WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

sobota, 29 listopada 2014

Konik - reaktywacja

Spojrzałam w kalendarz i - nie do wiary - nad Panienką Jazzową pracuję od 20go października.
Doszłam do wniosku, że tym samym zaniedbuję resztę swojej klienteli, która siedzi cichutko i czeka na swoją kolej.
Dlatego planuję urozmaicenie obrazkowe od teraz, zaś etapy Wokalistki będę wklejać raz na jakiś czas.

Powiedziałam Wojtkowi, że źle się czuję, nie pisząc codziennie.
"Lepiej pisać, kiedy ma się coś do powiedzenia"
"Ale ja mam! Są ludzie milczący i gadatliwi, co nie znaczy, że gadatliwi są nudziarzami"
"Właśnie często znaczy" odpowiedział mój szanowny mąż.

Więc dziś dla odmiany reaktywowany Konik, malowany podczas szalonej pogoni za światłem.
Ma oczy!


Kolory kontrastujące - a będą jeszcze bardziej.


Drzewa albo jesienne lizaki wzbogacą się o większą ilość odcieni, ale już jest nieźle


Obowiązkowo kałuże z odbiciami


A całość na razie wygląda tak :


Jeszcze grzywa, no i chyba kokardka na ogonie - o ile Zleceniodawczyni sobie życzy.

A teraz już muszę lecieć - idę na wernisaż, gdzie spotkam ludzi ze studiów nie widzianych od... dyplomu.
Napiszę jutro więcej - jak to na ASP bywało (wesoło).
Przede mną metamorfoza.
Również zapachowa - bo tonę w oparach staroświeckiej róży, tymczasem wystąpię w metalicznym atramencie Comme des Garcons. Albo Earthworms... jeszcze nie wiem.

czwartek, 27 listopada 2014

Praca i zabawa - czyli Wokalistka i imieniny Gucia

Bez wstępów - pora skończyć świętowanie powrotu Wojtka i zająć się robotą. Tzn może inaczej to ujmę - świętowanie zostaje, praca dochodzi.
Tak więc podjęłam malowanie. Priorytetem jest Panienka Jazzowa - a przede mną etap bardzo trudny, czyli wprowadzenie bieli. Odpowiedzialność duża, gdyż biel wydobywa właściwe kształty postaci i naprawdę odczuwam tremę.
Najpierw wzięłam się za nogi.


Biała farba przy jednej warstwie daje półprzejrzystość, tymczasem krycie musi być doskonałe, gdyż sylwetka, o czym już wspominałam, ma funkcjonować jako znak graficzny - czytelny w pomniejszeniu i perfekcyjny przy większej skali.
Przystąpiłam do ramion i głowy


Przy paluszkach naraziłam się na arytmię, przez wstrzymywanie oddechu...
Na razie cała postać wygląda tak :


Tymczasem dziś dzień szczególny - imieniny Gustawa.
Na powietanie synka, kiedy ten jeszcze spał, wkręciliśmy zamiast żarówki kulę rzucającą kręcące się w kółko kolorowe światełka. Maszynka, można rzec, zaopatrzona w przyjaźnie szymiący silniczek.
Kiedy już zamontowaliśmy urządzenie, zapaliliśmy je i zaśpiewaliśmy Sto Lat w umiarkowanej głośności.
Gucio najpierw, przeciągając się, toczył wokoło zdziwionym wzrokiem, potem wpadł w absolutny zachwyt.


"O, ja wam bardzo dziękuję, mogliście tylko śpiewać troszkę ciszej, ale to nic".

A potem dzieci razem ze mną, jako jedną z opiekunek, pojechały na wycieczkę, w której punktem kulminacyjnym były warsztaty - pogadanka na temat drugiej linii metra w punkcie informacyjnym, przy przeźroczach.


Duże zainteresowanie wzbudziło zdjęcie psa wyszkolonego w tropieniu niebezpiecznych ładunków.


"O, ten piesek był chyba przejechany?" padały kłopotliwe pytania.
Pani w ogóle niełatwo było dojść do głosu, gdyż dzieciaki wciąż ponosiły ręce i chciały się podzielić "wiedzą" na temat metra "Ono jest cięższe niż 1000 autobusów"
Małą sensację wzbudził chłopczyk, który trzymał w górze rączkę przez parę minut, a kiedy zniecierpliwiona pani wreszcie udzieliła mu głosu, oznajmił "A mój dziadek wpadł na szyny metra!"
Gucio się ożywił "I buchnęła krew BUUUCH!"
"Nie, nie, bo dziadkowi rzucili linę i go wyciągnęli".
"Oooo" powstał szmer pełen rozczarowania.

