WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

piątek, 1 maja 2015

Uroda życia, czyli bajkowy dzień w Barcelonie

Wciąż zachodzi tutaj zjawisko bombardowania pięknem. Osoby wrażliwej, za jaką się uważam.
Jakie to daje skutki? Nie czuję żadnego dyskomfortu (żart!) - za to przepełnia mnie wdzięczność, taka niewysłowiona.
Muzyka!

Zaś co do duftartu - wciąż myślę o malowaniu nowych obrazów i mam nowe pomysły. A nawet nowy, jak to się dziś mówi, projekt.

Dziś poszłam z Kasią, organizatorką wystawy, na całodzienną wycieczkę. Dotarłyśmy do Parku Guel.
Ze wzruszenia ściskało mi się gardło - jak to wszystko możliwe?






W palmach słychać było ptasie, głośne krzyki - u nasady gałęzi papużki (wcale nie takie małe) uwiły gniazda.
Grupa ludzi, ze mną włącznie, czekała na pojawienie się gwiazdy - kiedy ptaszek wyszedł na zewnątrz, aplauzowi nie było końca.


Potem zeszłyśmy uliczkami do miasta - uliczkami, jak ze snu.
Pierwsze zdjęcie - moje ulubione - wygląda jakby wygenerowane komputerowo - albo z surrealistycznego obrazu - równoległa rzeczywistość






Powyżej mój ulubiony domek. Prawie zapomniałam o surrealistycznej "żywej rzeźbie" - ku mojemu przerażeniu, po wrzuceniu paru "groszy" do kubeczka, postać skinęła na mnie, biorąc za rękę i przybijając piątkę. Z zakłopotania chichotałam nerwowo przez dobrą chwilę - tak, mam zdjęcie, ale nie chcielibyście widzieć, jaką na nim zrobiłam minę.


W towarzystwie prawdziwych rzeźb czuję się znacznie raźniej


Na gołej ziemi, udając, że robi biżuterię, siedziała Peruwianka, o wyglądzie prostej wieśniaczki, która do trzech zliczyć nie potrafi - tymczasem okazała się nad wyraz cwana (tylko dzięki Kasi wydała mi CAŁĄ resztę - bo część pieniędzy "przylepiła" się jej do dłoni). Koniec końców przestała udawać głupią i z pełnym rozczarowania westchnieniem pożegnała nas - i tak stałam się posiadaczką pamiątki z Barcelony


Cudeńka!

A my szłyśmy i szłyśmy, ja na przemian gapiłam się na bransoletę i pierścionki - ale wyłapywałam zachwycające architektoniczne detale






Na dole (pod wzgórzem, na którym znajduje się Park Guel), zjadłyśmy posiłek godnie zakończony - tym razem zbombardowane zostały moje kubki smakowe



A propos posiłku - w drodze na wystawę znajduje się targ - widok zapiera dech (dominuje zapach świeżych ryb - który pokochałam - jak zapach morza). Pozwólcie, że wstawię zdjęcia - dużo zdjęć. Bez komentarza (bo musiałby on brzmieć "o matko" "rety!" i tym podobne okrzyki, które zresztą wydawałam przy pierwszej bytności)








oraz :







Najczęściej tu się żywię - przychodzę przed zamknięciem - wówczas można się zaopatrzyć o połowę taniej.
Targ znajduje się przy Rambli, prostopadle do niej - podobnie, jak uliczka, przy której mam wystawę


Moja ulubiona kawiarnia


I już jest bliziutko do portu




No sami powiedzcie - nie zachwyca? I jeszcze księżyc świecił (tak, zużyłam ze wzruszenia kolejną chusteczkę)


Wreszcie trzeba było zrobić w tył zwrot - oto kolejne zdjęcie na dowód istnienia równoległej rzeczywistości



Zaś na koniec, przed snem, przypomnę sobie jeszcze kogoś, kto tu nie próżnuje


Czas najwyższy się położyć - ciekawe, czy w sypialni będzie zestaw mocno chrapiący (przedwczoraj również mlaskający) - ale to nic, po wielokilometrowych spacerach zasypiam natychmiast.
Na weekend wyjeżdżam pod Barcelonę - zobaczyć Katalonię poza miastem. Ach!

7 komentarzy:

  1. czytam i buzia sama się uśmiecha....cały czas trzymam kciuki i przesyłam pozytywną energię, choć pewnie teraz sama jesteś jak elektrownia atomowa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Jak miło.
      Tak, pozytywnej energii mi nie brak! Zresztą - niczego mi nie brak

      Usuń
  2. O matulu! Ju, cudownie!
    Uściski,
    tri

    OdpowiedzUsuń
  3. Justyno, doskonale w takim razie mnie rozumiesz dlaczego się wzruszam, dlaczego wręcz ryczę jak na to wszystko patrzę! Tęsknota za tym miejscem, wspomnienia i niemożność bycia tam ściskają mi gardło. Ale zachwyt nie mija nigdy. Mnie on nigdy nie minął i nie minie, choć widziałam kawałek Europy. Do B. mam sentyment, jest najbardziej "moja".

    No i Barcelona to przede wszystkim wizytówka talentu Gaudiego, ale jak widać i dom dla wielu innych talentów!

    Intryguje mnie Twój nowy "projekt", cóż to za pomysł, jakie przedsięwzięcie???? Nie zapytuję wprost, poczekam na właściwy moment jego ujawnienia :) To czekanie niezłe jest, tak podsyca ciekawość.

    I jeszcze jedno - doskonale zatytułowałaś ten post!!! Niech ten stan dłuuugo trwa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, o pomyśle napiszę w swoim czasie - ale tak w skrócie, będzie dotyczył sfery malarskiej i ekspozycji zapachów.
      Sądzę, że ów zachwyt też we mnie zostanie - i jak świetnie, że dopiero mija półmetek mojego pobytu - to cudowne uczucie, że nie muszę się z niczym śpieszyć.
      Całuję mocno

      Usuń
  4. Nieee , takich rzeczy nie ma , to równoległy świat... ;)

    OdpowiedzUsuń