Wspomniałam swego czasu, ze robię porządki i weryfikację WSZYSTKIEGO - w tym również obrazów.
Nie mam zwyczaju do nich zaglądać i niechętnie wieszam na ścianie (czego Wojtek nie akceptuje).
Dlaczego?
Gdyż... w bardzo niewielu przypadkach zostawiłabym swoje prace bez zmian. No trudno, niby należy się szacunek dawnym czasom, ale ja nie potrafię czasem przestać.
I jedynym wyjściem staje się albo pozbyć się obrazu (najmilej sprzedać oczywiście) albo schować w miejscu trudno dostępnym.
Jest taki jeden, w którym nie zmieniłabym niczego :
Szczególnie, że malowany w 2004 roku zwiastował najwyraźniej nastanie Pepy!
(kupiła go ode mnie dziewczyna, która stwierdziła : "Pani maluje takie abstrakcyjne obrazy, więc wybrałam ten, bo jest najbardziej realistyczny")
Tym razem w moje łapska wpadł Czarny Piesek zwany Figą, niebezpiecznie przypominający kotka.
No nie podobał mi się od początku - o ile sam zwierzak świetny i pocieszny, ale kolory prosto z tubki, wielokrotne podróże na wystawy podrapały czerń - więc pomyślałam, że tylko troszeczkę go "pociągnę" ugrem (czyli żółtą kupką niemowlęcia, jeśli chodzi o kolor).
Tyle, że z "troszeczkę" zrobiło się "za dużo", nastąpiła gonitwa do łazienki, żeby zmyć - i wtedy wierzchnia farba zaczęła schodzić.
Dramat.
Wczoraj rozpoczęłam reanimację, polegającą na podmalówkach - widać było, że Kotopies chce żyć. Mimo plam na dekolcie.
A dziś skończyłam - plamy zniknęły
Odnowiłam kolorystykę - do błękitu na dole domieszałam jeszcze jeden odcień
(nie mogłam się powstrzymać i rozjaśniłam łapkę)
Zasadniczych szczegółów nie ruszałam -
Powyżej - najstarszy podpis (teraz tylko "jn").
Zmieniłam też biel tytanową na naturalną - czyli zostawiłam gdzieniegdzie stylowe przyciemnienia.
Pepa znowu jest towarzyszką mojej pracy
A Kotopies wisi wysoko na ścianie.
Obok drugiego obrazu, który czeka dopiero przemalowywanie (tzw. "obraz z kluczem")
A jeszcze na dodatek powstaje maleńkiego formatu Pejzażyk z Wieżowcami (coby się wyciśnięta w nadmiarze farba nie zmarnowała).
Ale jutro już mam zamiar zacząć robotę nad zleceniami, żeby nie nastąpiła jakaś koszmarna kumulacja.
Kotopies po poprawkach wygląda bardzo szlachetnie ! I mnie kota nie przypomina ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję - cieszę się, bo poprawianie obrazu po 10ciu latach to ryzyko
UsuńRyzyko jest największe w samej materii , że się rozpadnie albo co :P
UsuńMoże co najwyżej rozwarstwić się na dole od leżenia w wodzie, jeśli obróbka trwa zbyt długo - natomiast od malowania nic się nie stanie. Dykta to super wytrzymały materiał.
UsuńTeż bym nie pomyślała że to kot . Jest w nim coś .
OdpowiedzUsuńSprawiłaś mi przyjemność. Też uważam, że TERAZ dopiero stworzenie ożyło
Usuń