Ostatnie dni wakacji, co dla mnie i Gucia, poniedziałkowego zerówkowicza, ma jakieś odświętno - wyjątkowe znaczenie. Już bym pewnie wspomniała o jakimś zaprzężeniu do kieratu, ale nie dziś!
Bo kapryśna pogoda przywitała nas pięknie.
W pracowni towarzyszyła mi wierna asystentka.
Aż się chce, wszystkiego się chce (no, może sprzątać niekoniecznie).
Tak więc przystąpiłam - i... co tu dużo mówić.
Będzie dobrze.
Teraz trochę odpoczynku, bo muszę wyprowadzić asystentkę i synka na spacer.
Pepa, jak zawsze, przeczuwa, że zaraz wybywamy...na jakiś czas.
To do zobaczenia - jutro kolejny molowy odcinek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz