WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

poniedziałek, 26 marca 2018

Co cię nie zabije...

...to cię wzmocni - jest takie przysłowie.
Prawda czy fałsz?
Ani to, ani to - u jednych się sprawdza, u innych niekoniecznie.


Tak samo prawdziwa myśl jak ta, że "do wszystkiego się można przyzwyczaić". I co z tego, skoro będąc takim "przyzwyczajonym", stajesz się kimś innym, i wcale nie mądrzejszym, tylko znieczulonym.
Albo...?

[Co cię nie zabije, to cię wkurwi - trafia do mnie bardziej.

Namalowałam obraz. Mówię na niego po prostu TEN OBRAZ.


Dla Gucia to Elf.
"Fajny, tylko nie wiem, po co zabijać takiego chudziutkiego elfa?"


"Zabijać? Ależ skąd, on żyje i dobrze się ma. Chcesz posłuchać jego historii?"
"Tak..."
Więc - opowiadam :
"Dawno, dawno temu [obowiązkowo musi być]... był sobie Król, w Królestwie Elfów, miał posłusznych elfo - dworzan, z wyjątkiem jednego. Ten, chudy i niepozorny, nie umiał się cieszyć - i Król się z tego powodu złościł. A on nie umiał, i już - bo nie zawsze chcieć to móc.
"Masz dwa tygodnie. Jeśli przez ten czas nie nauczysz się radości, to... to zobaczysz!"
Ale nic się nie zmieniło, Elf myślał tylko o tym, co też takiego zobaczy, żeby nauczyć się odczuwać szczęście. Mijały dni - pięć, dziesięć, wreszcie nadszedł dzień czternasty i Elf usłyszał łomotanie do drzwi. Otworzył - i stało się to, co na moim obrazie.



Raniły go strzały, grot każdej zanurzony w truciznie. Bolało, strasznie bolało! Elf krzyczał i jęczał
"booooliii, o, jak boli!!! Co ja bym dał, żeby przestało!!!! Niech to się wreszcie skończy!"


Wiecie, jak to jest - trucizna w małej dawce jest lekarstwem, i kiedy przestało boleć, Elf uradował się jak małe dziecko - i umiał to robić prawie na zawołanie. Bo Król dobrze znał się na truciznach i wiedział, jaka dawka pomoże. W zamian za to Król zażądał zapłaty - przysłał Elfowi małą szarą szkatułkę.
"Masz ją wypełnić po brzegi!"
"Ale czym?"
"Wszystkim, czego już nie potrzebujesz - smutkiem, przygnębieniem, złością"
Elf wziął szkatułkę.
"Królu kochany, nie mogę ci tego wszystkiego dać, nie chcę"
"Co takiego??? Czy mam zabrać ci radość?"
"Nie, Królu, tylko nie to! Dam Ci szkatułkę, ale troszeczkę sobie zostawię... żeby zawsze równie silnie cieszyć się twoim darem, Ekscelencjo!"
A Król, ponieważ lubił Elfa, pozwolił mu zostawić odrobinkę przygnębienia i ciutek nostalgii, które przyjęły postać chłodnego cienia. Ten kawałek cienia, jak skrawek materiału, Elf zawsze nosił przy sobie. Czasem rozścielał go na podłodze i tylko patrzył, czasem się nim przykrywał - nie na długo, tylko po to, żeby żywiej poczuć szczęście. Mamrotał wtedy pod nosem, cichutko, żeby go nikt nie słyszał "Ale głupek z tego Króla"
Koniec"


Cała kwestia w dawkowaniu, drogie Elfy.

...to był drugi odcinek Are You Ready to Die.

piątek, 23 marca 2018

Trzeba zabić...tę zimę

Jestem przeciwna obrazom, do których jest potrzebna fabuła i instrukcja obsługi.
Dlatego pokażę Śmierć... zimy bez objaśnień.


Ale to jednak blog, nie album ze zdjęciami, pokuszę się więc o parę słów, bardziej na pamiątkę niż wytłumaczeń.
Ruszamy!
Are you ready to die - odcinek pierwszy. I od razu mówię - na razie mam związane ręce i nie mogę (nie chcę) pisać dosłownie. Być może w swoim czasie...



Ten obraz zaczęłam ponad tydzień temu. Leżałam nie mogąc zasnąć. Wreszcie wstałam. Z jakiegoś, nieznanego sobie powodu, nie sięgnęłam po czarną farbę, lecz zieloną. Ale to nie jest zieleń życia, lecz zieleń niezdrowa. Pracowałam niestrudzenie wiele godzin - i powstał obraz ciemny, w kolorze glutów z nosa przy zapaleniu zatok.
Gucio zachwycił się - "nazwiemy go Ciemna Strona Wiosny!" - wykrzyknął uradowany.
I tak sobie ta Wiosna stała i martwiła mnie. Bo nie tak chciałam. Przegadana!
Tymczasem niespodziewanie nadeszły mrozy i mój wesoły, podszyty wiatrem płaszczyk wrócił z powrotem do szafy.
Płynął czas, niespokojny, kiedy w moim życiu nie działo się tak, jakbym chciała.
A obraz stał i mnie smucił. Wreszcie nastąpiła ELIMINACJA.
Postać została.




Czy żyje? PRZEżyje?
Czy to, że mogę zabić postać na obrazie - przecież mam taką władzę - znaczy, że powinnam?


(zabij ten lęk)

rozmiar 100 x 70 cm
akryl na płycie

czwartek, 15 marca 2018

Are you ready to die?

Na jesieni, na przełomie września i października, wymyśliłam cykl obrazów. Tytuł "Are you ready to die?".
Myślicie czasem, a może ciągle (znam takich), o śmierci?
(poniżej mój obraz namalowany tuż po studiach - i od razu powiem : jego też nie lubię, chociaż dostał nagrodę w konkursie na portret)


Mnie śmierć intrygowała od dzieciństwa. W podstawówce, w ramach PCK, pomagałam Państwu Sz. w zakupach, potem stałam się częstym gościem w ich domu. Mocno starsi ludzie. Kiedy Pani Sz. odeszła, jej mąż powiedział mi "Wiesz, Justynko, ja już jestem tak bardzo zmęczony życiem, że chciałbym umrzeć".
(poniżej mój wielki rysunek sprzed ok. 20stu lat)


Wtedy pomyślałam sobie : po co zajmować się śmiercią, jeśli może nadejść czas, kiedy będzie się miało dość życia?". Ale pojąć coś intelektualnie a poczuć, to dwie różne sprawy.
(poniżej moja ilustracja do Dzienników Gwiazdowych Lema)


Dawno temu, kiedy Kaszpirowski święcił triumfy popularności, obejrzałam z nim wywiad. Zapytano go, jakie jest jego największe osiągnięcie. "Osiągnięcie?" rzekł wolno, spokojnie "Największe? Jestem w każdej chwili gotów na śmierć. Przekonałem się o tym. Raz, kiedy występowałem na scenie, nagle pod sklepieniem urwał się ogromny stelaż z reflektorami i ciężkim sprzętem i z hukiem runął tuż obok mnie. Minął mnie o centymetry. Nawet nie drgnąłem, choć naokoło wybuchła panika".

Śmierć można też traktować jako cezurę - czy zrobiłem / am to, co chciałem? Czy żyję tak, jak pragnę?". Kiedy raz zadałam sobie to pytanie, bardzo, bardzo dawno temu, ono wciąż powracało.
Przeczytałam, całkiem niedawno, złotą myśl : "Najsmutniejsze słowo świata - MOGŁEM".

