WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

piątek, 29 czerwca 2012

Panienka - początek cyklu Żywioły?

Znowu zmiany w wyglądzie Brulionu- na jak długo...?
Nosi mnie, nic nie poradzę. Tym razem w tle jest moja pracownia- i wszystko, co w niej istotne : sztalugi, farby, perfumy, pudełka, w których zapomniałam, co się znajduje....
Gucio popatrzył i pisnął radośnie "O! Mój pokój!"

Twórczo też -  ferment
Nie wytrzymałam- myślałam, żeby zacząć cykl Ziemia Woda Powietrze (Ogień?) od Ziemi, ale Powietrze mi się naszkicowało.




W pierwszej wersji Powietrze nie miało obcasów. I nie podobało mi się.
Prawdopodobnie tym razem wyjdą moje skłonności do secesji.
W rzeczywistości jednak do końca nic nie wiem- ani, czy będzie cykl- więc proszę ów pomysł traktować bardzo luźno, ani ile obrazków miałby liczyć.
Poza tym ciągnie mnie do czegoś BARDZO dużego.
I w ogóle do zmian- od ubioru począwszy (tu wystarczy tylko selekcja) poprzez fryzurę, dietę (prozdrowotną).
Wyjechałabym też gdzieś.
Zapisała na coś.
Jutro mają się zacząć zwalające z nóg upały, więc może mi zapał trochę przejdzie?

Najchętniej pachniałabym tym, czego nie mam, ale czym? Też nie wiem.

środa, 27 czerwca 2012

Puste kino, pełne kino

Środa- dzień Srebrnego Ekranu.
Ledwie zdążyliśmy- akurat był koniec reklam. Koniec reklam- światła się zapalają i nic. Patrzymy- sala pusta.Więc, kierując się w stronę tajemniczego,małego okienka na górze, zakrzyknęłam wielkim głosem "Halo, halo, tu są dwie osoby, prosimy o film".
Życzenie zostało spełnione i seans był nawet sympatyczny, Wojtek nie spał.

To mi narobiło apetytu na jeszcze jakiś inny film- skoro synek jest u Babci. Mąż mnie opuścił, więc mogłam nawet pójść na horror. Ale nie było - zdecydowałam sie na Avengers.
Akcja, tempo, fantasy z komiksowymi superbohaterami, i to w 3D.
Pamiętałam, że ostatnio byłam na trójwymiarze w wyniku wygranej zdrapki, wrażenie -  niesamowite.
Na Świecie Głębin, kiedy ukazał się rekin, zwalisty pan obok piszczał jak mały piesek, a co poniektórzy wyciągali ręce, żeby chwycić kolorowe rybki. Z kolei na Wesołym Miasteczku prawie szukałam foliowej torebki.
Nie bez obaw wchodziłam na salę, szczególnie, że czekało mnie 2,5 godziny. Jednak tutaj 3D nie było takie, jak kiedyś. Więc wśród lecących strzał, kambulców i kul ognia czułam się bezpiecznie.
Na początku trzeba było rozstrzygnąć, kto jest dobry, a kto zły- to się szybko wyjaśniło.
Postaci też ubywało, co lubię (najgorsze są filmy o mafii, nie daj Boże azjatyckiej- tam od razu się wyłączam).
Scarlett Johansson nigdy mnie nie zachwycała, a w 3D jej nos był jakby jeszcze bardziej jakby wyciągnięty szczypawkami do bielizny. Przywiązana do krzesła obezwładniła kilkunastu bandytów, w tym spuściła w przepaść Jerzego Skolimowskiego, przywiązanego za nogę do łańcucha. Itp, itd.
W ciszy między bohaterskimi, nadzwyczaj nadzwyczajnymi akcjami, słychać było z górnych rzędów zduszony damski głos "przestań, przestań".
Ale film był zrobiony z jajem, zawierał elementy humorystyczne, cienkie na tyle, że śmiały się może ze dwie osoby, w tym ja.

Swoją drogą, ledwie się wybrałam, bo zginęły mi niespodziewanie trzy pary moich najpopularniejszych spodni, a prałam je już po przyjeździe znad morza. Czarna dziura to nasze mieszkanie.




Za nic nie przypomnę sobie, gdzie mogą być. To dla mnie wielkie obciążenie, szczególnie, że Wojtek oczekuje, że będę mieć lepszą pamięć, od Niego- "Justysiu, na wszystkie swoje kobiety mogłem liczyć w tym zakresie. Przyzwyczaiłem się do komfortu.  Przecież, jeśli się okaże, że Gucio jest taki sam, jak my, to zginiemy".
I co ja mam na to poradzić? Odkładanie "na miejsce" jest niemożliwe, bo rzeczy (przynajmniej te, które giną) nie mają swojego miejsca, na dodatek przepadają stadnie- jak 3 pary nożyczek np.
albo 4 obieraczki do warzyw. A kabelki i ładowarki to już w ogóle.
Poza tym zazwyczaj nie myślę o większości tego, co robię. Oczywiście, poza malowaniem, pisaniem i wąchaniem.

No właśnie- pachnę sztucznym miodem z lekko zwietrzałą naftaliną, czyli Diane von Furstenberg edp. Całkiem przyjemnie.

wtorek, 26 czerwca 2012

Seria Barowa- część 2 z 2

Nadeszły zeszłoroczne upały, wieczorem udawało się chwycić trochę tchu- i malować kolejny obrazek.
Zleceniodawczyni lubiła morze i miała niezwykle długie włosy (takie, które można przysiąść, jeśli jest się nieuważnym).

11. Spoo
Jak można mieć TAK długie włosy? Ja swoje zapuszczam od dwudziestu paru lat i nawet do ramion nie dorastają. Może powinnam przestać chodzić do fryzjera? Ale to byłoby strasznie nudne.

Postać na obrazie poniżej jest osobą o niezwykłym temperamencie oraz zdolności (danej niewielu - nawet wśród wokalistów) zaśpiewania C trzykreślnego. Sama słyszałam. Wyrazista osobowość- a więc i wyrazisty obrazek.

12. Pin Up
Następną bohaterkę poznałam osobiście. Jest obdarzona zjadliwym poczuciem humoru, co najbardziej widać w pisaniu (bo w kontakcie bezpośrednim ze mną- wcale). Ciekawy dysonans.

13. Skarbiątko
Właściwe wydało mi się przedstawienie Jej jako poskramiaczki dzikich zwierząt, bardziej intuicyjnie niż racjonalnie. Jak widać, wkroczyła jesień.

A na późniejszym obrazku- zima, ale nie tyle z racji pogody, co nicku z forum perfumowego.
Tonacja chłodna, choć pani Winter nie jest chłodna. I niedźwiedź polarny, który zastanawia się "Zjeść? nie zjeść? Zaprzyjaźnić się?"

14. Winter
Agnes za to jest wcieleniem ciepła, kolejnym przykładem na to, że można i mieć charakterek, i cieszyć się wielką sympatią. Coś kazało mi namalować czarno- białą torebkę, wypuszczoną z ręki, postać zaś wkraczającą jakby w powietrzną przestrzeń..
Agnes zobaczyła obrazek- i zaniemówiła.

"Justynko...ja mam taką torebkę i ciągle coś gubię...W Warszawie jestem po paszport zostawiony w samolocie".
Bardzo ciekawe- jakby powiedział Gucio.

15.Agnes
Nadszedł czas na podjęcie się wyzwania- Sabbath.
Wielka indywidualność, osoba budząca skrajne emocje. Przyznam, ze dopóki nie miałyśmy okazji się spotkać, obchodziłyśmy się, jak psy, nieufnie, na sztywnych łapach, w razie czego gotowe na odparcie ataku.
Ale, że tak powiem, w realu, wystarczyło parę zdań i niemal padłyśmy sobie w objęcia (z ulgą).

16.Sabb
Obraz spotkał się z zaskoczeniem. Chciałam pokazać w S. to, co bardziej ukryte, pod "kumpelską" powłoką. Sabbath- motyl.
I chociaż Jej się to podobało, powiedziała, że przedstawienie jej z tej strony nie wyczerpuje wizerunku, który bez glanów, spodni i rozwichrzonych włosów jest niekompletny.
Myślałam, myślałam i wymyśliłam.

17. Sabb
Teraz już czas na znane z Brulionu dwa portrety.
Najpierw- delikatna Ewa na nowej drodze życia- teraz już po ślubie.

18. Ewa
I Dominika, skończona dwa tygodnie temu- lata 80te w natarciu. I naprawdę amarantowe włosy (aczkolwiek nie wiem, jak jest teraz, bo miała niepokojące pomysły).

19. Dominika
Mam oczywiście plan, i to nie na jeden, ale na trzy następne obrazki- kobietki.
Ziemia, Powietrze i Woda.
Wszystkie trzy postaci znam osobiście.
Chciałabym pracować nad nimi równolegle, ale że nie mam podzielnej uwagi...

