcia, do których idealnie pasuje powiedzonko "Nie bądz taki do przodu, bo cię z tyłu zabraknie"



Aaa, zapachowo też Łazienki mnie zaskoczyły - w szklarni wypatrzyłam, przez uchylone okno, drzewka pomarańczowe. Poszłam za smugą kwiatową, znaną z Barcelony. W większości przekwitły, ale i tak aaaach


Obok szklarni - ozdobna kura, jak mówi o pawiu moja znajoma


Tymczasem w pracowni zaszła zmiana - Gustaw dostał dorosłe łóżko, a dla mnie zwolniła się wnęka. Wiedziałam, że w końcu tam będzie mój mały malarski zakątek. I moje skarby. Oraz mam "odejście" i zmieści mi się na sztalugach każdy prawie format!




Ledwie ustawiłam wszystko po pomalowaniu ściany, wpadło mi pierwsze wesołe zlecenie. Ślimak!
I tak planuję pracę - z jednej strony duftarty i zlecenia, energetyczne i pewnie kolorowe, z drugiej - Pamiętnik Malarski, z myślą o wystawie.

Na koniec chciałam z całego serca podziękować Wam - Czytelnikom, przyjaciołom, znajomym, wszystkim, którzy mnie wspierają w pracy i zadaniu, które muszę wykonać. Wykonuję! Wymaga to ode mnie wysiłku i odwagi, na pewno w swoim czasie napiszę więcej. Podjęłam wyzwanie.
Czuj duch!