WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

sobota, 15 lutego 2014

Janusz Stanny...

Niełatwo mi o tym pisać...
Nie żyje mój profesor, u którego robiłam dyplom z Ilustracji Książkowej - Janusz Stanny.
Wielka osobowość.
Wybitny artysta.
Ogromna indywidualność.
Dzięki takim wykładowcom uczelnie mają rangę. Dzięki profesorom, którzy nie są znani tylko studentom, mającym z nimi zajęcia. Z dorobkiem, poszukującym, wciąż twórczym.
Stannego kochało się albo nienawidziło.
Dostać się do jego pracowni było niełatwo - robił ostrą selekcję.

Wielka, wielka strata. Jeden z ostatnich z wielkich.


Zapraszam do przeczytania wywiadu z tym wybitnym człowiekiem.

W latach 60. Jan Marcin Szancer, profesor ASP, u którego byłem asystentem, został kierownikiem artystycznym Biura Wydawniczego "Ruch", które oprócz sieci kiosków, kolportowania prasy prowadziło działalność wydawniczą. Powstała utopijna idea, by przez kioski Ruchu docierać do ludzi z dobrą grafiką, by książki przygotowywały dzieci do przyjęcia sztuki nowoczesnej. Ilustrowali m.in.: Tomaszewski, Zamecznik, Strumiłło, Młodożeniec, Wilkoń. Co czwartek mieliśmy kolegia redakcyjne, ocenialiśmy sześć-siedem książek. I to nie były tylko takie maleńkie książeczki jak z serii "Z wiewiórką".

Dziś sobie nie wyobrażam takiej pracy ani żeby ktoś wydawał tyle książek, i to w takich nakładach! Bardzo mnie więc pani ucieszyła tym, że pamiętała te książki sprzed lat. Na szczęście teraz zauważam pewną modę na książkę dziecięcą z lat 60., 70. Może sięgają po nie babcie i mamusie?


Nikt się nie wstydził, że robi dla dzieci?

- To w ogóle nie wchodziło w rachubę! Powiem więcej, nikt się nie wstydził, że robił plakaty pierwszomajowe. Pamiętam trzy-cztery takie plakaty Tomaszewskiego. Pierwszy z nich powstał jeszcze w Łodzi, następne już tu, w Warszawie. Znakomite. Szalenie oszczędne i wcale niezwiązane z ideologią, akcentujące święto, radość. Ważne było, żeby to, co się robi, było po prostu dobre. Poza tym książka w PRL nie była uwiązana ekonomicznie, wydawnictwa dostawały pieniądze, książki miały ogromne nakłady. Robiono je lepiej, gorzej, ale robiono i nie decydował o tym żaden dyrektor od sprzedaży.

Ile książek pan zilustrował?

- Około dwustu. A ile okładek zrobiłem, nie wiem. Nie zapisywałem. Nie myślałem historycznie.

Skąd się wzięły te dwie pana książki - "O malarzu rudym jak cegła" i "Baśń o królu Dardanelu"?

- Z ilustracji, które miałem w głowie, zanim powstał tekst. Dlaczego o malarzu, to zrozumiałe. Ale o królu?

Zdaje się, że dzierży pan berło w królestwie ilustracji.

- Dardanel nie jest zbyt królewski, zamiast korony nosi beret i woli jeździć na rowerze niż karetą (śmiech). Była jeszcze jedna moja autorska książka - "Koń i kot". Pani nie może jej pamiętać, nie miała dotąd reprintu. "Nie wiadomo nawet skąd/ między wiersze wkradł się błąd/ taki mały figiel ot/ tam, gdzie koń ktoś wpisał kot" - żart cały opierał się na tej zamianie. Kot był podkuty, koń spał w komorze, dopiero kowal Rot, Szkot, naprawił cały błąd. Zrobienia nowych ilustracji do tych tekstów to już bym się nie podjął.

Ktoś tego chce?

- Nie, sam chciałem się z tym zmierzyć. Ale wcale to nie jest proste. To już tak jest zszyte ze sobą, z czasem, kiedy to malowałem, ze mną, że trudno się od tego oderwać. A "Koń i kot" będzie wznowiony w krakowskim Znaku.

Ma pan ulubioną książkę?

- Jestem zaspokojony w tym, co zilustrowałem. Jakbym miał wyliczać, śmiało mogę powiedzieć "wszystko", bo przecież jest wśród tych książek Biblia, "Pan Tadeusz", "Don Kichot"... Nie ma Joyce'a, bo go nie chciałem. On nie potrzebuje ilustracji. Cenię sobie "Pana Tadeusza", może kilka jeszcze książek.

Z którym z autorów współpraca układała się dobrze?

- Z tym, co napisał "O malarzu..." i "Baśń o królu Dardanelu" (śmiech). Całkowity brak wtrącania się autora do ilustracji! Wszystko mu się spodobało! Z innymi też nie miałem konfliktów. Raz tylko, gdy zrobiłem niebieskiego krasnoludka, autor to zobaczył i mówi, że przecież krasnoludki są czerwone. - A ja widziałem niebieskiego! - odpowiedziałem. I na tym się skończyło.

Co pan myśli o młodych, o tym, co oni robią?

- Bodaj w 1963 roku Szancer urządził obszerną wystawę swoim studentom w Związku Artystów Plastyków. Przyszła Olga Siemaszkowa, obejrzała i mówi: "Oj Marcin, Marcin, co ty wychowujesz spychaczy". Wśród tych spychaczy byłem między innymi ja i jeszcze młodsi ode mnie. Nazwa została... Zawsze są jacyś młodzi, co są spychaczami, i jacyś starsi, co uważają, że są spychani. Wydaje mi się, że dziś młodzi boją się dydaktyki i czegoś, co jest ładne. Oni chyba sądzą, że mają do czynienia z szalenie wykształconym plastycznie dzieckiem. A takich dzieci jest bardzo mało. Najważniejsze to starać się mówić do dziecka jako tako zrozumiałym językiem. Ale ci młodzi sami się w tym zorientują.

Sporo pan uczył.

Ponad 20 lat. Nawet mnie zaskoczyło, że to polubiłem. Miło widzieć, jak się kształtuje osobowość.

Trochę mnie ostatnio denerwowało, że studenci szalenie mało czytają. Jakby im to było niepotrzebne. A przecież jak się ilustruje, trzeba się naczytać, nie mówię dzieła, które się ilustruje, ale i o człowieku, który je napisał też się przydaje coś wiedzieć. Nie ma tej ciekawości w młodych. Byłbym jednak nietaktowny, mówiąc, że to dotyczy wszystkich. Znam i takich młodych, co czytają i są ciekawi, z którymi można rozmawiać jak kiedyś.

Ja studiowałem w latach 1952-56. I wie pani co, pamiętam jakby cały czas było słońce. Bo to były moje studia! Akademia, plenery... Nie pamiętam deszczu nie dlatego, że był piękny ustrój, tylko dlatego, że ja byłem piękny. I dziewczyny były piękne. I dziś żałuję, że nie widzę, jak jakaś piękna panna idzie ulicą w pepegach malowanych na biało pastą do zębów.
 
 
 Cześć Jego pamięci.

4 komentarze:

  1. Odchodzą Wielcy.... Nie miałam pojęcia , że Szancer był kierownikiem artystycznym Ruchu .

    OdpowiedzUsuń
  2. "robił ostrą selekcję", zatem ja swoje wiem. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skłamałabym, gdybym powiedziała, ze było nam razem po drodze - ale jednak do pracowni mnie przyjął i to dwukrotnie - za pierwszym razem i po wznowieniu studiów

    OdpowiedzUsuń