Przyznam się do czegoś... Panienka Flamenco już prawie była skończona, ale... czegoś jej brakowało. Korciło mnie, żeby zmienić, ale że oddanie miało nastąpić w piątek, pomyślałam, że spojrzę jutro, że może zbyt surowa jestem i takie tam.
Tymczasem dostałam wiadomość, że spotkanie ze Zleceniodawczynią przesuwamy na poniedziałek - i zanim pomyślałam o sfotografowaniu, już, ze zmywakiem w dłoni i potem na skroniach wycierałam obrazek, jak uskrzydlona.
Nie, nie pójdę na kompromis, nie poczekam do jutra!
Ukazało mi się tło w całej surowości, ale też jakby przygaszone.
Przygaszone? We flamenco?
Wycisnęłam tubkę z czerwoną farbą i dodałam ognia obrazowi.
Samą postać zostawiam nietkniętą - choć suknię mam zamiar wykończyć i ubarwić.
Na razie więc całość wygląda tak :
Zaś w sztucznym świetle...
Ach, jak się cieszę!
Będzie się działo, zaręczam.
Pani Justyno, już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę ja "na żywo"!
OdpowiedzUsuńZastanawiam się jeszcze nad jednym szczegółem - czy nie powinna mieć butków ? :)
Ależ oczywiście, zdecydowanie - będą, tylko jeszcze się nie zdecydowałam na ich kolor - zobaczę, jak się będą komponować z tłem
Usuń