WIĘC potrzebujemy :
1) obrazu wyjściowego, nie ma znaczenia, czy dobry, czy zły. Duży psuje się efektowniej
2) determinacji - w skali od 1 do 10ciu, gdzie 10 oznacza natychmiastową chęć ścięcia długich włosów. Nam wystarczy 6 i powyżej
3) niesprzyjających warunków, które osłabiają instynkt samozachowawczy ( w tym wypadku temperatura 35 stopni i brak dziennego światła)*
4) ignorowania tzw. znaków od losu, że lepiej zająć się czymś innym - czyli np. rozmowę z przyjaciółką odkładamy na "wkrótce", nie oglądamy horroru w TV itp.
* dla osób wrażliwych zapachowo - obficie perfumujemy się wonią ciężką, słodką i inwazyjną (doskonale sprawdzają się arabskie wyroby).
Obraz stawiamy na sztalugach. UWAGA : nie kładziemy na stole, co zapewniłoby większą precyzję - w tym wypadku niepożądaną.
Bierzemy gruby pędzel. Namaluje się szybciej, niż pomyślimy, że coś jest nie tak.
Wyciskamy z tubki zbyt dużo farby w niezbyt właściwym kolorze.
Staramy się naprawić odcień, dodając 3 razy tyle innych. I, podobnie, jak u gospodyni domowej, chcącej np odsolić i doprawić potrawę jednogarnkową (na skutek czego otrzymuje ona 2 - 3 garnki czegoś, czego i tak nie udało się uratować) - i my cieszymy się wkrótce ilością farby nieokreślonej barwy, wielkości średniej krowiej kupy (taka ilość wystarcza na pokrycie powierzchni przynajmniej 4 razy większej, niż potrzeba).
Najlepiej, patrząc na pierwotny obraz, powtarzać sobie "Wszystko będzie lepsze, niż TO"
Teraz wybieramy miejsca, które uważamy za kluczowe do zmiany - np. niebo.
Można, oczywiście, polecieć po całości, ale wówczas obraz likwidujemy, a nie psujemy.
Ponownie ignorujemy : sygnał telefonu, głód, opary perfum (o zapachu pasty do butów, miodu, jaśminu i wędzonki w jednym) i już na koniec dnia możemy myśleć, co do cholery zrobiliśmy :
Po czym : zjadamy kolację, kąpiemy - likwidując zapach (można z obrazem i zmywakiem, ale nie polecam, bo późniejsze mycie wanny w TAKIEJ temperaturze to czynność wysoce szkodliwa).
I już następnego dnia możemy, z nowymi siłami, zepsuć obraz jeszcze bardziej.
Upał zaś powoduje, że zamiast załamywać dłonie, śmiejemy się cicho na widok obiektu na sztalugach.
O psiakość ! Sama nie wiem , co powiedzieć ;)
OdpowiedzUsuńŚmiać się!
Usuń