Bez wstępów - pora skończyć świętowanie powrotu Wojtka i zająć się robotą. Tzn może inaczej to ujmę - świętowanie zostaje, praca dochodzi.
Tak więc podjęłam malowanie. Priorytetem jest Panienka Jazzowa - a przede mną etap bardzo trudny, czyli wprowadzenie bieli. Odpowiedzialność duża, gdyż biel wydobywa właściwe kształty postaci i naprawdę odczuwam tremę.
Najpierw wzięłam się za nogi.
Biała farba przy jednej warstwie daje półprzejrzystość, tymczasem krycie musi być doskonałe, gdyż sylwetka, o czym już wspominałam, ma funkcjonować jako znak graficzny - czytelny w pomniejszeniu i perfekcyjny przy większej skali.
Przystąpiłam do ramion i głowy
Przy paluszkach naraziłam się na arytmię, przez wstrzymywanie oddechu...
Na razie cała postać wygląda tak :
Tymczasem dziś dzień szczególny - imieniny Gustawa.
Na powietanie synka, kiedy ten jeszcze spał, wkręciliśmy zamiast żarówki kulę rzucającą kręcące się w kółko kolorowe światełka. Maszynka, można rzec, zaopatrzona w przyjaźnie szymiący silniczek.
Kiedy już zamontowaliśmy urządzenie, zapaliliśmy je i zaśpiewaliśmy Sto Lat w umiarkowanej głośności.
Gucio najpierw, przeciągając się, toczył wokoło zdziwionym wzrokiem, potem wpadł w absolutny zachwyt.
"O, ja wam bardzo dziękuję, mogliście tylko śpiewać troszkę ciszej, ale to nic".
A potem dzieci razem ze mną, jako jedną z opiekunek, pojechały na wycieczkę, w której punktem kulminacyjnym były warsztaty - pogadanka na temat drugiej linii metra w punkcie informacyjnym, przy przeźroczach.
Duże zainteresowanie wzbudziło zdjęcie psa wyszkolonego w tropieniu niebezpiecznych ładunków.
"O, ten piesek był chyba przejechany?" padały kłopotliwe pytania.
Pani w ogóle niełatwo było dojść do głosu, gdyż dzieciaki wciąż ponosiły ręce i chciały się podzielić "wiedzą" na temat metra "Ono jest cięższe niż 1000 autobusów"
Małą sensację wzbudził chłopczyk, który trzymał w górze rączkę przez parę minut, a kiedy zniecierpliwiona pani wreszcie udzieliła mu głosu, oznajmił "A mój dziadek wpadł na szyny metra!"
Gucio się ożywił "I buchnęła krew BUUUCH!"
"Nie, nie, bo dziadkowi rzucili linę i go wyciągnęli".
"Oooo" powstał szmer pełen rozczarowania.
Po powrocie Gucio rozdał imieninowe cukierki, w domu czekały go dalsze prezenty, w tym wzbudzający jego irytację mały zestawik lego. Ale tata pomógł.
Tylko Pepa spokojna.
Ja nigdy nie słyszałam, żeby pies wydawał takie dźwięki, jak P. przy powitaniu Wojtka - kwiki, charkoty, piski, nawet dziwne jakieś zgrzyty - a wszystko przy szalonych podskokach na ponad metr, nagłych zwrotach i szalonym galopie.
Dobrze jest.
A dla mnie 27.11 to bardzo smutna rocznica... ale tak to już jest w życiu, każdy z 365. dni jest na swój sposób wyjątkowy, to całkiem normalne ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Ale fajnie byłoby, gdyby dla wszystkich 27. był wesoły...
UsuńJak to miło widzieć Rodzinkę w komplecie :D buziaki dla Solenizanta!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu synka.
UsuńNareszcie w komplecie i na dodatek uporządkowani w dużym stopniu.