Więc chodzi o to, że nareszcie się rozpakowałam, rozpoczęłam malowanie i muszę powiedzieć - szło mi wszystko jak z płatka. Nawet zmywanie, jak mówił mój eks, zatłuczonej kuchenki.
Oczywiście co do obrazka, panienkowego, to dopiero początek, ale już mi się podoba
Przywieźliśmy Pepę od Mamy - chodzi z nosem przy mojej łydce. Mordeczka kochana.
No i poza tym mam szeroki dostęp do muzyki, na jesieni zaczyna się Konkurs Chopinowski, i wydaje mi się, że zaczęłam lubić upały - albo może inaczej, to, co mnie spotkało w Polsce, nie zasługuje na miano upału.
Oraz nareszcie mogę nasycić się szanownym małżonkiem w całej jego okazałości.
Jutro zamierzam gwałtownie wypięknieć, gdyż idę do fryzjera - teoretycznie na "odświeżenie"
fryzury, w praktyce... kto to wie...?
I malowanie, malowanie, malowanie.
Rozgrzebane 4 obrazy - a że jestem dobra w przywracaniu porządku, to się tylko cieszę.
Telewizja - nie zawiodła, znowu sriller o rekinach na Siódemce
Zapachowo również się upajam.
Na dodatek po Barcelonie Warszawa wydaje mi się cichym, przestronnym miastem - w lecie zawsze pustoszeje. Ma specyficzny nastrój.
I z taką energią startuję w pierwszy sierpniowy tydzień.
U nas też mawia się "zatłuczony" na coś wyjątkowo brudnego ;)
OdpowiedzUsuńO! Myślałam, że to autorskie określenie.
Usuń