Sama jestem pod wrażeniem - skończyłam Czachę!
Z pewnością nie tylko zapach miał znaczenie, ale też muzyka - a malowałam słuchając ścieżki dźwiękowej do Nocnego Kowboja i biednej Amy Winehouse.
Trudno było mi wyzwolić się z zielonych prętów w poprzedniej wersji, a położenie pasków dodatkowych w poprzek pogorszyło sprawę - obraz wyglądał jak więzienie w Wietnamie.
Na dodatek te kolory, jak w botwince.
A przecież Love Manic to zapach nie na serio, energetyczny, z pazurem.
Coraz wyraźniejszy stawał się akcent marihuanowy, co sprowokowało mnie do wizji krążących wokół imprezowania, marzeń, barwności.
W pewnym momencie nawet zobaczyłam aleję wysadzaną palmami, jak w Hollywood i już zaczynałam realizować pomysł na obrazku...
...ale skojarzyło mi się to z ilustracją do pisemek w rodzaju "Od wahadełka do gwiazd" albo targami artykułów ezoterycznych.
A przecież miało być rozrywkowo, nie na serio.
Teraz usiłuję sobie skojarzyć, kiedy wpadłam na właściwy trop. Chyba pod wpływem fragmentu Barbarelli. Scena durnowata, ale się przydała.
I oto...
Pojawił się but...
I brak spódniczki
I wreszcie - całość (akryl na dykcie, 100 na 70cm) :
Specjalne podziękowania należą się Guciowi, który przyszedł do mnie wieczorem i poprosił, żebym Go popilnowała. Był tak cichutko, że dopiero gdy skończyłam obraz, popatrzyłam na synka...
Na koniec mogę tylko powiedzieć, że życzyłabym sobie, aby następny obraz też był "z jajem", że o tempie nie wspomnę.
Wczoraj już nie zdążyłam zajrzeć , ale dziś mówię BOMBA :))) trafione w sam sedes !
OdpowiedzUsuńNiemniej trochę szkoda mi makaronu szamana , był bardzo rozwojowy ;) ale ta wersja jest idealna do Czachy :)
Makaron szamana może powrócić! Dobrze, że na wystawie przy obrazach będą stały odpowiadające im flakoniki. Bardzo jestem ciekawa, jak to będzie wszystko wyglądało.
OdpowiedzUsuńNa pewno wspaniale :)
OdpowiedzUsuń