WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

niedziela, 26 kwietnia 2015

Barcelona - odcinek 1

No więc jestem.


Napiszę o wszystkim chronologicznie - więc a propos samolotu.
Nigdy, nigdy nie należy się martwić na zapas - okazało się, że nie dość, że nie bałam się lotu, to przy odrywaniu się od ziemi zalała mnie niewytłumaczalna radość.
Z mojego punktu widzenia stwierdzenia w rodzaju "poczujesz się jak ptak" itp nie mają żadnego sensu. Jaki, kurczę, ptak?
Ryk silników, zamknięcie w metalowym pojemniku zapewniają kontakt, ale z maszyną, a nie z przestworzami.
Już na wstępie zrobiło się zabawnie, gdyż stewardesa odegrała pantomimiczne przedstawienie, w którym prezentowała, co należy zrobić z maską tlenową i ratunkową kamizelką. Przez głośniki słyszących i rozumiejących informowano, a dzięki występowi głuchoniemi i dzieci również dostawały zwiększoną sznsę na uratowanie - jakby co.
Przy tym po bokach kamizelki sterczały dwie pałeczki żywo kształtem przypominające dynamit,chwytając je stewardesa lekko uniosła brwi - nie przestając się słodko uśmiechać. I to cała jej profesjonalna ekspresja.

Siedziałam przy oknie, a światełko na skrzydle jakby wciąż puszczało do mnie oko.




A w ogóle miasta z góry wyglądaly, jak lawa - prawie zastygła na wierzchu, ale spękana - spomiedzy szpar wydostawało się światło - ulice.

Wylądowałam.
Pasażerowie klaskali - ale nie wiem, czy dlatego, że dostrzegli jakiś ryzyko, które nas ominęło, czy też tak ot zwyczajowo?

W nocy Katarzyna zawiozła mnie do hotelu, zapowiadając na dziś wycieczkę - i już jadąc przez miasto, wiedziałam, ze mi się spodoba.
Sam hostel znajduje się w secesyjnej kamienicy... Dwa lata temu byłam w kinie na filmie, bohaterem którego był portier w takim właśnie budynku. Zakochał się w jednej z lokatorek, usypiał środkami nasennymi i już nie powiem, co jej robił. I co zrobił z jej kochankiem.

Mój hostel wyglądał równie niezwykle - tylko portier zupełnie inny.



 Bałam się o chrapanie w 6ścioosobowym pokoju - ale okazało się, że tych kilku chłopa razem wziętych chrapią ciszej, niż Pepa.

 W Barcelonie, którą do teraz widziałam, każdy detal wygląda, jak muzealny eksponat - tyle, że to wszystko żyje. Fascynująca ciągłość czasu.




No i palmy!





Niestety przeceniłam szybkość internetu i już (już! prawie druga w nocy) - więc dziś kończę zdjęciami smakowitymi (pierwsze to lody w gorącej skorupce, pływające w czekoladzie) :




 Ale pierwszy żywnościowy mój zakup wyglądał inaczej



 Powyżej ekskluzywna żelkownia.

Jutro część druga - może nawet wcześniej, bo po południu montuję wystawę - o której skończymy, nie wiem. I powiem Wam, że tak, Barcelona zasługuje na każdy komplement - a jeszcze na dodatek atrakcje, jakie zapewnia mi Katarzyna - aż mnie zawstydza.
Połowy tych rzeczy ja bym nie zobaczyła, gdyby nie Ona - plus TEN OBIAD. Na pewno wiecie, o czym mówię - kiedy widzicie kogoś pierwszy raz, a po pięciu minutach rozmowy czujecie się tak, jakbyście go znali od lat.
No to ja tak mam.

Do jutra!
(a, tu są jerzyki! W Polsce zwykle słychać je 3go maja)

Dobrze, że nie zapomniałam ładowarki do akumulatorków - wciąż robię zdjęcia


Poproszę o energię, by udało się z przygotowaniem wystawy.
Wicekonsul również potwierdził przybycie na otwarcie - pojutrze!

Ach - no i jeszcze coś
artykuł na Fragrantice!

4 komentarze: