I zrobił to (czasem chowamy przed sobą słodycze - na prośbę drugiej osoby).
Ale dziś przyszła przyjaciółka, chcąca obejrzeć obrazek na żywo - i przechwyciłam go.
Udało mi się złapać Zleceniodawczynię, od której liczyłam na uzyskanie pozwolenia do przemalowania. Biorąc pod uwagę, że podobał się Jej "etap niebieski" - zaryzykowałam próbę, najpierw malutką, a potem - poleciałam niemal po całości Blueish Grey'em.
No i fajno. Tyle, że nijak na zachód owa pora dnia nie wygląda.
Pamiętalam też o wspomnianym przez Parabelkę zróżnicowaniu - więc postanowiłam przyciemnić dół zieleniami.
Zadowolona z siebie wysłałam mms do M. - a Ona, przepraszając za wtrącanie się - poprosiła o przerobienie zieleni na granatowo - niebieski, na koniec znowu przepraszając, sugerując mi naliczenie dodatkowej stawki za ingerowanie.
Przypomniała mi się wówczas moja najbardziej upierdliwa klientka (gdzież M. do niej!). Wieki temu dostałam zlecenie namalowania jej portretu.
Pracę wykonałam i dość niepewnie szłam na odbiór, bo...powstał problem z zezem. Jakoś przy bezpośrednim spotkaniu go nie zauważyłam, za to na zdjęciach - kłopotliwa sprawa - każde oko patrzyło w inną stronę.
W portretowaniu wybrałam opcję pośrednią - nie udając, że zeza nie ma, ale jednak go umniejszając.
Pani była z obrazu zadowolona, poza paroma szczegółami, m.in. OCZY poprosiła poprawić.
Po paru przejazdach między Zleceniodawczynią a swoim mieszkaniem (bo znowu miała uwagi i wracałam do pracowni i przemalowywania), doszłam do wniosku, że biorę obraz, farby i pędzle do niej i nie wyjdę, póki nie skończę.
"Bo pani nie wie jednej rzeczy..." - Zleceniodawczyni litościwym spojrzeniem omiotła moją sylwetkę pochyloną od paru godzin nad obrazem.
"Zaraz przyjdę" - i znikła w drzwiach do sąsiedniego pokoju.
Za chwilę wróciła ze szkatułką obitą ciemnoszmaragdowym aksamitem.
"O, tak to wygląda" - i otworzyła przede mną skrzyneczkę, w której we wgłębieniach połyskiwały jak drogocenne klejnoty ...gałki oczne. Minimalnie się różniące żyłkowaniem, kolorem - skonstatowałam po złapaniu oddechu.
W każdym razie syntetyczne oko malowałam - na obrazie - do późnej nocy, zmieniając tyle razy wersję, ile znajdowało się kulek w szkatułce.
Wyszłam ledwo żywa. Ale obraz oddałam.
Wracając do M.- jeżeli życzy sobie niebieską trawę, co mi do tego? Lepiej, że Zleceniodawca ma fantazję, niż gdyby sztywno obstawał przy powiedzmy hiperrealiźmie.
No i teraz jest tak (żółty = łososiowy) :
Jutro umówiłam się już na odbiór - przemyślnie. Bo znam siebie (no dobrze, przyznaję się - jeszcze odrobinkę podmalowałam, ale naprawdę nie ma o czym mówić - dodałam nieco przestrzeni).
Tym bardziej zależy mi na czasie, że pojutrze ma być skończona Wiosna, nad którą, przy wtórze ambientowych dźwięków, pracowałam niemal caly dzień.
Już dawno żaden obraz tak mnie pogodnie nie nastroił.
Nie chcąc psuć niespodzianki, wklejam tylko fragmenty.
Początkowo myślałam, żeby na pierwszym planie umieścić dmuchawce...ale potem wydało mi się to takie...do bani. Bo - dmuchawce to nie wiosna, tylko lato. Ale COŚ będzie.
Nie, nie kopiec kreta.
Nie jest dobrze - właśnie uświadomiłam sobie, ze niczym nie pachnę. Z powodu zaaferowania.
PS. Do snu - White Musk Body Shopu.
O nieeeee! :( Ale "Wiosny" nie popsujesz, prawda? ;)
OdpowiedzUsuńNie biorę nawet takiej możliwości pod uwagę. Mam zamiar zachować tę prostotę i za wiele nie kombinować.
UsuńA swoją drogą - wolę tę wersje Panienki - nie "jedzie" aż tak Van Goghem.
A wiesz, że mnie też kojarzyła się z Van Goghiem? :)
UsuńOczywiście. Każdemu, kto widział Van Gogha, mój - podkreślam - nieaktualny - obrazek, musiał się wydać podobny.
Usuńa mi się chyba najbardziej podobał etap z zielonymi cętkami:) a wiosnę już czuć w powietrzu i na blogu u Ciebie:):)
OdpowiedzUsuńNie był zły, aczkolwiek zleceniodawczyni sukcesywnie likwidowała zieleń i w sumie spodobał;a mi się ta dominująca niebieskość.
UsuńZ Wiosny i wiosny bardzo się cieszę - choć ta ostatnia zapewne jeszcze ustąpi żelaznemu uściskowi zimy, ale chcę wierzyć, że może nie?
