Molo w Sopocie...
Piękny obiekt, chciałoby się powiedzieć "malowniczy" - ale cóż za ironia.
O ile perspektywa w tym pejzażu nie wydała się specjalnie skomplikowana, o tyle wybór sposobu, w jaki potraktuje się szczegóły, kosztował mnie wiele trudu.
No bo - zasadnicze pytanie brzmi : dłubać i odwalać malarską pocztówkę, może i nawet efektowną, czy też rozegrać to po swojemu - czyli z pewną dozą nonszalancji, impresyjnie, nastrojowo.
Odpowiedział mi sam Szanowny Zleceniodawca - typowym widoczkom mówimy stanowcze NIE.
Dzisiejsze zdjęcia są z nocy, w sztucznym świetle - jutro za to pokażę w słońcu (o ile będzie, na co mam wielką nadzieję). Proszę więc brać pod uwagę przekłamania wynikające z oświetlenia.
Jeszcze brak istotnych szczegółów (latarnia morska np) - to wszystko jutro.
Fragment :
...oraz deseczki, które nastręczały mi najwięcej chyba wątpliwości, co do wyboru sposobu malowania (zmywak, nie ukrywam, parę razy się przydał)
Miłego Klienta proszę o zachowanie spokoju, gdyż jeszcze wszystko ze trzy razy się zmieni (czy to uspokaja?).
Tymczasem się pochwalę, że tuberozy dają mi nadzieję na zakwitnięcie. Gdyż w tych liściochach, przypominających szczypior od cebuli, pojawił się pęd twardy i zdecydowanie pionowy...
Gustaw uważa, że tam kryje się zarodek prawdziwej tuberozy.
Oby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz