Jeszcze wczoraj w nocy robiłam niebieskie akcenty, wiedząc, że być może będą za jaskrawe w dziennym świetle. I zgadłam.
Obrazek był "głuchy", bez powietrza, bez przestrzeni.
Przyznam się, że pomyślałam "Po co to wszystko?", a argument, ze każdy obraz- niezależnie od rezultatu- czegoś uczy, brzmiał nieprzekonywująco i tylko denerwował (żeby gorzej nie powiedzieć).
Ale chyba muza się nade mną zlitowała, bo właściwie bezmyślnie wzięłam farbę w kolorze lodów śmietankowych i zrobiłam przetarcia- rozbłyski. I obraz ożył.
Lato w Mieście |
Jeszcze tylko wstrzymałam oddech, żeby namalować maleńki, ale istotny szczególik:
Teraz mogę zaczynać zlecenie- moją panienkę- Dominikę.
Pachnę rybnie- melonowo, czyli Womanity Muglera.
I mamy kolejny chłodny świt , piękny :)tym razem czuć zapach wilgotnych chodników w City :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie- świt... A ja nienawidzę świtów- może odczarowuję to obrazami?
UsuńZapach wilgotnych chodników za to uważam za jeden z najpiękniejszych na świecie
Wilgotny, troszkę mglisty i nadziejowaty :)
OdpowiedzUsuńA ten fragmencik tylko z ptakiem na tle tych poprzecieranych prześwitów piękny. I całe obeliski piękne. Statyczność i chłód, i odbicie, ale też jakieś wrażenie nadciągającego ciepłego, parującego powietrza. Obraz w obrazie. I pogodzone sprzeczoności.
Dziękuję Ju, że dajesz nam okazję wglądu w twórczy proces i w finalny efekt.
tri
Przemiłe słowa. Nawet nie wiesz, jak dobrze czytać coś takiego! Przy tym interpretacja piękniejsza niż moje pomysły :)
UsuńDziękuję, Tri