Pachnę- jak przystało na artystkę- Amarige Extravagance Givenchy- czyli mocno, zdecydowanie i bezkompromisowo.

niedziela, 24 czerwca 2012

Seria Barowa - panienki zebrane cz.1 z 2

A wszystko z dużej litery, gdyż wykonałam ogromną pracę- skompletowałam wszystkie zdjęcia swoich obrazków z kobietkami.
Swego czasu komputery zostały zainfekowane wirusem, aparat fotograficzny upadł i wszystko zapomniał, a i moja, nazwijmy to, nonszalancja, miała znaczenie. I nie miałam połowy zdjęć z portretami.
Krótko mówiąc- po dwóch tygodniach starań i maili od Zleceniodawczyń, mogę zaprezentować- oto Seria Barowa.
Jeszcze wyjaśnienie- nazwa wywodzi się od wątku na forum perfumowym o nazwie Scent Bar (Wizaż.pl).
Tam się wszystko zaczęło- wiele osób poznałam osobiście, a ponieważ w Barze (przypomnę- wirtualnym) przesiadywałam chętnie i często, więc, można powiedzieć, że połączyłam forum perfumowe z malarstwem.

Pierwszy obrazek powstał bodaj w lutym zeszłego roku i ot, tak, wkleiłam go w Barze.
Nie tylko się spodobał, ale od razu znalazł kupca.

1. Pani z Pieskiem

To mnie zachęciło do namalowania następnego- tym razem osoba, którą poznałam osobiście, a Jej zdjęcie z wakacji, na którym wygląda jak gwiazda filmowa, zainspirowało mnie do wizji kobiety luksusowej.


2.Flo

Ponieważ dopiero- co malowałam wyłącznie zwierzęta, na początku serii na każdym obrazku musiało być zwierzę- tutaj Fanyberry rasy basset.

Do stworzenia trzeciego obrazka pchnęło mnie zdjęcie, na którym Portretowana, osoba niezwykle szczupła, prezentuje tycjanowskie wlosy (zawsze chciałam takie mieć).

3. Red

I znowu, choć to nie było zlecenie, a luźno myślałam sobie, kogo bym chciała sportretować (choć oczywiście nazywanie tych obrazków portretami jest umowne) - sprzedałam Red.
Przy okazji Kupująca zażyczyła sobie swój wizerunek.

4. Rozterka
W tym przypadku ze zwierzęciem było trudno- wybrałam sokoła, gdyż kojarzył mi się z wolnością, odwagą i niezależnościa. Tak, jak osoba z obrazka.

Powolutku zaczęło mi świtać, że to coś więcej niż pojedyncze incydenty- może tak już zostanie, ze od czasu do czasu będę malować taki portrecik? Zmiana kolosalna w odniesieniu do zwierząt (są na mojej stronie- link obok postu).
Bardzo chciałam pokazać te trzy obrazki swojemu drogiemu profesorowi z ASP, można powiedzieć nawet, że mojemu mentorowi, który budzi/ł skrajne uczucia. Do wszystkich chłopców zwracał się "Jasiu" a do dziewczyn- "Marysiu". Kiedy do mnie zaczął mówić po imieniu, pękałam z dumy. Przy tym był znany z wielkiej surowości i niewybrednego słownictwa.
Weszłam do gabinetu i nie bez obaw pokazałam obrazki.
Spojrzał badawczo, potem wziął Flo do ręki i wolno pokiwał głową "No, no. Gratuluję. To może być droga".
Czy mam dodawać, że z dziekanatu nie szłam, tylko leciałam?

Z zapałem oddałam się pracy - miałam pomysł na Panią Weterynarz o filigranowej i niezwykle kształtnej sylwetce, przy tym dużej (jak to zwykle przedstawiciele tego zawodu) sile charakteru. I te włosy!

5. Tru
I czas na następną indywidualność - Pani Architekt. W pierwszej dziesiątce najbardziej wymagających i dokładnych osób na świecie. Tymczasem na żywo wcale nie robi takiego wrażenia.
Malowanie obrazka zbiegło się z remontem Jej domu- stąd podtytuł "Co ty, misiu, wiesz o kładzeniu paneli?"

6. Polly
Tymczasem znajoma szukała prezentu dla przyjaciółki. Po co szukać? Ja się tym zajmę.
Dostałam zdjęcia, krótką charakterystykę obdarowanej osoby, która wydała mi się bardzo sympatyczna.
Ujawniły się tez moje wizjonerskie zdolności- okazało się, że dziewczyna ma na kostce wytatuowane drzewko- jarzębinę, jak na moim obrazku.

7. Dla Kameny
Na pogaduchach z przyjaciółką pochwaliłam się zdjęciami portretów - "O, ja chcę takie! Czy mogą być trzy?" Jeszcze jak mogą! A ponieważ J. była wizażystką i człowiekiem mediów, wobec tego stosowne wydały mi się obrazki, na których J.(pośrodku) byłaby ujęta podczas pracy z modelkami.




8,9,10. Tryptyk dla Wizażystki
Po zetknięciu brzegami tworzą całość- liniowo, bo w kolorze każdy jest trochę inny.

I na tym zakończę pierwszą z dwóch części prezentacji, gdyż muszę nabrać sił po wewnętrznej dramatycznej walce dotyczącej pożegnania się z marzeniami o byciu blondynką i powrocie do ciemnego, naturalnego koloru włosów.

