Za szybko mi chyba idzie z moim zielonaszkiem i piętrzę sobie trudności.
Ale dobrze wygląda - tu fragmenty
Tymczasem wg prognoz miał być piękny dzień - i tak, rozumiecie, czekałam na tę pogodę, że do Łazienek wybrałam się po zmierzchu.
(wygląda, jakby podgryzł komuś gardło)
A potem chyżo pomknęliśmy do Łazienek - prawie nikogo wokół nas, poza zatwardziałymi biegaczami.
Lubię takie opustoszenie - jak po nocach, kiedy śnią mi się miasta bez żywego ducha.
Gustaw ucieszony - podchodząc do reflektora oświetlającego Pałac na Wyspie, rzucał na ściany coraz większe cienie. Wtedy odwróciłam się do tyłu - i trzasnęłam zdjęcie, w zasadzie bez nadziei, ze się uda.
Rety, rety! Ależ się ucieszyłam!
Czy nie przypomina to Wam Attaru Montale (obrazu?).
A potem przechodziliśmy obok restauracji Belvedere, podobno piekielnie drogiej - ja zawsze patrzę na nią z zewnątrz, na te rauty, wesela, toalety - jak jakaś dziewczynka z zapałkami.
Tak jakoś nie ma okazji - a jak już przychodzi co do czego, wybieram inne miejsca, zaciszniejsze.
Zresztą nigdy nie widziałam tego wnętrza aż tak pięknym.
"Mamusiu, ja cię tam kiedyś zaproszę" - usłyszałam cichy głosik, którego właściciel uporczywie ciągnął mnie za rękaw.
Tak mi się przypomniało - że Tata wymyślił, że kiedy się wzbogaci, Mama pozna to od razu, bo do furtki zadzwoni w kapeluszu. To nigdy nie nastąpiło - zresztą nie wiem, do jakiego stopnia miałby się zmienić status materialny... czy gwałtownie...?
Mam wrażenie, że zrezygnował z kapelusza.
Z tego oznaczenia.
No.
Przeżyłam wieczór w stylu realizmu magicznego, a teraz planuję malarski nie - realizm magiczny.
Po Ninfeo Mio - Opium, moi Państwo!
Dopiero po.
Bardzo ważny tekst. Też tak spaceruję i obserwuję z zewnątrz.
OdpowiedzUsuńZdjęcia fenomenalne, niczym kadry z holyłódzkiego filmu kręconego w NY.
Gucio mistrz obserwator. Mały mężczyzna :) Kochany.