Po powrocie Gucio rozdał imieninowe cukierki, w domu czekały go dalsze prezenty, w tym wzbudzający jego irytację mały zestawik lego. Ale tata pomógł.


Tylko Pepa spokojna.


Ja nigdy nie słyszałam, żeby pies wydawał takie dźwięki, jak P. przy powitaniu Wojtka - kwiki, charkoty, piski, nawet dziwne jakieś zgrzyty - a wszystko przy szalonych podskokach na ponad metr, nagłych zwrotach i szalonym galopie.
Dobrze jest.

niedziela, 23 listopada 2014

Wpis modowy humorystyczny - kurioza i nie tylko

Zawsze jesienią, a szczególnie w listopadzie, nachodzi mnie ochota na zmiany.
Może dlatego, że przyroda taka uśpiona oraz zapada noc polarna (bo jak lepiej nazwać dni z nikłą ilością światła, które kończą się przed czwartą?).
Tym razem doszedł jeszcze dodatkowy powód - jak Państwo wiedzą, bo się już tu chwaliłam, schudłam 10 kg, co oznacza wymianę garderoby. A skoro wymieniać, to realizować to w sposób inny niż dotychczas - czyli bawić się.
Po mnóstwie przymiarek i buszowaniu w sklepach zauważyłam, że ciągnie mnie do zaskakujących stylowo połączeń, klasyki podanej "na nowocześnie" oraz nurtu, który nazwałam industrialnym - czyli ubrań szytych z materiałów, które Wojtek określa "nie zbliżać się w ogniem" - czyli wszelkich poliestrów, pianek i neoprenu.


Bluzka w postaci wycieraczki? Czemu nie. Skoro już mam torbę z kauczuku (mój pierwszy zakup)


Oczywiście buszowałam po sklepach internetowych i Allegro i tam napotkałam prawdziwe kurioza.
Oto aukcje "modnej" odzieży i bardzo "modna" sprzedawczyni



Przypuszczam, że ta nieszczęsna osoba musi być mocno zaburzona, więc ocenę i komentarze obie daruję - bo tak, jak się nie wyśmiewam z inwalidy, i tu zostawię ciszę.

A oto spodnie opatrzone nazwą "futurystyczne"


Swoją drogą, przypomniało mi się, kiedy współprowadziłam aukcję dobroczynną z miss Polonią. Zastanawiałam się, jak mam wyglądać?
Mama, której zadałam to pytanie, powiedziała "Całkowity luz. Nikt i tak na ciebie nie zwróci uwagi, chyba, że byłabyś kobietą z brodą".


Można interesującą niedrogo kupić - na Allegro.

Swoją drogą, pozy niektórych modelek są co najmniej zastanawiające. Szczególnie Zara w tym celuje.




Panie wyglądają, jakby zrobiły coś strasznego i spodziewały się srogiej kary, może nawet cielesnej.
Te istoty jak maltretowane sieroty, z nożynami skierowanymi palcami do środka, mają zachwalać ubrania?

Albo tu - zdumiewająca sprawa. Aukcja "modernistycznej sukienki"


Kobieta upadła, na dodatek ze świądem. Najwyraźniej ktoś, może w wyniku rozboju, pozbawił ją butów, a właściwie je odciął, zostawiając cholewki.

Zupełnie inaczej prezentuje się aukcja z takim zdjęciem :


I nie jest to sklep erotyczny, ale oferta... paska do sukienki.

Muszę w tym miejscu pochwalić Gustawa, który bywało, że towarzyszył mi w przymiarkach


Zdolne to dziecko wynajdywało mi różne przyodziewki, np spodnie w Myszki Miki "Czy ty byś to nosiła?".
Czasem wybuchał niepowstrzymanym śmiechem "Mamo, spójrz, jaka torba!" - o staroświeckim kuferku z metalowymi rączkami "Podoba ci się, Guciu?" "Przecież to dla jakiejś staruchy!". Chichotał przy wyciętych w sukience plecach, ekstremalnie podziurawionych dżinsach.
Kiedy wpadła mi w oko spódniczka z neoprenu i nie omieszkałam jej przymierzyć, stwierdził "Wyglądasz w tym jak meduza, chyba trująca".

A propos zwierzęcych skojarzeń - dawno, dawno temu, kiedy wystroiłam się na pierwszą randkę i light motivem mojego outfitu była brązowa, futrzana kamizela z długim włosiem, zaskoczony facet powiedział :
"Nie wiedziałem, że umówiłem się z niedźwiedzicą".

Na razie poruszam się po bezpiecznym terenie i bawię - kolorami, bo trochę na przekór ulicy, ubranej w szarość i czerń. Mam zestaw szmaragdowy i śliwkowy - bordo, a z rzeczy "ciekawych" pikowaną pudełkową kurteczkę w szaro - biało - granatowe kwiaty (lata 80te nie mogły minąć bez śladu)


Zostawię Państwa z niebywałą Kim Kardashian (śmieszy, tumani, przestrasza)


Niezwykle podoba mi się jej mina "Jestem taka piękna" w zestawieniu z figurą jakby wydmuchaną z gumy balonowej.

I życząc sobie, żeby mi się to nie śniło, oddalam się - jutro naprawdę MUSZĘ być piękna i wypoczęta, gdyż  przede mną ostatnia samotna noc - mój mąż wraca! Nie do uwierzenia! Nareszcie! Co za radość - chce mi się śmiać i płakać - i na podobną reakcję liczę z Państwa strony podczas zapoznawania się z niniejszym wpisem.

Czy już pisałam, że Wojtek wraca? Aaaaaaa!

piątek, 21 listopada 2014

Panienkowa Para PREMIERA czyli trochę wiosny jesienią

I stało się - Para Panienkowa namalowana i oddana.
Najpierw przenieśmy się w inne okoliczności przyrody


Kiedy już postaci zostały namalowane i obraz podkolorowany, byłam przekonana, że wszystko pójdzie łatwo, szybko i przyjemnie.
Ale nie.
Zauważyłam, że Pan ma za dużą głowę i przeszedł mnie dreszcz. Ale na szczęście zmywaczek, mój stary przyjaciel (darzę sympatią dobre narzędzia) dał radę i tak oto wczoraj wieczorem mężczyzna obrazkowy stracił głowę - w duchu mówiłam, że dla swojej żony, pocieszając się dowcipnie...
Oczy po paru godzinach odmówiły mi posłuszeństwa, mimo silnych okularów.

Na szczęście po przerwie, kiedy leniwie przysypiałam przy horrorze Paranormal Activity, przystąpiłam, zyskując jakąś niewytłumaczalną siłę w przeciwstawianiu się senności.
Żywe, żeby nie powiedzieć krzykliwe kolory, pokryłam półprzejrzystymi warstwami bieli. Kilkadziesiąt ich było...

A rano, po wstaniu, obraz zaskoczył mnie w dziennym świetle - na korzyść, na szczęście.
Ostatnia warstwa - tym razem ugier jasny, dodał odrobinę ciepła i obraz zaczął wyglądać jak ludzie.


Uradowana, a było ze 3 godziny przed oddaniem, wysłałam mms do Zleceniodawczyni (muszą Państwo wiedzieć, że malowałam na podstawie zdjęcia w pełnym słońcu, gdzie oboje portretowani wyglądali na blond) - i z duszą na ramieniu, czekałam na sygnał.
Pi piiii - czytam sms... "Czy Michałowi można delikatnie przyciemnić włosy? Bo to brunet, żeby nie było, że Basia z jakimś gachem za ręce się trzyma".
Zaczęłam się strasznie śmiać - kiedy już przyciemniłam


Przypomniała mi się historia prawdziwa, kiedy znajomy dostał zamówienie na serię okładek Jamesa Olivera Curwooda "Szara Wilczyca", "Bari, syn Szarej Wilczycy" - wydawca zachwycony, głowa wilka udała się Panu Januszowi pięknie. Został tylko "Władca Skalnej Doliny" - artysta skorzystał więc ze swojego light motivu i zamieścił na trzeciej okładce znowu okazalą glowę wilka.
Zadowolony poszedł do wydawcy, a ten z dziwną miną oznajmił "Wilk piękny, panie Januszu, tyle, że "Władca" jest o niedźwiedziu."

Wracając do obrazka - Pani pochodzi z Łowicza, z którym oboje Państwo są związani, dlatego zamieściłam mały łowicki akcencik - kolorowy pas w sukience


Po bokach stoją brzozy, wdzięczne i dobroczynne dla zdrowia drzewa.


Całość zaś wygląda tak (z brunetem poranną porą)


Zaś w sztucznym świetle


Na pierwszym planie fragmenty maków, dla ożywienia całości


No.
A teraz mogę - po odpoczynku - podziałać ostro z Panienką Jazzową, bo najwyższy czas ją skończyć!

