Ustaliliśmy z grubsza kolorystykę wystroju stoiska i doszliśmy do wniosku, że obraz trzeba będzie przemalować. W tym momencie Pan Andrzej stał się jego właścicielem, a ja zaczęłam działać.
Początkowy pas zieleni zostawiłam jedynie symbolicznie, srebro na górze przemalowałam na kobaltowo.
Wszystkie te nowe kolory są żywcem wzięte z cudeniek Bodyycha.
Oraz zmieniłam kształt zausznika w okularach kobietki. Dodałam złoto, kupione specjalnie na poczet tej pracy.
Co jeszcze? Rama. Cieniowana będzie, z przecierkami.
A że oprawki inaczej zwane są ramkami - wszystko się zgadza.
Oczywiście niebawem nastąpi wpis premierowy, w którym Pannę od Bodycha pokażę szczegółowo.
Tymczasem, zgodnie z nową świecką tradycją, zmieniłam nieco postać Panienki Jazzowej - niedużo, tylko dłoń. Wg mnie najlepsza wersja.
Roboty tyle, na raz, różnej, że wystąpił typowy u mnie objaw "rozproszenia" i pochłonięcia sztuką - lekko się jąkam i nie kończę słów. Ale w głowie wszystko ok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz