Muszę powiedzieć to, co już nieraz podkreślałam - mam szczęście do klienteli.
Tym razem mówię o Zleceniodawczyni Panienki Jazzowej.
Ponieważ obraz, poza funkcją ozdobną, ma funkcjonować niekiedy jako znak graficzny, ujęcie postaci ma znaczenie zasadnicze.
Wobec tego założyłyśmy "gorącą linię" telefoniczną, nierzadko stojąc przed lustrem, każda z komórką przy uchu, a Klientka kierowała dłonią "B" (po tym, jak zlikwidowałam Panience dobą nogę, przestałyśmy się posługiwać stroną prawą i lewą).
Teraz wkleję, jak ewoluowała sylwetka :
(kabel od mikrofonu skojarzył się z wężem, czego wolałyśmy uniknąć)
(tu był za duży rozkrok)
(a tu ustawiałyśmy dłoń)
Ostania wersja na razie jest obowiązująca, ale póki nie zacznę "mokrej roboty", sprawa pozostaje otwarta.
Tymczasem nie wytrzymałam - i dorwałam się do Mostu Kolejowego, który został Psem, na dodatek Żałosnym. Prosz :
To jeszcze nie koniec!
Mam ochotę dodać odrobinkę wściekłego cynobru (znaczy czerwieni idącej w pomarańcz).
Ale wcześniej - Paryżanin.
W najbliższym wpisie.
Zrobienie z czegoś kolejowego czegoś żałosnego, nie jest w tym kraju zbyt trudne, właściwie nie wymaga żadnych starań... ale żeby przerobić most na pieska... no, no.. szacun..
OdpowiedzUsuńUrocza psina... :-)
OdpowiedzUsuńTo szczeniaczek z kokardą przy szyi :-)
OdpowiedzUsuń