Gryxu, nie płacz, będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńmnie też się poprzednia wersja (któraś z poprzednich bo straciłam rachubę ;) ) kojarzyła z van Goghiem, chociaż uznałyśmy z Ju, że Chagal lepsiejszy. Uwielbiam tę nowomalowaną wiosnę i White Musk.
a dzisiaj pachnę lelabową Różą.
klientka M, vel Dag.
Chagall był moim drugim skojarzeniem, brakowało mi tylko kozy grającej na skrzypkach, no nie mogę... :D Dobra, już nie będę płakać, przywołuję się do porządku... grunt to zadowolona zleceniodawczyni przecież :)
UsuńGryxiu, i tak wszystko jest uwiecznione. Zleceniodawczyni zadowolona bardzo - właśnie wróciłam z odbioru.
UsuńDag - nie wyczułam róży...I dziękuję za przemiłe spotkanie!
UsuńIlustracja nr 2 to klasyczna blue hour vel l'heure bleue. ;) Ale jest dobrze. Też wolę niebieskość.
OdpowiedzUsuńWiosna zapowiada się bardzo ciekawie. Ta Twoja, nie klimatyczna; póki co poproszę raczej o powrót zimy. :P
Och nie, tylko nie powrót zimy! L'Heure byłoby z innym błękitem - paryskim.
UsuńWiosna...co za terapeutyczny seans malarski.
Gryx, o kozie też się zesemesowałyśmy, ma to utalentowane zwierzę wielu fanów :)))
OdpowiedzUsuńszaroniebieskość daje trochę wyciszenia, fiolety mogłyby być za szalone.
Ju, jak zwykle było super, żal tylko że tak krótko. róży nie miałaś szansy wyczuć, bo strzelałam "perfumą" po plecach, za to szal dawał po oczach, co?
idę się napawać Sztuką
mel/dag
Szal zobaczyłam od razu - i pomyślałam sobie "Ależ bym mogła poszaleć!" (w malowaniu). Z daleka sugerował więcej czerwieni, z bliska mocarny amarant. Usiłuję sobie bezskutecznie przypomnieć resztę ubrania...nie da rady
Usuńbrązowa kurtka brezentowa a la parka z futerkowym wypełnieniem kaptura, granatowe dżinsy no i mocne rzęsy ; )
Usuńszal uwielbiam, jest jak malinowa latarnia morska : ))
Rzęsy tylko pamiętam - nie wliczyłam ich do części ubioru, założywszy, że są prawdziwe.
UsuńTak samo jak przy klientce z okiem...
Tu Rejcz.
OdpowiedzUsuńOdnośnie Panienki powtórzę za Wiedźmą - "wolę niebieskość" (nadrabiam bloga od końca, ale na moje szczęście jak widać :)) Bardzo mnie cieszy, że pocztówkowa bądź co bądź kolorowość zniknęła. To takie moje fanaberie ;). Klientka w dechę :)
Mnie się w sumie podobała barwność, ale fiolet niepokojąco zaczął mi się kojarzyć z rozbitym dziecięcym kolankiem potraktowanym gencjaną
OdpowiedzUsuńJa mam wciąż mięszane uczucia , z powodu jak poprzednio - niechęć
OdpowiedzUsuńdo dużej ilości określonego błękitu ;) co nie zmienia faktu że obrazek jest w dechę :)
Natomiast Wiosna jest po prostu cudowna - te obłoczki !!!
A czy tych oczu w szkatułce było dużo i czy one właśnie miały być na obrazie umieszczone w oczodołach klientki , a nie jej własne ? bo brzmi to ciut surrealistyczno-horrorystycznie ;P
Jedno oko miało być jej, a drugie - szkatułkowe. Szkatułka miała 9 wgłębień - 8 wypełnionych, bo oko dyżurne znajdowało się w oczodole.
UsuńJa i tak czułam się jak w surrealistycznej opowieści - choćby z powodu ilości ócz. Przecież teoretycznie powinny wystarczyć dwa - jedno wypoczęte, drugie "poimprezowe".
Wiosna - lubię
Też historia z "oczyma" poruszyła mnie nieco. Powiało niecodzienną atmosferą. :) Z drugiej strony trudno się dziwić klientce. Atrybut w postaci oka mógł jej się wydawać bardzo istotnym. ;)
OdpowiedzUsuńNie powiem, że akcenty zieleni mi nie odpowiadały w Panience M, Szczególnie w odniesieniu do krajobrazu śródziemnomorskiego. Wróciłam jednak do obrazka z uliczką i teraz myślę, że obydwa tworzą pewną całość - w temacie, w klimacie i w tonacji kolorystycznęj. Powtórzę za przedmówczynią: Jest w dechę. :)
Szczególnie trudno się dziwić jej wymaganiom, skoro zafundowała sobie 9 szwajcarskich gałeczek.
UsuńI rzeczywiście masz rację - oba te obrazki wyglądają razem bardziej spójnie, niż przy pierwszych pięćdziesięciu ośmiu wariantach.
30 year-old Data Coordiator Arthur McFall, hailing from Dolbeau-Mistassini enjoys watching movies like Colonel Redl (Oberst Redl) and LARPing. Took a trip to Historic Centre of Salvador de Bahia and drives a Ferrari 250 GT Series 1. kliknij ten
OdpowiedzUsuńradca prawny rzeszow za darmo
OdpowiedzUsuń