Pachnę - jeszcze niczym. Sprawdzę, czy Biedronka jest otwarta. Bo przy Wojtku nie chcę się zlać 5 Chanel, edp, na co bym miała największą ochotę. Nie znosi tego zapachu.

piątek, 22 czerwca 2012

Z górki

Na szczęście najdłuższy dzień już za nami. Może to niepopularny pogląd, ale dla mnie zachód koło 22giej jest czymś nienormalnym, a przy skłonności do bezsenności świt koło 3 w nocy powoduje gęsią skórkę.

Teraz  zaraz noc Świętojańska w wigilię św. Jana. Przypominają mi się studenckie czasy, kiedy na plenerze (w zamku Czocha) uplotłam przepiękny wianek, tylko z traw, miał średnicę ponad metr. Nie wiem, co mnie podkusiło, jakieś dziewczyńskie marzenia, że ktoś się po niego rzuci do wody, ale chętnego nie było. Rzuciłam się więc ja- w pełnym ubraniu.
Żeby uniknąć przeziębienia, już w pokoju, zrzuciłam ciuchy i wywiesiłam za okno. Okazało się, że w nocy, bardzo wietrznej, moje majtki okrążyły zamek i wylądowały na dziedzińcu, a spódnica (co prawda zielona) nigdy się nie znalazła.
Magiczna noc.

Już od dawna myślałam o zmianie wyglądu Brulionu- zainspirowały mnie własne sztalugi, dzięki kilkudziesięciu namalowanych na nich obrazach, w niektórych miejscach pokryły się wieloma warstwami farby- i to właśnie taki ich fragment jest tłem.
Od razu przypomniał mi się ten obraz:

Pantera, akryl na płótnie, rozmiar 120 na 80cm
Iskry lecą spod łap - pantera z napędem odrzutowym.

Mam jeszcze dwa obrazy, z którymi trudno mi się było rozstać.
Nie wiem, jaka cena byłaby rekompensatą, ale niestety nie ta, za którą zostały sprzedane.

Konik powstawał tuż przed Świętami Bożego Narodzenia zeszłego roku. Byłam tak zaaferowana malowaniem, że nic a nic się nie udzielałam w przygotowaniach- o, cóż to był za spokojny, cudowny czas, tym bardziej, że prezenty dawno kupiłam.

Koń Niebieski, akryl na płótnie, rozmiar 120 na 80cm

I trzeci, najbardziej nieodżałowany. Do ostatniej chwili miałam nadzieję, że spóźniający się kupiec nie przyjdzie. Niestety.

Żywopłot, akryl na płótnie, rozmiar 120 na 80cm
Żywopłot namalowałam po wizycie w parku w Oliwie, który Cystersi zaplanowali według osi, która przecinała park i kończyła się aż na morzu. Niestety, wkroczyła cywilizacja z autostradą- ale u mnie jest bezkres.
Ach, jak mi się go dobrze malowało! Powstał w dwa dni, powstał jakby sam z siebie, z moim minimalnym udziałem.
Czy widać oczy na obrazie? Są- dwie pary.

Na szczęście zlecenia techniczne zostały dziś skończone i mogę znowu zabrać się za malowanie.
Szkoda tylko, że jedna knajpa, w której miałam się wieszać, splajtowała, a druga przestała urządzać wystawy, bo "zmienili profil i priorytety".
Ech.

Pachnę (wstyd przyznać) po zakupach w Biedronce, tym razem pachnidełkiem My Treasure- woń taniej, bazarkowej drogerii.

PS. Fejsbuk już mnie nie pyta, o czym myślę. Wie, czy jak?

środa, 20 czerwca 2012

Kinowa środa

Z okazji kinowej środy postanowiłam wypróbować nowy tusz do rzęs - szafirowy.
W samochodzie Wojtek uważnie na mnie spojrzał ; oczekiwałam komplementu "Czuję się nieswojo, masz spojrzenie jak gąsienica".
Została jeszcze Mama, która na pytanie, jak wyglądam, na odczepnego rzuciła "Pięknie, jak róży pąk", na co Gucio wybuchł głośnym, niepohamowanym śmiechem i jak nakręcony powtarzał  "róży bąk! Mama wygląda jak bąk!"
Nic się nie znają.



Nawet nie zauważyli, że jedną brew mam jaśniejszą (rozjaśniałam trochę i ktoś zadzwonił), ale nie zlikwidowałam nierówności, bo wg mnie tak jest interesująco. Zainspirował mnie David Bowie- ten ma jedynie bardzo rozszerzoną źrenicę w jednym oku, a przykuwa wzrok. Ja nie przykuwam, ale dobrze mi z tym.

Z pierwszego filmu wyszliśmy po kwadransie, nie bacząc na wydane 35 zł. Miało być śmiesznie- ale nie udało się. Ponieważ byliśmy sami na sali, krzyknęliśmy do pana na gorze, żeby wyłączył projektor.

Po drodze do kolejnego kina mijaliśmy Pogotowie Krawieckie- Wojtek powiedział, że nareszcie jest ratunek dla osób, którym w przysiadzie pękły spodnie w kroku. Teraz już nie muszą się podnosić, wiązać w pasie sweterka, tylko za telefon i już.

Co do wpadek, zdarzają się spodnie, które zdejmują majtki. Wojtek grał ostatnio w Klanie kucharza i akurat przy włączonej kamerze TO się stało. Majtki wisiały Mu na kroku w spodniach, które również zaczęły zjeżdżać- na szczęście filmowany był od pasa w dół. Tylko profesjonalizm pozwolił Mu nie wypaść z roli- ale ciekawa jestem, czy rzeczywiście nic nie będzie widać.

Drugi film bardzo się udał- "Hotel Marigold". Co za przyjemność! Doskonała obsada, wyczucie scenarzysty i reżysera, no i kolory- bo dzieje się w Indiach.
Przed nami (ale dwa rzędy poniżej) siedziała pani z kokiem, który wyglądał, jakby miał w sobie konstrukcję jakby z walca, wielkości kuchennego wałka, wygiętego w podkowę i postawionego na sztorc, przy tym przylizane włosy na nim dziwnie połyskiwały. Mnie przypominało to ptaka w szacie godowej, który nie tylko stawia ogon na sztorc, ale i sam przybiera dziwny, nie- ptasi kształt. Wojtek uważał z kolei, że ten kok robi mąż owej pani, który jest bardzo zazdrosny i po zwichrowaniu koka poznaje, czy żona była mu wierna.
A kiedy wychodziliśmy z centrum handlowego, przy wyjściu słuchać było monotonny kobiecy głos, powtarzający jakby coś w rodzaju mantry, ale nie mogłam rozpoznać, ani do czego zachęca, ani w jakim języku. Wojtek, zapytany, co słyszy, powiedział, że nic.
"Wiesz, Wojtek, ja chyba napiszę do Carrefoura, żeby mi wyjaśnili, co ona mówi"
"Tak, oczywiście, napisz, że nie życzysz sobie głosów w głowie".
Nic śmiesznego. Babcia naszego znajomego przez wiele dni nie wychodziła z domu, powiedziała, że nie może, bo jej gwiżdże w uchu i się wstydzi, że inni usłyszą.

Pachnę Ben Gay'em niestety. Krzyż mi wysiadł.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Obrazki z podróży

Jesteśmy już w Warszawie.
Na szczęście nie stało się to, czego się obawiałam- szok powierzchniowy. Bo z domu ponad dwustumetrowego trafiliśmy do mieszkanka 28,5 metra. Ale ja tak dobrze się tu czuję.
Został mi tylko nawyk, żeby niczego nie kłaść na podłodze w przejściu - jeszcze pamiętam, jak niewidomy Sławek mało nie fiknął kozła na guciowym porzuconym mini golfie.

Udało się nam zwiedzić co nieco w podróży powrotnej.
Najpierw zabytek techniki- imponujące mosty na Wiśle w Tczewie, o długości bodaj półtora kilometra.



Most mający swój początek w połowie XIX wieku teraz jest czynny tylko dla ruchu pieszego.
Maleńkie postaci z przodu to Wojtek i Gucio- tak mnie wyprzedzili.

Nie doszliśmy nim do końca, bo W. się zdenerwował, że co chwila robię zdjęcia i wszystko trwa w nieskończoność, nazwał mnie egoistką, ja Go prostakiem i nie-artystą.
Jak zwykle szybko się pogodziliśmy- bo inaczej nie potrafimy (chyba z powodu gadulstwa), pod katedrą w Pelplinie, w ogrodzie przykościelnym, który jest cmentarzem.



W tak pogodnym otoczeniu i po wesołej stypie udzielił mi się melancholijny, kojący spokój.