środa, 19 listopada 2014

Panienkowa Para - cień koloru

Od początku pracy nad obrazem chodzi za mną ta melodia :


Zupełnie nie a propos, bo przecież moja para to ludzie szczęśliwi, którzy odnaleźli swoje miejsce - ale co zrobić. Zaczynam malować i zaczynam nucić.

W każdym razie kolory naturalne zaczynają się ukazywać. Wklejam stan z rana - teraz jest śmielej i konkretniej...nieco


Czarne, jakby secesyjne linie podkreślają romantyczny charakter, no i poza tym dzięki takiemu połączeniu nie wyzbyłam się rysunkowości.

Siedzę nad robotą długo, a więc wstać rano trudno - a Gucia dopilnować trzeba, śniadanko Mu zrobić itp, itd. Wypadamy z domu w ostatniej chwili, pędzimy, a syn i tak zatrzymuje się przy każdym autobusie, wymieniając cechy pojazdu - że ten ma płaskie "naciski", dwa wiatraki czarne widoczne na dachu, "złe oczy"...
"Kurna oleg, Gustaw, pośpiesz się!"
Gucio truchtał w milczeniu, kiedy staliśmy na światłach, rzekł :
"Mamo, ja nie lubię, jak ty mówisz "kurna"
"To jak mam mówić? "Cholera jasna"?"
"Nieee, to jest tak zwyczajnie..."
"To może "motyla noga"?"
"Dziwnie, bardzo dziwnie, ale nie"
"A na przykład "Niech to ciężki szlag trafi"?"
"O, to mi odpowiada, tak mów, proszę"

Może jutro nie będzie okazji - gdyż właśnie zaraz odpadnę, a nie koło drugiej, jak zwykle...

wtorek, 18 listopada 2014

Pomiędzy czernią a bielą

Hurraaa! Panienka Jazzowa zatwierdzona!
Nóg szczerze jej gratuluję.


Para tymczasem nabiera już kolorów - tutaj poprawione sylwetki pod białą mgiełką - podkładem, który wydobywa pastelowość barw.


Dzień dziś radosny, gdyż przyszły wyczekiwane wampowate perfumy



Co prawda listonosz wybrał niefortunną porę - akurat wygrzewałam się w gorących odmętach. Dzielna Pepa podniosła jazgot na dźwięk domofonu, dzięki czemu ja, jak oparzona, popędziłam do drzwi, zostawiając za sobą kałuże.
Mokrą dłonią, odziana w szlafrok wojtkowy, podpisałam odbiór, a pies mój oszczekał pięty doręczycielowi.

Pogoda - jak widać. Zimno, pada, wieje.
Psisko niewyrywne do wyjścia.
"Naprawdę? Spacer? Teraz?"


Wreszcie leniwie się podniosła, prezentując imponującą pierś.


"Dobra, już idę, tylko mnie nie fotografuj".

Przynajmniej nie żal spędzać godzin nad obrazkami - a w piątek premiera Panienkowej Pary, więc zwijać się trzeba.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Zakochana Para - panienkowa

Szanowna Zleceniodawczyni, stała Klientka zresztą, pozwoliła mi wkleić stadia rozwoju nowego obrazu, który przeznaczyła na prezent dla znajomych, obchodzących szczęśliwe 10 lat bycia razem.

Jaka to miła praca!
Zrobiłam na razie szkic - oczywiście też poprawiany wielokrotnie.

Oto Ona


I On


(może trochę za bardzo przechylony - tak teraz widzę, to chyba kwestia jednej nogi - bagatelka)

I razem


Umieszczę ich w scenerii wiosennej, łąkowo - drzewiastej.
Słońce, chmury, jasne kolory i w ogóle pełen optymizm.

Zupełnie, jak u mnie - bo, wyobraźcie sobie - Wojtek wraca najpóźniej za tydzień!
Wyjechał 15go lipca, a więc ponad cztery miesiące temu. Na parę szczęśliwych dni wpadł we wrześniu, a teraz już będzie i będzie.
Zaczniemy od świętowania jego urodzin, które sam spędził na obczyźnie, bez żadnych prezentów (Gucio bardzo się tym przejął). Każdą okazję obchodzimy przez trzy dni - więc z imieninami Gustawa, wypadającymi 27go listopada, zbierze się prawie tydzień Wielkich Obchodów.
Nie mogę się doczekać!

niedziela, 16 listopada 2014

W niedzielę praca w g... się obraca (ale nie cała)

Taaak... w tytule przysłowie niestety się sprawdziło.
Po czterdziestu siedmiu wersjach dłoni B przyszedł czas na nogi.
Ustaliłyśmy, że jednak trzeba je zmienić. Odchudzić, zsunąć razem nico bardziej w partii kolankowej i zmienić stopę A.
Próbowałam ocalić co nieco z oryginału...


