Przy czym wiadomy był tylko format - cała reszta miała stać się niespodzianką.
"Mam do Ciebie, Justynko, pełne zaufanie - nie chcę ci niczego narzucać" - czy to nie wspaniałe mieć tego rodzaju Zleceniodawcę?
Aż tu nagle - przyszedł termin Barcelony. Tym samym obraz - a duży on jest, do 110 na 80 cm, trafił na bok - ale o nim nie zapomniałam. W chwilach wytchnienia, dla odpoczynku i równowagi, malowałam Żurawie.
Muzyka!
...bo od razu wiedziałam, że chcę w jakiś sposób nawiązać do przemiłych, sympatycznych postaci rodziny Beaty - jej samej, córki i męża.
Żurawie - wspaniałe ptaki, podróżnicy - zawieszone pomiędzy Europą a Afryką, łączące się w pary na całe życie. Ileż to razy z przejęciem wsłuchiwałam się w ich tęskny klangor, kiedy zbierały się do odlotu, a ja, zatopiona w jesieni, już wyczekiwałam wiosny...z ich powrotem.
A więc - wracając do obrazu - umieściłam na nim trzy postaci.
Pani Żurawiowa
Pan Żuraw
I... Żurawinka
Zauważcie, że każdy ma zróżnicowaną "twarz".
Również między nimi zachodzi relacja - Mama rozmawia z Córką
Ojciec się przysłuchuje
...ale wtapiający się w ogony ptaków we wzory - lekko nawiązujące do kwiatów.
Unikałam dosłowności, zostawiając pole dla wyobraźni
A potem, żeby zamknąć kompozycyjnie obraz i wprowadzić nasz, swojski element, w postaci listków topoli, dodałam gałązki
...które jednocześnie korespondują z dalą, wydobywając ją (poniżej zdjęcie o zmierzchu)
Zaś całość wygląda tak :
tak w zmniejszeniu
No i co... umówiłam się na odbiór...
Dusza na ramieniu - trzymałam obraz "plecami" do Beaty, kręcąc się, jak wiatrak (jeszcze lustro było z tyłu), a serce mi biło mocno.
B. szepnęła mi, że strasznie się boi - wreszcie ustawiłam Żurawie na kanapie, nad którą miały wisieć - już po zmroku, w sztucznym świetle... i wiecie, co?
Chociaż B. odetchnęła z ulgą, wyznając mi, że zdecydowała, że gdyby Jej się nie spodobało, nie powie mi tego, by mnie nie ranić - i martwiła się na próżno (Beatko kochana) - i była bardzo zadowolona, to ja czułam, że trzeba domalować coś bardziej jeszcze ciemnego, silnego na obrazie, bo we wnętrzu (tym), gdzie silnie skontrastowano biel ścian i ciemny brąz mebli, dużych i ciężkich - dobrze by zrobił mocny akcent.
Nie myliłam się! Po spotkaniu wspomniałam B. o tym - nie czułabym się dobrze, udając, że wszystko jest ok. WIĘC - rozwiązanie przyszło najlepsze, jak to tylko możliwe.
Żurawie, które są bardzo "ich", zawisną w ciszy sypialni, gdzie pasują po prostu idealnie, zaś salon... czeka na mój obraz.
Jestem bardzo szczęśliwa!
Tym bardziej, że (nie wiem, naprawdę nie wiem, jak) w czarnym malowidle zaszły postępy - i jest możliwe, że niedługo pokażę kolejny duftart - ten właśnie czarnulek do Rien Intense.
A, na koniec ostatnie zdjęcie - szczegół, domalowywany już niemal w butach, przed wyjściem do Beaty
I proszę Państwa, Szanowni Czytelnicy, przyjaciele i znajomi tu zaglądający - niech Święta staną się odpoczynkiem, odprężeniem, odrodzeniem na Wiosnę - która, tak mówią (no dobra, ja tak mówię), ma wkrótce przyjść (choć nic na to nie wskazuje).
Przecudne są! Mnie te "wzgórza" z tyłu kojarzą się z pagórkami naszych pól uprawnych, Szwajcarii Kaszubskiej powiedzmy, u progu jesieni, już po zebraniu plonów ;)
OdpowiedzUsuńA listki od topoli, przekonany byłem ;)
OdpowiedzUsuńNo jasne, że topola!
Usuń