WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

piątek, 12 września 2014

Wpis luźny (ale z Diną) - część 2.

Ach, jak wygodne jest pisanie chronologiczne!
Już zdążyłam zapomnieć - a przecież od pierwszej klasy w liceum aż do 2005go roku prowadziłam pamiętniki - i to dzień w dzień. I w jednej chwili wyrzuciłam je wszystkie na śmietnik. Wieeeele tomów. Z nienawiścią. Bez wahania.
Tak bardzo chciałam skończyć z przeszłością.
Teraz mi żal... ale nie jakoś przesadnie.

Chociaż pogoda kusiła, założyłam sobie, że nigdzie nie wyjdę przed malowaniem.
Początek - wyborny, szło jak z płatka.
Aż nagle zaczęła się zabawa pt. "Psuję i naprawiam bez skutku " albo "Co się polepszy, to się popieprzy".
W pewnym momencie poziom napięcia i beznadziei doszedł do tak niebezpiecznej granicy, kiedy mam tylko jedno wyjście - wziąć obraz pod kran.
Czyli wóz albo przewóz.


Dina patrzyła na mnie z pytaniem : "Dlaczego mi to robisz?"
Jeśli myślicie, że dałam jej spokój - mylicie się.
ALE teraz jest dobrze. Naprawdę. Pokażę - jutro.

Przy okazji - tak mi się wydaje - wynalazłam sposób na wychodzenie z obrazkowego impasu.
Zadzwoniłam od razu do Wojtka, z tej radości.
"Wynalazłaś sposób? Są tacy, którzy też mają taki niezawodny sposób na poprawienie smaku potraw - zawsze dodają maggi"

Wreszcie, prawie siłą, wyrwałam się na miasto.


 Lubię ten kontrast - wakacyjnego nieba i budynków zupełnie nie wakacyjnych.
W lecie Warszawa wygląda szczególnie.
Pusto.
Gorąco.
Jasno, bez wytchnienia w zieleni (samo centrum).
Na swój sposób mnie to przyciąga.
Zawsze kojarzy mi się z tą melodią :


Potem w Łazienkach harataliśmy w gałę w strefie leżakowej


Teraz jest wspaniale - bo ze względu na lampiony w Alei Chińskiej, Łazienki są zamykane w nocy - nie wiem, czy nie po 22giej. I udało mi się zrobić zdjęcie doskonale oddające nastrój tego wspaniałego dnia, z pogodą, która prawie się nie zdarza...


(podobno tak jest cały okrągły rok na Maderze, może ktoś wie, czy to prawda? Chciałabym to wiedzieć, tak, na wszelki wypadek).

9 komentarzy:

  1. Justynko, dla mnie na Maderze jest, rzekłabym nieobiektywnie, średnio. Wiosna w zimie i wiosna w lecie ;-) Leżakowania wam zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
  2. To mówiłam ja, Jarząbek Margo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, Jarząbku, dobrze, że napisałaś! bo bym się jeszcze zdecydowała na tę Maderę i potem została tam taka wściekła

      Usuń
    2. Z zamachem chciałam lajknąć..z przyzwyczajenia :-)

      Usuń
    3. Ach! I mnie się zdarza. Dziękuję za ten komentarz, to miłe.

      Usuń
  3. Chwilo trwaj...jesteś piękna...ja też takie piękne wrześniowe dni smakuje jak najlepsze wino

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Ja może nie jak wino... tylko jak szwajcarską czekoladę

      Usuń
  4. Dziwna ta kamienica, jakby ktoś "nadbudówkę" zrobił ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stoi na rogu, jest jak wąski trójkącik sera - bardzo wysoka. Zdaje się, że kiedyś mieścił się w niej ZUS...

      Usuń