WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

niedziela, 17 maja 2015

Przypływy i odpływy - i nowy pomysł

Ponieważ późno chadzam spać (na razie zdążam jeszcze przed świtem), więc można się spodziewać, że moja aktywność nie jest wyrównana. Zawsze tak było - kryzys koło 19stej i 22giej mam jak w banku.

Ale to, co się działo wczoraj i dziś, przechodzi wszelkie pojęcie. Wydawało mi się, że jeśli się zatrzymam, usnę na stojąco. A przecież tyle spraw do ogarnięcia! rzeczy do zrobienia!
Nigdy nie kładę się w dzień - tym razem jednak nie wytrzymałam. No naprawdę - jakbym miała zamiar zapaść w zimowy sen.
Znacie to na pewno - snucie się z kąta w kąt, z niejasnym poczuciem winy. Piasek pod powiekami.
Całkiem spokojnie wypiłam trzecią kawę...
Nie pomogła


Za to sen - owszem.
Obudziłam się z wizją nowego Dune.
Będzie kobieta.
Większa, niż w pierwszej wersji. Zmysłowa - niedopowiedziana.
To jest tak... załóżmy, że mam do namalowania tzw. wielki obraz (nie w formacie, lecz znaczeniu). Od razu, jak na zawołanie, wypada, jak z rękawa, parę/naście pomysłów. Zachowuję ten najlepszy - bywa jednak, że czuję, z każdym dniem silniej, że to jeszcze nie to. Intensywność myślenia nic tu nie daje. Czekanie również.
Zostawiam więc temat, ufając, że wyobraźnia w odpowiednim momencie podpowie mi rozwiązanie.
Czasem to jest jak strzał - albo, jakby mną ktoś potrząsnął, czasem po prostu obraz spokojnie się "wynurza" z ciemności. Zawsze towarzyszy temu właściwemu planowi uczucie spełnienia, niemal fizycznej przyjemności.
Zazwyczaj tuż przed zaśnięciem, ale bywa i w zaskakujących momentach - np przy wchodzeniu do autobusu - ni z tego, ni z owego.
I dziś właśnie takie olśnienie mnie spotkało. Silne. Aż się obudziłam.

Wzięłam się za Podniebną Panienkę - ale dosłownie pędzel i ołówek wypadały mi z rąk. Dopiero teraz - po północy (ech, po pierwszej w nocy) - mogę zacząć działać. Co oznacza, że zamiast się rozpędzać, lepiej jeśli jutro pokażę więcej.

Część mózgu, odpowiedzialna za inwencję, chyba jako jedyna działała bez zarzutu.
Otóż, ponieważ czeka mnie po powrocie szereg spotkań, w tym być może kluczowych dla mojej, ujmijmy to, kariery - wymyśliłam, co następuje.
Zanim porozsyłam obrazy do Właścicieli, będę jeszcze przez krótki czas w posiadaniu wszystkich prac naraz. Okazja - bo potem już nigdy się to nie zdarzy (na następną wystawę namaluję nowe rzeczy).
Zamierzam więc zorganizować wspomniane wyżej spotkania w formie indywidualnych pokazów.
W miłych okolicznościach. Mam już takowe na oku.
Nie potrzebuję ekspozycji - gość / goście siedzą sobie wygodnie, a ja biorę obraz spod ściany i opowiadam. I powąchać daję.
Zrobiłam tak na spotkaniu z VIPem w Barcelonie - znakomicie się udało. Zresztą bezpośredni kontakt to mój żywioł - a jeśli do tego mam opowiadać o twórczości i zapachach, muszę ściągać lejce samej sobie. Bo strasznie mnie to cieszy - a do milczków nie należę.
Teraz tylko... wypada sobie życzyć, żebym miała okazje do owej prezentacji.
Dlatego Przyjaciele! Zainteresowani! Jeśli macie ochotę zobaczyć obrazy "w kupie" - zglaszajcie się.
Po drugim czerwca jestem do dyspozycji.

6 komentarzy:

  1. Życzę mnóstwa okazji. Bezpośredni kontakt - to jest również to co najbardziej lubię, dlatego rozumiem wagę tego pomysłu :)

    Trzymam za powodzenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A może by tak zorganizować wernisaż w Warszawie... Byłoby super :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z przedmówcą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się też zgadzam - tyle, że do nowych obrazów, bo te muszę porozsyłać do ludzi

      Usuń