Nie można nie wspomnieć o "memento mori" - pozdrowieniu używanym w zakonach kontemplacyjnych. Nigdy nie zapomnę ogromnego zegara w Kartuzach, w klasztorze. Zegar z wahadłem w postaci kosy, która ze złowieszczym szelestem tnie nieruchome powietrze.
(tu też Dzienniki Gwiazowe, rok powstania 1996 - 97)


Z drugiej strony, Wolter na łożu śmierci, wyznał "Całe życie zamartwiałem się różnymi złymi rzeczami, które nigdy nie nadeszły".
(poniżej fragment Kosmicznej Miłości - mojego obrazu rocznik 2015 - 16)


Czy śmierć, jeśli ma się jej świadomość, musi zatruć życie? Niekoniecznie - od czego jest wiara. Ale i ludzie niewierzący mogą mieć wewnętrzny spokój (przynajmniej tak mi się wydaje). Są też, jak to się mówi, kultury, żyjące ze śmiercią za pan brat - i to podejście jest mi bliższe, niż zaprzeczanie.


Z trzeciej strony co, jeśli komuś intensywnie roztrząsającemu problem śmierci, powiedzmy, doniczka tragicznie spadnie na głowę? INACOMUTO było? Jak mój sąsiad, który zwykł powtarzać ponurym głosem "Nie ma ludzi zdrowych, są tylko nieprzebadani", badał się więc wciąż i umarł nagle, ku zdziwieniu wszystkich, którzy go znali.

Lem, zapytany, czy wie, co będzie po śmierci, odpowiedział "Oczywiście, że wiem. To samo, co przed urodzeniem".
(poniżej fragment jednej z Panienek - Teresy)


Szczerze... nie wiem, czy mi się uda sprostać temu zadaniu, czyli namalowaniu cyklu. Może go zniszczę czy coś - ale odkładać już dłużej nie chcę. Nie spróbuję, to się nie przekonam.

I na koniec jeszcze jedna złota myśl wybitnego sportowca




piątek, 9 marca 2018

Premiera - nowy obraz - Żołnierz

Nie jestem pewna, czy to już. Może tak być, że do Żołnierza będę wracać wiele razy.
Co prawda zawsze lubiłam uznać obraz za skończony i już się nim nie zajmować - taką miałam niepisaną zasadę, ale ostatnio jakoś mi się wszystko pozmieniało.
Czuję lekki niedosyt.
Całość :


Muzyka :


pozwolę sobie zacytować słowa znajomego fotografika :
"Jest w tej postawie ... odwaga . To nic - że samotność . 
I to zamglenie ...jak gotowość aby rozpłynąć się . Wyłączyć. 
Obraz jak z czarno- białego telewizora z przed lat podczas... ustawiania anteny"
(dziękuję T.!)


I rzeczywiście - zakłócenia odbioru też mi przychodzą do głowy.

Płaszczyznę uporządkowałam "tunelami" (czasoprzestrzennymi hehe), które przy okazji podkreśliły postać





Widzicie, że dodałam Mu towarzysza?



Obraz jest mi bliski, w specyficzny sposób - wg mnie ma retro sznyt, jak muzyka, którą zamieściłam.
Bardzo chętnie wmontowałabym w niego linię...gdzieś, ale niech sobie spokojnie postoi i poczeka.
Lubię takie światło i nastrój



Kto wie, może pokażę go na wystawie.



A propos wystawy - mam spotkanie w Krakowie, w weekend po Świętach. Do tego czasu mam nadzieję na namalowanie czegoś dużego do pokazania.



Po tylu latach zaczynam czuć sympatię do swoich obrazów, ale fajnie.

poniedziałek, 5 marca 2018

Antylopa - premiera

Z przyjemnością przedstawiam Antylopę.
Tym razem porwała mnie, że tak powiem, linia.


Linia to mój żywioł. Weźcie też pod uwagę, że obraz ma rozmiar 100 na 70 cm.
W praktyce oznacza to, że w mojej maleńkiej pracowni nie mieści się na sztalugach. Maluję go na tapczanie (czasem maluję też w zapamiętaniu narzutę i swoje ubranko). Pozycja przy pracy - na kolanach ew. zgięta więcej, niż wpół. Więc trzeba uważać na krzyż, bo się można, jak ja kiedyś, mocno zdziwić, nie mogąc wyprostować.
Antylopa ma iść do galerii na prestiżową aukcję, a tam niezbyt chętnie patrzą na malarstwo czarno białe.

Wobec tego wprowadziłam, owszem, kolor, ale bardzo delikatnie.
Zmieszałam biel tytanową ze złotem, żeby wyszedł beż piaskowy, ciepły.
Najpierw cieniowanie przy główce


Potem przy pęcinach, które przyciemniłam pastelą.


Z tyłu dodatkowa linia jako zarys górzystego horyzontu.



Ale żeby był rytm, swoista równowaga, na "niebie" domalowałam dwa elementy



(nawiasem mówiąc, śniło mi się wielkie stado bocianów, kołujące bardzo wysoko, tuż pod chmurami).

I jest - Wielka Antylopa


Czy ją przyjmą do galerii, okaże się wkrótce.
Zobaczymy.


(edit : przyjęli)

niedziela, 4 marca 2018

Mrozny spacer - premiera

Szanowni Państwo, jak wszyscy wiemy, mróz nie ustępuje, choć z prognoz wynika, że powinien.
I tak mi przyszedł mrozny temat do głowy.

Spacer z psem


Nie wiem, co ja o nim mogłabym powiedzieć. Obraz, co przedstawia, widać. Zresztą jest w tytule.

Z cyklu tych prac, które zrobiły się same.
Co się czuje, kiedy uzyska się taką prawdę? Bez specjalnego wysiłku?
Radość, podekscytowanie. Jak  prezent.

Masa szkiców, które robiłam i robię, właśnie się przydała.
Minimalizm do granic, szczególnie w pejzażu.

A jednak to nie jest taki obraz, o którym chciałabym powiedzieć "To jest TO! Znalazłam!".
I w sumie nie wiem, dlaczego. Można się w nim czepiać paru rzeczy, ale nie w tym rzecz. Też nie uważam, że cenić należy tylko to, co przychodzi z trudem - lekkość często osiąga się dzięki wcześniejszemu treningowi
Więc czemu to nie jest TO?
Mam zamiar się dowiedzieć, chyba tylko przez praktykę - czyli praca, praca  jeszcze raz praca.

(ale piesek w dechę)

Obiecałam selfik w czapce mojej roboty. Prosz :



Za jakość zdjęć przepraszam, to pończocha niezamierzona.

sobota, 3 marca 2018

Chyba nic z ciebie nie będzie, Żołnierzu

Cofam się o parę dni - nastrój, znowu nastrój.
Wzięło mnie.
Na początku - ach, jak fajnie! Mam to, MAM TO!

Ale teraz, po prawie tygodniu, nie potrafię w sobie odnalezć tamtego specyficznego odczucia - chęci wejścia w to, co namalowane.


Od dziecka najżywsze emocje budziły we mnie te zdjęcia i obrazy, które zniewalały mnie wspomnianym nastrojem. Czasem to była jakaś melancholijna pustka, czasem pogodny spokój, kiedy indziej gra światła. Mogłam wpatrywać się godzinami. I to zostało mi do dziś - poddawanie się hipnozie obrazu.

Podobną przyjemność odczuwam przy muzyce elektronicznej - "muzyczne przestrzenie", może być nawet brak początku i końca - smuga dzwięków.


Taki np album "Spiral" Vangelisa towarzyszy mi od liceum - i za każdym razem czuję się tak, jakbym go słyszała pierwszy raz. Alan Parsons Project. Vollenweider. Mortal Coil. Avalone i Bryan Ferry. Za każdym razem ten sam dreszcz - zachwytu i zdumienia, że ktoś wymyślił coś aż tak mojego.

Wracając do obrazu :


Plan jest taki :
a) będę go męczyć do zniszczenia
b) będę go męczyć aż uzyskam doskonały rezultat
Może wymaga trochę czasu, żebym nabrała {większego} dystansu


Bo wypadki przy pracy potoczyły się bardzo szybko i mam do pokazania dwa nowe obrazy, a każdy inny, cholera jasna. To jest niesamowite, jak wolno i żmudnie  dowiaduję się, czego chcę - ale, jak mówiłam, odwieszam to na kołek i cieszę się z malowania. Zresztą zobaczycie w najbliższych dwóch odcinkach.