Na szczęście nie stało się to, czego się obawiałam- szok powierzchniowy. Bo z domu ponad dwustumetrowego trafiliśmy do mieszkanka 28,5 metra. Ale ja tak dobrze się tu czuję.
Został mi tylko nawyk, żeby niczego nie kłaść na podłodze w przejściu - jeszcze pamiętam, jak niewidomy Sławek mało nie fiknął kozła na guciowym porzuconym mini golfie.
Udało się nam zwiedzić co nieco w podróży powrotnej.
Najpierw zabytek techniki- imponujące mosty na Wiśle w Tczewie, o długości bodaj półtora kilometra.
Most mający swój początek w połowie XIX wieku teraz jest czynny tylko dla ruchu pieszego.
Maleńkie postaci z przodu to Wojtek i Gucio- tak mnie wyprzedzili.
Nie doszliśmy nim do końca, bo W. się zdenerwował, że co chwila robię zdjęcia i wszystko trwa w nieskończoność, nazwał mnie egoistką, ja Go prostakiem i nie-artystą.
Jak zwykle szybko się pogodziliśmy- bo inaczej nie potrafimy (chyba z powodu gadulstwa), pod katedrą w Pelplinie, w ogrodzie przykościelnym, który jest cmentarzem.
W tak pogodnym otoczeniu i po wesołej stypie udzielił mi się melancholijny, kojący spokój.
Przypomniała mi się historia o nielegalnym przewozie nieboszczyków, wszystko, żeby zaoszczędzić na kosztach.
Podobno ostatnio schowaniem dla zwłok była wersalka, która niestety się otworzyła, a dobrych parę lat temu dwóch kuzynów postanowiło przetransportować zmarłego wujka koleją.
Ubrali go porządnie, kapelusz nasadzili na oczy i usadowili w pustym przedziale przy oknie. Wujek wyglądał, jakby spał. Postanowili wyjść na chwilę, żeby coś przekąsić, w tym czasie dosiadł się pasażer, który nad nieboszczykiem umieścił bagaż- pudło z maszyną do szycia Łucznik.
Nagle pociąg zahamował, ciężkie pudło spadło na wujaszka- a ten nic, tylko się przekrzywił. Właściciel Łucznika potwornie się przeraził, zbadał puls wujka i był przekonany, że zabił człowieka.
Spanikował, adrenalina dodała mu nadludzkiej siły, dzięki czemu mógł wyrzucić umarlaka przez okno.
Po chwili weszli kuzyni- a tu nieboszczyka nie ma.
Pytają, co się stało, a pasażer, jakby nigdy nic, odpowiada, że owszem, siedział tu jeden pan, ale wyszedł na papierosa i już nie wrócił.
Wtedy oni, wrzeszcząc jeden przez drugiego, przyznali się, że wujek już nie żył- a więc jedyna rada to jak najszybciej opuścić pociąg i znaleźć wujka.
Ale gdzie? Przecież czas mija, pociąg jedzie- niestety, chociaż starali się szybko znaleźć zwłoki, idąc wzdłuż torów, nie zdążyli i wszystko się wydało.
Odeszłam dziś od perfum z Biedronki i pachnę przepięknym Chloe Rose.
Aha, jeszcze dodam, że wszystkie zdjęcia, rysunki i obrazy są mojego autorstwa.
Tak, te dwa świetne zdjęcia z cmentarza też
Tczewski most kolejowy podziwiałem niejednokrotnie, niestety z daleka tylko, bo z równoległego do niego mostu drogowego, gdym jechał do babci (teraz też jeżdżę, jednak rzadziej). Pelplin to moja diecezja, piękna, monumentalna katedra i Biblia Gutenberga w tamtejszym muzeum. Piękne zdjęcia, pozdrawiam! Gryx :)
OdpowiedzUsuńTak, wiele osób, wyruszających nad morze, jeździ właśnie tym kolejowym mostem obok - ale przejść się mostem teraz już nie dla zmotoryzowanych to dopiero coś! Ogrom!
UsuńKatedra w Pelplinie jest imponująca, a okolice i sam Pelplin- przepiękne. Szkoda, że nie zdążyliśmy do środka i muzeum też nam przepadło- tym razem.
Zazdroszczę mieszkania w tym rejonie Polski.
Justysiu,
OdpowiedzUsuńten melanż reminiscencji i bieżących zdarzeń przyprawia o lekki zawrót głowy
i... zmusza wręcz do śmiechu, choć to przecież... stypa, cmentarz, umarlak,
jak by nie było...nic do śmiechu. W.
Śmiech to błogosławieństwo w takich okolicznościach. Mnie oswaja z nieuniknionym. A że do śmiechu niewiele mi trzeba- to i umarlaków nie omija.
UsuńFajnie piszesz, uśmiałam się :) Będę czytywać Twój blog dla poprawy humoru :)) Znalazłam go przez przypadek, szukając wizji św Wojciecha ( ale do rzeźby) Poza tym - uwielbiam perfumy:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :))
Dziękuję, pozdrawiam człowieka Sztuki i życzę powodzenia w rzeźbie (poza rzeźbą w mydle to dla mnie czarna magia).
OdpowiedzUsuń