Odbył się on w monastyrze, w dawnej, luksusowej willowej dzielnicy.
Muzyka poproszę! Z płyty, której słuchałam z nieżyjącym Tatą - i jeszcze niedawno nie mogłam znieść tych dźwięków - teraz czuję, że Tato jest ze mną, tak, jak mówił "Pamiętaj, córeczko, że zawsze będę przy tobie, kiedy będzie trzeba"...
Miejsce przeszło moje najśmielsze oczekiwania
O, jak się cieszyłam, że wzięłam do Barcelony swoją piękną sukienkę - tak, jak jest mała czarna, to moja - mała indygo. Podróżowała z Polski sprasowana pomiędzy Opium a Poison. Dotarła bez jednego zagniecenia.
Zaproszenie otrzymałam dzięki Pani Iwonie Małeckiej ze Stowarzyszenia Polsko - Katalońskiego. Pani Iwona to jedna z moich przychylających mi nieba Organizatorek.
I znowu - piękno poraża. Wzrusza. Wprawia w podniosły nastrój, roztkliwia - naprawdę nie mam słów, by opisać, co czuję, widząc coś takiego :
Przed koncertem (chór a capella wykonywał muzykę dawną) zostałam przedstawiona Ważnym Osobom - nazwisk nie wymieniam, powinnam być dyskretna.
Przyjęcie wypadło przepysznie, znowu jadłam rzeczy, których wcześniej nie smakowałam, w wydaniu bardzo wykwintnym. W sali monastyru. Po przemówieniu zaczęły się rozmowy, gwar, wbrew łacińskiemu "Silentium", napisanemu gotykiem na ścianie.
Rozmawiałam w grupie z Polakami, osiadłymi w Katalonii, a wcześniej zmieniłam oczko w moim dizajnerskim pierścionku - na wielkie i zielone (mocowane na maleńką, złotą śrubkę) - i nagle usłyszałam propozycję, by oprowadzić po wystawie ludzi z Konsulatu, z rodzinami. "Czy we wtorek o 19stej będzie miała pani czas?" "Tak, z wielką przyjemnością" odrzekłam skromnie, skłaniając gładko uczesaną głowę, z kucykiem z wplecioną wstążką od Hermesa (pachnącą Rose Pamplemousse).
Nadszedł czas na występ muzyczny.
Do koncertu przyłączyły się, pohukując, żabki z sadzawki z sadzawki z fontanną pośrodku dziedzińca, zaczęły latać małe nietoperzyki
Bajka.
Ale to nie koniec emocji - dowiedziałam się, że jutro, w wystawowym miejscu, udzielam radiowego wywiadu - dano mi całe 10 minut.
Teraz, za moment, otwieram drzwi do korytarza z wejściem do mojej (wieloosobowej) sypialni - drzwi niezwykłe
Tak, to szyba.
Na koniec dnia ślę Wam, moi drodzy Czytelnicy, serdeczne pozdrowienia.
Wiesz Ju... Życie bywa dobre. Naprawdę. Tak się cieszę, że teraz jest dobre dla Ciebie. Zasłużyłaś.
OdpowiedzUsuńI Ty tak pięknie potrafisz je docenić. :)
Dziękuję, Klaudio! Ja się po prostu strasznie cieszę!
UsuńDziękuję Ci serdecznie jeszcze raz!
Pięknie! Twoja radość udziela się i mnie, kiedy czytam Twoje pełne emocji relacje z Barcelony. Tak, życie potrafi być piękne! :) I.
OdpowiedzUsuńTo mi się właśnie bardzo podoba - że potrafię przekazać to, co czuję, przynajmniej w jakiejś części. Dziękuję!
Usuńprzepięknie - bardzo lubię takie optymistyczne notki :)
OdpowiedzUsuńA jak ja lubię je pisać!
UsuńPamiętam te wszystkie perturbacje z okresu przed wystawą i teraz czytam ze wzruszeniem i radością o tym jak się sprawy układają. Sabb ma rację masz niesamowitą zdolność doceniania rzeczy i to jest też piękne samo w sobie. Tak jakby z okresu dzieciństwa nie znikła Ci ta spontaniczna, niekrygowana dziecięca radość.
OdpowiedzUsuńOch, Polu, mój dobry duchu - byłaś świadkiem moich kryzysów i wzlotów w malowaniu, a teraz wiem, że śledzisz moje poczynania.
UsuńTak, ja też uważam, że zdolność intensywnego odbierania radości jest moją właściwością, lecz wiele lat bardzo trudnych, z beznadzieją wyglądającą zewsząd, nauczyło mnie doceniać każdy drobiazg - a tu to po prostu jest bomba szczęścia!
Nie wiem czy to wzruszenie, czy radość, że tak ścisnęło mnie w gardle.. Cieszę się i kibicuję Ci każdego dnia! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Jolu! Bardzo mi miło!
UsuńJu , nieustająco trzymam kciuki i cieszę razem z Tobą , a nawet bardziej od Ciebie ! To że się nie odzywam nie znaczy że nie śledzę bloga , niestety najczęściej mogę zajrzeć tylko z pracowego kompa , z którego nie mogę dodać komentarza , więc milczę , ale czytam , jestem na bieżąco i stale trzymam wszystko co można za powodzenie i ściskam :))))
OdpowiedzUsuńNo i zazdroszczę , bo miasto jak ze snu...
Dziękuję, Parabelko - chciałabym, żebyś, że swoim ciętym językiem i recenzencką swadą była ze mną tutaj - no i z pasją perfumową. Tu w każdej perfumerii stoi Aromatics, Knowing, ale ja jestem teraz pod wrażeniem Scherrera - Nuits Indiennes, och, ach
UsuńA szyba w drzwiach powalająca , nieprawdopodobna....
OdpowiedzUsuńI mnie dopadło wzruszenie. To ciekawe, bo to samo miejsce, nierozerwalnie kojarzy mi się i z moim nieżyjącym tatą, z nim tam byłam.
OdpowiedzUsuńWzrusza i dodaje wiary w ludzi cała postawa miejscowych, nazwijmy to, bez względu na narodowość. Jakby wszyscy byli tchnięci jednym duchem Barcelony :) Ich mentalność, kultura i podejście do sztuki - klasa! Zgadzam się z Sabb.
Jak napisałaś o żabach i nietoperzykach :) plus to miejsce - no sama rozumiesz dlaczego tak je kocham!!!! Już same okoliczności przyrody są dla mnie wystarczającym powodem do euforii, a Ty jeszcze kwitniesz tam zawodowo.
Gratuluję tego pasma pozytywnych zdarzeń. Cieszy mnie to, że ludzie doceniają Twój talent na tyle tak pięknych sposobów. :))))
Drzwi są obłędne, magiczne!!!!!
I "poka" kiecę, kocham intensywne kolory!!!
No, to rozumiesz mnie doskonale - dziękuję Ci za ten komentarz i poprzednie - tak się trochę czuję, dzięki tak pięknym wpisom, jakbyście - wszyscy moi przyjaciele i znajomi w Polsce - dodawali mi sił i otuchy, a moja radość jest tym większa.
UsuńWspaniale
Ju,
OdpowiedzUsuńpo tylu mądrych wpisach właściwie nie wiem, co powiedzieć.
Dziękuję, że dzielisz się z nami swoją radością :)
Zdjęcia cudne,
i ta pomarańcza na drzewie
tri