Przypomniała mi się historia o nielegalnym przewozie nieboszczyków, wszystko, żeby zaoszczędzić na kosztach.
 Podobno ostatnio schowaniem dla zwłok była wersalka, która niestety się otworzyła, a dobrych parę lat temu dwóch kuzynów postanowiło przetransportować zmarłego wujka koleją.
Ubrali go porządnie, kapelusz nasadzili na oczy i usadowili w pustym przedziale przy oknie. Wujek wyglądał, jakby spał. Postanowili wyjść na chwilę, żeby coś przekąsić, w tym czasie dosiadł się pasażer, który nad nieboszczykiem umieścił bagaż- pudło z maszyną do szycia Łucznik.
Nagle pociąg zahamował, ciężkie pudło spadło na wujaszka- a ten nic, tylko się przekrzywił. Właściciel Łucznika potwornie się przeraził, zbadał puls wujka i był przekonany, że zabił człowieka.
Spanikował, adrenalina dodała mu nadludzkiej siły, dzięki czemu mógł wyrzucić umarlaka przez okno.
Po chwili weszli kuzyni- a tu nieboszczyka nie ma.
Pytają, co się stało, a pasażer, jakby nigdy nic, odpowiada, że owszem, siedział tu jeden pan, ale wyszedł na papierosa i już nie wrócił.
Wtedy oni, wrzeszcząc jeden przez drugiego, przyznali się, że wujek już nie żył- a więc jedyna rada to jak najszybciej opuścić pociąg i znaleźć wujka.
Ale gdzie? Przecież czas mija, pociąg jedzie- niestety, chociaż starali się szybko znaleźć zwłoki, idąc wzdłuż torów, nie zdążyli i wszystko się wydało.





Odeszłam dziś od perfum z Biedronki i pachnę przepięknym Chloe Rose.

Aha, jeszcze dodam, że wszystkie zdjęcia, rysunki i obrazy są mojego autorstwa.
Tak, te dwa świetne zdjęcia z cmentarza też

sobota, 16 czerwca 2012

Smutny mecz


Ale wpis nie będzie smutny.
Dziś ostatni dzień jesteśmy w domu niewidomego Sławka. Zaplanowaliśmy oczywiście oglądać mecz.

Tym razem zmieniłam organizację, bo poprzednio było tak, że obraz z telewizora, a Sławek i wobec tego ja również, słuchaliśmy komentarza z radia internetowego. Komentator- Tomasz Zimoch- bez przerwy nadawał, aż czasem chrypł, kipiąc entuzjazmem i budząc zdumienie poetyckim językiem ("matowe oczy Tytonia rozwarły się w ciszy, takiej ciszy, że słychać szelest skrzydeł motyla, motyla z pobliskiej Saskiej Kępy, gdzie w kawiarni siadywała Agnieszka Osiecka, tymczasem kulki oczu naszego bramkarza już błyszczą, już jest gotowy, jakby chciał powiedzieć- wiem, pani Agnieszko, że i pani za nas trzymałaby kciuki").
Tak więc ja patrzyłam na ekran- i co widzę- Rosjanin strzela naszym gola, a Zimoch nic. Że na piłce się nie znam, to pomyślałam, że mnie wzrok zawiódł, ale polska publika i piłkarze- załamani.
"Sławek, nie wiem, co się dzieje? Myślałam, że był gol?"
W tym momencie Zimoch jęknął, że przegrywamy.
"Justynko, bo Ci nie powiedziałem, że internet ma opóźnienie pół minuty"
Nosz kurczę.
Wobec tego postanowiliśmy, że Zimoch będzie cicho i puścimy również dźwięk z TV.
Zbyt ważny mecz.
Zrobiłam zaopatrzenie w Biedronce- paluszki Złota Rybka i napój gazowany biały o smaku oranżady. I biedronkową białą czekoladę 200 gramów nadziewaną fałszywymi M&Msami.
Nabyłam też białe i różowe perfumy.
Dobra, oglądamy.
Daliśmy na początek Zimocha, bo przy nim można boki zrywać
Ale tak patrzę, a na stadionie dużo ludzi pomalowanych na biało-niebiesko, a na górze ekranu napis "GRE-RUS 0-0". I nazwiska zawodników kończą się na "-pulos".
"Sławek, jaki my mecz oglądamy?"
"No jak jaki- Polska Czechy"
"A napisali ze Grecy z Ruskimi, i że na żywo. Może nie sobota dzisiaj?"
"A jaki to program?"
"Drugi"
"To przełącz na jedynkę, przecież to jest turniej i jednocześnie grają dwa mecze"
A ja się przez 5 minut nie zorientowałam, ze komentarz jest nie do tego meczu. Myślałam, że to przez opóźnienie.
W końcu było już, jak trzeba, tylko nasi bramek nie strzelali.
Na wszelki wypadek poleciałam w przerwie do komputera, żeby sprawdzić, jaki święty jest patronem sportowców. Święty Hubert, któremu ukazał się podczas polowania biały jeleń z krzyżem między rogami.
No i nie pomógł, niestety.
Mecz się skończył, nasz bramkarz Tytoń płacze, przykra sprawa. Ale wystarczy przełączyć na Dwójkę, a tam płaczą Rosjanie, komentatorzy się cieszą, Grecy skaczą i ogólnie jest w dechę.

