Malowałam Robaki, a w myślach wciąż nuciłam Korowód Grechuty... choć wolałabym coś weselszego.
Wczoraj w nocy, choć Earthworms skończyłam (teoretycznie) z rana - wreszcie doszło do mnie, co przeszkadza obrazowi, bym się z nim pożegnała (odstawiła do kąta i zaczęła następny).
Choć było zbyt ciemno, zaryzykowałam - w nadziei na spokojny sen.
A wcześniej przez cały dzień patrzyłam na poniższą wersję, jak szpak w pięć złotych.
...no więc dotknęłam włosiem ledwo - co, delikatnie, słomkowo żółtej farby i nagle zaświtało.
a tu w niklejszym świetle
(dwie małe pary oczu)
Całość zaś prezentuje się tak :
Jak również tak :
Nie chcę, żeby to zabrzmiało patetycznie - ale odczuwam zadowolenie, kiedy pomyślę, że do słonecznej Katalonii zabiorę kawałeczek Polski - czyli Sosnę ze Scenta i Earthworms. No i może jeszcze coś - co prawda złota, płonąca wieża nie za bardzo się kojarzy...
Ależ mi się podoba - takie pole o świcie :) I te kałuże, rozmokła ziemia, nie znam Earthworms ale wyobrażam sobie zapach. A te oczy są cudne, na pewno należą do jakichś psotników :) rosana
OdpowiedzUsuńNa bank do psotnikow! Dziękuję, cieszę się. Ja bardzo lubię ten obraz (znacznie bardziej, niż poprzedni!).
UsuńZnowu bomba :)))) uwielbiam dżdżownice :) Tylko żeby wylazły , cały śnieg musi stopnieć , póki nocą przymrozki żadna nosa nie wystawi...
OdpowiedzUsuń