...ale to mi tylko przeszkadzało


...więc nóżkę B zniszczyłam razem z kawałkiem sukienki (powyżej) i wreszcie powstał zdaje się dobry szkic


...a po kwadransie już wiedziałam, że potrzebne są maleńkie poprawki


...i to zdjęcie pokazuje nóżki ostatnie... na dziś

Na szczęście Konik poszedł do przodu


...praz Piesek Żałosny po podcieniowaniu wydobył się z tła - jeszcze go będę wzmacniać


Gucio postanowił mi dziś coś opowiedzieć - po raz kolejny podobną historię.
"Wiesz, mamo, że dzieci zniszczyły mi budowlę. I dokuczają mi. Sobie nie, tylko mi. To niesprawiedliwe! Dlaczego tak jest?"
Zazwyczaj wtedy przytulałam synka i mówiłam, że rozumiem, że Mu nieprzyjemnie, ilustrując przykładami ze swojego dzieciństwa.
Ale teraz coś mnie zakłuło.
"Widzisz, Guciu kochany, bo Ty jesteś inny"
"Taaak?" zdziwiony popatrzył mi w oczy
"Tak, dzieci są jak stado, nie lubią innych, dokuczają im. Jesteś inny, bo jesteś wrażliwy, wolniejszy, niż reszta, ale bardziej myślący, jesteś miły. Kiedy staje kolejka, Ty jeden nie przepychasz się na początek, tylko czekasz na swoim miejscu. Jesteś wyjątkowy. I ja Ci coś powiem, takich jak Ty jest mała, maleńka część - ale to właśnie tacy ludzie są najważniejsi i pchają ten świat do przodu"
Gustaw zamilkł, a potem powiedział :
"Mamo, ja ci bardzo dziękuję, że mogłem to usłyszeć" - i pocałował mnie w rękę (jak to zresztą ma w zwyczaju, kiedy jest za coś wdzięczny).

Może Mu pomogłam, mam nadzieję, że tak.

piątek, 14 listopada 2014

Panienka Jazzowa - mokra robota z dramatycznym przebiegiem

Kiedy tylko szkic Panienki w ołówku został zatwierdzony, przystąpiłam do pracy z farbą.
Zaopatrzyłam się w najcieńszy na rynku pędzelek o rozmiarze 0.0, angielski.
Naszykowałam trzy pary okularów - od najsłabszych po 3,5, zrobiłam parę głębokich wdechów i ruszyłam.

Nóżki, suknia wyszły doskonale, ale dłonie, a konkretnie dłoń B, rety.
Niestety, okazało się, że pomimo silnych szkieł ja po prostu NIE WIDZĘ.
I się zaczęło.
Po paru próbach, które kończyły się ścieraniem kultowym zmywakiem, zaczęłam liczyć.
Wykonałam i wytarłam... 47 (trzydzieści siedem) rączek.
Starając się ze wszystkich sił utrzymać w ryzach emocje - ale tak pod koniec dwudziestki wysiadłam i poryczałam się jak dziecko.

Oczywiście, gorszy wzrok można pewnie złożyć na karb zmęczenia wzroku, ale mimo wszystko fakt, że paluszki w najcieńszym miejscu musiałam malować na pamięć, a kreski ołówkiem nie dostrzegałam wcale, było dla mnie dość przerażające.
Poddać się?
Nie. Nie ja.
Obtarłam łzy i czarne wargi (oblizuję pędzle - wtedy czubek staje się doskonale ostry) i po raz nie wiem, który powiedziałam sobie w myślach "Teraz albo nigdy".
I za czterdziestym ósmym razem dopięłam swego.


Prawie tonęłam w ciemnościach, gdyż - sprawdziłam to - w sztucznym świetle, nawet silnym, pracuje mi się trudniej. Wkurzają mnie cienie, połyskująca dykta.
W ostatniej chwili fotografowałam całość


No i tak.
Teraz czekam, aż Panienkę zobaczy Zleceniodawczyni.
Czekam z duszą na ramieniu.
Mnie się tam podoba...