Szanowni Państwo, tak, mówię to z pełnym przekonaniem. Tu jest mój dom. Jestem pewna, że kiedyś - tam proporcje się zmienią - wracać będę do Warszawy, a nie na Mazury.
30 lat - jaki kawał czasu!
Tu jestem szczęśliwa, przez samą obecność wszystkiego wokół.
Moja Promenada na wyciągnięcie ręki.
Powyższy "obraz" mam na sztalugach w pracowni. "Mamo, kiedy go już namalujesz, niech on zawsze będzie u nas, nigdy go nie sprzedaj".
A poniżej - już zobrazowane drzewo, które było ze mną w Barcelonie - i zawsze pod powiekami.
Kusi mnie też stworzyć, jak wiecie, czerwone niebo. Maleńka podpowiedź od natury
Mniej więcej raz dziennie Gucio przystaje, całuje mnie w rękę i poważnym głosem oznajmia : "Ja nigdy nie zapomnę tej chwili". O zachodzie słońca, na widok księżyca.
"Popatrz, wygląda, jakby miał buzię"
Co dnia jeździmy na rowerowe wycieczki - ja swoim wysłużonym Jubilatem z lat 80tych, synek na małym, żółtym pojeździe. Zasuwa szybciej ode mnie.
W zeszłym roku Gustaw skarżył się na zmęczenie - teraz owszem, wspomina, że bolą go nogi "Ale to dobrze, bo trenuję". Po wysiłku siada sobie szczęśliwy
...a potem idzie nad jezioro, wzdychając "Jak tu pięknie!"
(prawda?)
Pomaga mi przy zakupach
(buzia brudna od czarnego loda o nazwie Kolorki)
Zażyczył sobie bloku i kredek - robi komiks
Wyznał mi "Kiedyś uważałem, że brzydko wychodzę na zdjęciach, ale teraz mi się to zmieniło. Tobie też się może zmienić." (kochany synku, chyba nie)
Ale kto wie... chciałabym bardzo mieć ładne zdjęcie z nim razem.
Tymczasem napawam się spokojem, który, jak wciąż uważam, jest święty
Więc następny wpis - malarski.
Będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz