WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

wtorek, 5 lutego 2013

Walka z Antylopą C.

Kiedy już miałam antylopę namalowaną, piękną w sylwetce i w ruchu, wydawało się, że większość pracy już za mną. I pójdzie mi jak z płatka.

Wczoraj tymczasem, czego bym nie zrobiła, musiałam likwidować za pomocą zmywaka. Bo pod prysznic z obrazami będę się jednak bała wchodzić, żeby uniknąć niespodzianek w rodzaju rozwarstwienia czy spaczenia dykty.
Dobrze, że przy drzwiach do pracowni mam kuchnię i zlew - jak wariatka biegałam z gąbką wte i nazad, wycierałam i płukałam. Przyznam, że po paru godzinach takich jałowych starań byłam tak wyczerpana, że aż bałam się tknąć Antylopę, żeby znowu nie musieć czyścić (że nie wspomnę o straconych nadziejach, że coś mi się uda).
Jednocześnie wiedziałam, że jeśli do wieczora nie doprowadzę do zadowalającej (przynajmniej) postaci obrazu, to nie będę mogla zasnąć. Już to przerabiałam. Jeśli zostawię na noc nieudany obraz, dręczą mnie pomysły, jak knota przemienić w coś przynajmniej przyzwoitego.

Prawie w desperacji dodałam wczoraj dużo srebrnych elementów - i było jeszcze gorzej.
Aby się przewietrzyć i nabrać dystansu, ku uciesze Azy i Maxa wyprowadziłam ich na extra spacer. Tak się zamyśliłam, że kupy zebrane na początku wyjścia włożyłam do kieszeni kurtki (zapakowane w torebki foliowe, nie luzem) i zapomniałam wyrzucić. Mało nie wróciłam z tym nabojem do domu.
Swoją drogą kiedyś, przed pracą wyprowadzając psy, odstawiłam je do mieszkania, popedziłam do autobusu, potem metrem, jeszcze jednym autobusem - i przed wejściem do roboty zorientowałam się, że mam w reku smycz.

W końcu przed pierwszą w nocy, wczoraj, pokryłam matową farbą srebrne powierzchnie - a potem przetarłam. I to był dobry ruch.

Dziś rano Antylopa przedstawiała się następująco :


Kiedy tylko Gucio zniknął w Pszczółkach (Jego grupa), wzięlam się za to, czego byłam pewna.
Czyli nadanie antylopie aksamitnej czerni, żeby zlikwidować kolor wypłowiałych (niegdyś czarnych) bawełnianych bluz przecenionych w ciuchach używanych.
Oraz zrobiłam zwierzęciu twarz.


Nie zasmarowałam carbon blackiem całego tułowia antylopy - zostawiłam plamki, dzięki czemu jej powierzchnia nie jest nudna, schematyczna, ale coś się dzieje.


Dodałam jeszcze drzewa na horyzoncie, trochę światła na niebie i oto stan na teraz :


Powyższe zdjęcie zrobiłam jeszcze w świetle dziennym, wręcz w słońcu. Czyli jest ciemniej.

Najchętniej dodałabym czerwieni gdzieniegdzie, może szafiru, ale...jest problem.
W zapachu, do którego maluję (Cuirs Carner Barcelona), te kolory nie występują.
Za to widzę ciemny brąz, może trochę rudości, odrobinę bieli, grafitową szarość.
No i koniecznie trzeba zmniejszyć ilość srebra i przytłumić ten lawendowy (na żywo jest go mniej) - przecież nie będę tłumaczyć, że miała być tajemnicza popielatość, ale nie wyszło.

Krótko mówiąc - przede mną huk roboty.

Powinnam też zadbać o bardziej higieniczny tryb życia, bo jem dopiero wtedy, kiedy nie mogę wytrzymać - owsiankę lub razowca z sałatką rybną Neptun. O wysypianiu się nie wspomnę - mam ciągły deficyt snu. Pięć godzin na dobę to dla mnie za mało.

13 komentarzy:

  1. Och, jaka piękna! Chodząca gracja! Mnie się kojarzy właściwie z gazelą poprzez smukłość. Super! Saga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, ze zmieniłam tamtego pierwszego, pogiętego stwora. Teraz patrzę na jej sylwetkę z zadowoleniem. Gazela - tak. Ale już zostańmy przy antylopie.

      Usuń
  2. To chyba będzie mój ulubiony Twój obraz, jest piękna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, "chyba" - jeszcze się wiele zmieni! Ale postać pozostanie.

      Usuń
  3. Jaka piękna! Dzięki prezentowi od Ciebie już nie muszę wyobrażać sobie jak pachnie Cuirs Carner Barcelona bo właśnie otula moją szyję- baza jest głęboka a jednocześnie lekka, pęciny ma cienkie jak Twoja antylopa
    na mnie więcej jest płowości i brązu a mniej srebra
    co nie zmienia faktu, że Twój obraz to wspaniała wizja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę!
      A wiesz, ze dziś jest tak łagodna i słodkawa, że też mi się z płowością kojarzy. I to bardzo mi odpowiada - brakuje jej kolorów z tej gamy.

      Usuń
  4. A i owszem, te oczy Przybysza. Na dalszych planach (choć nie w planach), niezidentyfikowane obiekty latające, co jest nieuniknione, gdyż będę pracować nad niebem. Czyli dodawać i odejmować - plamy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczy wspaniałe :) ale ja bym ją wyaksamitniła - takie ciapkowate są wyłącznie antylopie maluchy , a ta jest dorosła ;) chociaż drugiej strony skóra zawsze ma jakąś fakturę...

    OdpowiedzUsuń
  6. Parabelko, ale to nie jest ilustracja do atlasu zoologicznego, tylko...hm...kreacja. Poza tym te większe też mają ciapki, tyle, że w tym samym prawie kolorze - jak wypasiony perszeron na zadzie. Ale wyaksamitnieniu to nie przeszkadza. Co stwierdzam, patrząc na obecną wersję.

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie wiem , dlatego się wycofuję ;)A główkę ma prze-cu-dow-ną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam - i to głowa mi się udała od pierwszego podejścia. A ciapki ożywiłam, żeby rozczłonkować nieco bryłę tułowia.

      Usuń
  8. Wyobrażam sobie te dźwięki i cieszą mnie niezmiernie, tym bardziej, że patrzę już na wersję przedostateczną. Oczywiście, jednorożec - myślałam, że nikt nie zauważy, jeden róg uznałam bowiem za pewną ułomność. Ale po przeczytaniu twoich słów - już nie. Jutro Tłusty Czwartek, jeśli nic mi nie przeszkodzi, zapowiadam ucztę artystyczną.

    OdpowiedzUsuń