Umówiłam się kiedyś z Rodzicami na mieście. My z Mamą siedziałyśmy sobie na kawie a Tato postanowił zajrzeć do nowo otwartej księgarni.
Nie było Go z godzinę przynajmniej. Zajrzałam do łazienki- kiedy wróciłam, Tato siedział już przy stoliku, przed sobą położył skromną książeczkę.
Mama się odezwała:
"Czy wiesz, Justysiu, co ojciec przyniósł z księgarni?..."
"Nie mów o mnie ojciec!" zaprotestował Tata
"No więc, spośród całego księgozbioru twój OJCIEC wybrał pozycję pt. Śmierć czai się w jelitach!"
Tato powiedział, że najpierw przyciągnęła Go okładka. Potem tytuł.
Coś mniej więcej w takim stylu:
Tylko na okładce są jeszcze ponure, zakapturzone postaci z czarnymi twarzami.
Ostatnio Tato powiedział (ze skrywanym zadowoleniem)- "To ja, dziecko, jestem odpowiedzialny za wypaczenie twojej wyobraźni". Sama prosiłam o różne przerażające opowieści, bo lubiłam się bać.
Z rozczarowaniem stwierdzam, że jeszcze żaden horror/thriller od czasów dzieciństwa mnie nie przestraszył - ostatnio w podstawówce, serial "Wyspa Mew", gdzie ciągle ktoś się skradał i chował za drzewem i dyszał, a rodzice mówili na niego "Ferdynand"- chcieli mnie rozśmieszyć (oczywiście podczas trwania odcinka), co mnie strasznie irytowało.
Udało mi się dziś malować w dzień- chociaż słowo "udało" nie jest chyba odpowiednie.
Postanowiłam rozweselić obrazek z obeliskiem, skutek jest taki, ze strasznie mnie przygnębia.
I choć malarsko mi się podoba, muszę go zmienić, bo wyssie ze mnie całą pozytywną energię.
Ciężka sprawa z uchwyceniem nastroju, nie myślałam, że będzie aż tak ciężko.
Ach, jak mi żal tego obrazka! Ale nie mogę na niego patrzeć- tym bardziej nie wyślę czegoś takiego w świat.
Może trochę i zapach winien- mam na sobie Angela...jednocześnie uwodzicielski i przygnębiający.
Kiedy pomyślę sobie o malowaniu znowu obelisku, czuję się mniej więcej, jak pod taką górą (to ja w dolnym prawym rogu):
Muszę natychmiast zmienić zapach!
PS. Wojtek zobaczył obraz : "Jaki piękny! Wcale nie przygnębiający- niby industrialny, a mgła jak w lesie. Mogłabyś najwyżej dodać jakiś element dynamiczny- np kogoś, kto stoi na dachu, żeby się rzucić/rzuca się w dół"
Siedzę sobie i jem batonik bananowo- czekoladowy, pachnę Dune i mam pomysł, jak rozpogodzić obrazek, bo ja już jestem rozpogodzona.
Udało się!!!!
Jest przyjemnie, miło, powietrznie. Cud! Lubię na niego patrzeć.
Zdjęcie w następnym odcinku.
Mogę spać spokojnie.
Ju, powieść w odcinkach w porównaniu z Twoim blogiem to betka. A obelisk we mgle o brzasku jest słodki i nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć,
OdpowiedzUsuńcoś Ty z nim uczyniła :-)
Słodki... jak komin krematorium
OdpowiedzUsuńAle to już przeszłość
Może podłogę jakąś mu dorób ? Znaczy grunt pod nogami ;)
OdpowiedzUsuńKomentarz Wojtka jest idealny, dokładnie to co myślę! ;)
OdpowiedzUsuńA Góra przypomina mi moje nastroje z czasów kiedy byłam małą dziewczynką - lubiłam stać na balkonie (X piętro, widok aż po horyzont) i myśleć, myśleć bez słów aż robiło mi się smutno, że jestem taka mała w ogromnym wszechświecie.... A Mama w takich chwilach powtarzała mi pierwszą strofę Hymnu Słowackiego "Smutno mi, Boże, dla mnie na zachodzie rozlałeś tęczę blasków promienistą, przede mną gasisz w lazurowej wodzie gwiazdę ognistą..."
kamena