Jesteśmy w dziwnym domu, należącym do niewidomego przyjaciela Wojtka.
Kiedy przyjechaliśmy w nocy, od razu rozpoznaliśmy budynek- po ciemnych oknach.
W wielu miejscach trzeba było założyć światło, w tym u mnie w pokoju (przede wszystkim do malowania) i kupiliśmy też lustra, bo nie mamy nawet złamanego lusterka- to była rzecz, której zapomnieliśmy na wyjazd.
Nie myślałam, że tak dziwnie jest nie mieć się gdzie przejrzeć.
Część pomieszczeń to studio nagraniowe, wobec czego Gucio może rżnąć na profesjonalnej perkusji i drzeć się wniebogłosy do mikrofonu, a ja słuchać muzyki tak głośno, że aż płuca chodzą.
Artystyczna atmosfera sprzyjała malowaniu.
A to jeszcze nie koniec- mam jutro na wymyślenie i realizację tych wszystkich ewentualnych smaczków- detali, dzięki którym obraz nie jest dobry, tylko świetny.
Strasznie mnie kusi, żeby na dole umieścić jakieś zwierzątko- może jego fragment, ale do tego potrzebuję skonsultować się ze zleceniodawczynią.
Przywróciłam bucikom limonkowy kolor, skomplikowałam kontury budynków (żeby ponad wszelką wątpliwość nic nie kojarzyło się z windą)- no i niebo- parę gwiazdek, rozjaśnienie na dole i jest w dechę.
Mogę też, ad dołu, trzasnąć neurologiczny podpis, ale wiadomo, to przynosi pecha.
Pachnę adekwatnie, wydaje mi się, do nastroju obrazka- Alien edp Muglera. Zapach nie w moim stylu, ale kto wie? Wylałam na siebie pół fiolki z Sephory- z kilerami tak trzeba, a nie tam skradać się. Oczywiście względy towarzyskie w tym wypadku nie mają znaczenia- wszystko dla sztuki.
Ju,dlaczego neurologiczny podpis przynosi pecha?
OdpowiedzUsuńPani Stettke
Nie to, że neurologiczny, tylko KAŻDY
UsuńBo podpis to przyklepanie końca- i zawsze wówczas coś wymaga zmiany, domalowania
A jak się nie podpiszę, to jest dobrze
Może to kwestia luzu?