Chyba nie muszę pisać, czym pachnę?
Różowym.
Pora spać- jutro wyjazd.

piątek, 15 czerwca 2012

Stypa

Dostałam przez noc całą stronę wiadomości od fejsbuka, oczywiście do każdej z nich należy się natychmiast ustosunkować.
Jak zwykle- w nieznanym terenie niejako automatycznie podporządkowuję się poleceniom, dlatego, kiedy F mnie spytał, chyba w profilu, o czym myślę, napisałam prosto i szczerze "dlaczego mi pasemka nie wyszły" i zdaje się, że taki mam status.


Poza tym, kiedy przeglądałam wspólnych znajomych, odezwał się sygnał jakby pękniętej struny i się wyświetliła ramka, że Majkel do mnie pisze i coś o jakimś czacie, na którym na dodatek są poza mną 3 osoby. Zapytało mnie, czy chcę skonfigurować wideorozmowę, a potem jeszcze mi napisało, że Majkel już wie, ze konfiguruję i jeszcze coś tam i spanikowałam i uciekłam tutaj.
Na dokładkę Wojtek mi powiedział, że teraz dopiero się zacznie i żebym nie wciskała osi czasu, bo mi się będzie wyświetlało, co kto myśli o jakimś bałwanie np albo o wydarzeniu i to każdy z osobna.
Ja przecież tylko chciałam rozpropagować swoje malarstwo...

Dzisiaj tymczasem niespodziewanie byliśmy na stypie.
Umarł Kapitan R., którego osobiście nie znałam, ale jego córka i jej mąż są naszymi przyjaciółmi.
Zaproszenie przyjęłam z radością, gdyż nie zdążyliśmy nic zjeść i na pogrzebie w chwilach ogólnej ciszy słychać było, jak nam burczy w brzuchach.
Gucio od razu wyniósł się na szeroki, drewniany parapet, z którego widać było cały port i przepływające statki.


Gorzej, że mimo, ze wstydzi się śpiewać i robi to, kiedy myśli, że nikt Go nie widzi, tym razem, widząc uroczyście zastawiony stół, bez przerwy nucił "Sto lat, sto lat, żyje nam", na przemian wysoko i nisko.

Ale nikt się tym nie przejął, gdyż konsolacja miała charakter dość pogodny, na ekranie wyświetlały się slajdy z Kapitanem R z różnych lat, czasami tyłem, więc nie do końca było wiadomo, czy to on. Przy okazji pokazania niewyraźnego i bardzo starego zdjęcia, na którym występuje wśród 30stu absolwentów Szkoły Morskiej, został rozegrany mini konkurs "Znajdź Kapitana" gdzie nagrodą była dokładka pasztecików do barszczyku.
A jednak...podczas puszczania nagrań z Kapitanem, goście się rozkleili i obcierali łzy.

Nie pachnę niczym, bo seler naciowy z Biedronki wywietrzał i nie wiem, na co się zdecydować

PS. F zapytał mnie, kiedy coś kliknęłam (nie wiem, co bo od razu zapominam) czy chcę się połączyć z Justyną Neyman. Czy to znaczy, że stworzyłam nową siebie w wirtualnej rzeczywistości i mogę funkcjonować niezależnie?

czwartek, 14 czerwca 2012

Niszowość porzucona

Wierzyć się nie chce, podmarzając w wilgoci i zimnie, że wczoraj korzystałam z opalania.
Być może za długo leżałam na słońcu, bo poczułam, że już czas przedsięwziąć coś, co w zasadzie było nieuniknione- czyli zapisać się na facebooka.

Rozmyślałam o tym, idąc 1,5 km w jedna stronę do Biedronki po paluszki rybne Złota Rybka i właściwie wyszło mi, że już nie mam wyboru.
Przy chłodniach, a konkretnie Medalionach Kapitana z Morszczuka zbytnie przysmażenie się na słońcu dało o sobie znać i wpadłam w pętlę temperaturową - na przemian bladłam i czerwieniałam i odpowiednio albo mnie trzęsło, albo się gotowałam.
Aby wyjść z zaklętego kręgu, skierowałam kroki w stronę kosmetyków i tam, słabnącą dłonią, wzięłam niebieskie perfumy za 4,75. Były jeszcze czerwone, białe i różowe - ale ostatnio mam okres błękitny.



Tak więc dzisiaj pachniałam Passingiem z Biedronki (zapach morskiej bryzy, który przeistacza się w rozmrażający się seler naciowy, leżący obok ryb), dla dodania animuszu pomalowałam rzęsy na seledynowo (jakby niezwykły wygląd ułatwiał realizację zadań) i stało się.
Wciąż jednak pewną odrazą napawa mnie fakt, że ktoś, komu spodobają się moje obrazy, będzie klikał w znaczek "Lubię to!". Prostackie i infantylne sformułowanie- ale może nic lepszego nie dało się wymyślić?

PS. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale udało mi się wygenerować komunikat "Justyna Neyman lubi Justynę Neyman"- w zasadzie to prawda...
Boję się trochę fejsbuka...

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Dominika skończona!

Więc pomyślałam sobie, że ponieważ obrazków na blogu nie można powiększyć i wobec tego lwia część mojej mrówczej pracy idzie... sobie...niezauważona, to może nie byłoby głupie, gdybym wklejała obrazki również we fragmentach.
To może od razu zacznę

Nogi z kotem
Specjalnie sfotografowałam w sztucznym świetle, żeby było widać fakturę.
W pięknej kobiecie jest coś równie urzekającego, co w koniu czystej krwi.
Może i do koni dojdę.

M.in.neon
Fragment neonu- Bungalow, to nazwa klubu w Sopocie, gdzie podobno niejeden stracił swą młodość (jak śpiewa Irena Santor).


Dłonie
Co będę udawać- na te dłonie mogę patrzeć i patrzeć. W każdym z moich "portrecików" są szczególnie ważne- jak u baletnicy. I przez nie mam najwięcej zapaści sercowo- nerwowych.


Kotek z dzwoneczkiem
Jeszcze dodałam kotkowi pomarańczowy błysk na obróżce i wg mnie ten fragmencik może robić za oddzielny obrazek.

Nareszcie czas na całość- ta daaam- Dominika według mnie

Dominika, akryl na dykcie, rozmiar 19 na 29
No i cóż, czas się rozstać z kolejnym obrazkiem. Jutro oddanie szanownej zleceniodawczyni.

Na mnie Alien znów.

niedziela, 10 czerwca 2012

Pocztówki znad morza

Namalowałam Dominikę- ale ze zdjęciem poczekam do jutra.
Wszystko się udało, zwierzę jest.

Z czystym sumieniem mogłam dziś nareszcie pojechać nad morze.
Dlaczego ja tu nie mieszkam?
Mój Tato przez lata pływał, Wojtek trzydzieści parę lat mieszkał w Gdyni, a ja wciąż w Warszawie.

Jak zwykle morze mnie zachwyciło.
No dech zapiera.

nr 1  Różowe chorągiewki były w kropki







nr 2  Kicz



nr 3  Przetarcia w moim stylu




nr 4  Śruba najciekawsza




nr 5  "Jan" bo Jantar



nr 6  Nic nie napiszę...



nr 7




nr 8  Ryby podupadły



nr 9  Chyba następny obrazek będzie niebieski
Pachniałam i pachnę Alienem wciąż
Więcej nie napiszę, bo się wzruszyłam, słowa tylko zepsują to, co nieuchwytne

No dobra, zwierzątko wstawię

Niebieski- błękitny kot rosyjski


sobota, 9 czerwca 2012

Dominika na wyjeździe

Jesteśmy w dziwnym domu, należącym do niewidomego przyjaciela Wojtka.
Kiedy przyjechaliśmy w nocy, od razu rozpoznaliśmy budynek- po ciemnych oknach.
W wielu miejscach trzeba było założyć światło, w tym u mnie w pokoju (przede wszystkim do malowania) i kupiliśmy też lustra, bo nie mamy nawet złamanego lusterka- to była rzecz, której zapomnieliśmy na wyjazd.
Nie myślałam, że tak dziwnie jest nie mieć się gdzie przejrzeć.

Część pomieszczeń to studio nagraniowe, wobec czego Gucio może rżnąć na profesjonalnej perkusji i drzeć się wniebogłosy do mikrofonu, a ja słuchać muzyki tak głośno, że aż płuca chodzą.

Artystyczna atmosfera sprzyjała malowaniu.


A to jeszcze nie koniec- mam jutro na wymyślenie i realizację tych wszystkich ewentualnych smaczków- detali, dzięki którym obraz nie jest dobry, tylko świetny.
Strasznie mnie kusi, żeby na dole umieścić jakieś zwierzątko- może jego fragment, ale do tego potrzebuję skonsultować się ze zleceniodawczynią.
Przywróciłam bucikom limonkowy kolor, skomplikowałam kontury budynków (żeby ponad wszelką wątpliwość nic nie kojarzyło się z windą)- no i niebo- parę gwiazdek, rozjaśnienie na dole i jest w dechę.

Mogę też, ad dołu, trzasnąć neurologiczny podpis, ale wiadomo, to przynosi pecha.

Pachnę adekwatnie, wydaje mi się, do nastroju obrazka- Alien edp Muglera. Zapach nie w moim stylu, ale kto wie? Wylałam na siebie pół fiolki z Sephory- z kilerami tak trzeba, a nie tam skradać się. Oczywiście względy towarzyskie w tym wypadku nie mają znaczenia- wszystko dla sztuki.