WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

niedziela, 16 lutego 2014

Obrazek z krzyżem

Na drzwiach wejściowych naszego budynku od paru dni wisiała karteczka z ogłoszeniem, że ksiądz będzie chodził po kolędzie. I data.
Ale ja oczywiście o tym zapomniałam, jak o wszystkich zresztą ogłoszeniach na takich karteczkach, włącznie z odczytywaczami liczników, którzy wywlekają mnie z wanny itp.

Tym razem leżałam sobie z Guciem, oglądając Pingwiny z Madagaskaru, aż tu nagle rozległ się stawiający nas na nogi dźwięk domofonu oraz jeszcze głośniejsze ujadanie Pepy.
"Kolęda!" - co zabrzmiało dla mnie co najmniej niestosownie - wszak jedną nogą już znajdujemy się w wiośnie. Przeniosłam się tam podczas malowania ostatniego obrazu i tak mi zostało.

W popłochu rozejrzałam się naokoło, ale nie wiedząc, w co ręce wsadzić, stałam bez ruchu - a przy mnie Pepa, na sztywnych łapach, wściekle szczekając.

Po chwili - pukanie do drzwi. Otworzyłam - ukazał się odziany w typowy strój brodacz z dobrodusznym uśmiechem i tradycyjnym "Szczęść Boże", na które Gucio odpowiedział "Dzień dobry".
Moi Rodzice, nie wpuszczając nikogo, kogo bezwzględnie nie musieli, nie uświadomili mi, że do "kolędy" dobrze się przygotować.

Byłam więc nieco zaskoczona, kiedy duchowny rozejrzał się "Czy jest w tym mieszkaniu jakiś krzyż?". Niedobrze. Figurki i obrazki - owszem, ale krzyż?
Ku mojemu zdumieniu usłyszałam "A! Już widzę!".
Zanim zdążyłam zareagować przeczeniem, zobaczyłam, że ksiądz wskazuje...mój obraz! (zresztą jedyny, którego nie zamierzam się pozbyć - ulubione Wojtka "Oczy w Drzewach")



Widzą Państwo?
Niemal pośrodku, troszeczkę w lewo. Zresztą te grube - zbyt grube - poziome gałęzie, nie za bardzo mi pasowały do kompozycji, a nie widzieć, czemu, je zostawiłam (podczas malowania).

Ledwie się powstrzymałam od wpatrywania się w obraz, kiedy brodacz zapytał, czy mogłabym zmontować jakiś ołtarzyk. Zgromadziłam więc na stole parę drobiazgów - różaniec, który Wojtek w charakterze totemu nosi na castingi, bardzo starą ceramiczną Matkę Boską bez rąk i glinianego aniołka, ulepionego przez Gutka w przedszkolu (uznałam, że aniołek, jaki by nie był, może poza Amorkiem, ma w sobie jakąś dawkę boskości).
Podczas modlitwy i błogosławieństwa dla nas i mieszkania, Pepa się nareszcie uspokoiła, przestała podszczypywać sutannę księdza i mierząc go nieufnym i nieprzyjaznym wzrokiem, zajęła miejsce na tapczanie.
"To chyba Jack Russel?" - uprzejmie zauważył duchowny.
"Ach nie, kundelek" zaprzeczyłam i zaproponowałam herbatę.
"Tylko sobie posiedzę i porozmawiam" te słowa wzbudziły u mnie pewien respekt.

Gustaw dostał święty obrazek, bardzo sympatyczny, a kiedy zobaczył, że na odwrocie jest malutki rysuneczek wykonany księżą ręką, ożywił się i pobiegł do drugiego pokoju, aż Mu pięty migały.
"Zobacz, co mam!" wykrzyknął ("niech ksiądz zobaczy" poprawiłam)
...i położył przed brodaczem piórnik.
Wyciągnął ołówek, chcąc narysować coś na obrazku, ale zastygł "Może ksiądz wypróbuje ołóweczek? a może magiczny długopis?"
"Magiczny? czemu magiczny?"
"Bo można go wytrzeć gumką"
"Ale ja ładnie rysuję, nie potrzeba".
Gucio wyglądał na zawiedzionego, ale niestrudzenie prezentował wyposażenie piórnika, wlącznie z każdym flamastrem osobno.

"Powiedz mi, synku, masz może jakieś uwagi co do naszej parafii?" (pytanie było zadane chyba dla zmiany tematu)
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby podpowiedzieć Gutkowi : "...może msze za długie..." a spotkawszy nieprzychylne spojrzenie księdza, natychmiast dokończyłam "...a może za krótkie...?" - nie wiem, czy mi się tylko wydawało, że duchowny wzniósł oczy do nieba.
"A pani? Jakieś uwagi? Podpowiedzi?"
No przecież nie powiem, że trudno o bardziej ponury budynek niż nasz kościół, konsekwentnie na zewnątrz i w środku. Zresztą jakie to ma znaczenie? Nic się nie poradzi.

Ksiądz złożył nam życzenia zdrowia i szczęścia, po czym zwrócił się do Pepy, bacznie nastawiającej swoje nietoperzowe uszy "A tobie, piesku, życzę...dużo psiej siły".

Raz jeszcze otrzymaliśmy błogosławieństwo i zostaliśmy sami.

Nie minęło wiele czasu - znowu pukanie i pełne furii szczekanie Pepy.
"Zapomniałem kurtki..." powiedział ksiądz przepraszająco, a kiedy się ubierał, Gucio oznajmił "Fajny z ciebie ludź", na co brodacz pokazał Mu charakterystyczny gest "lajka".

Na zakończenie wklejam zdjęcie obrazu, nie będącego na zamówienie, który sprzedałam dzień po namalowaniu (rekord). CHYBA krzyża na nim nie ma?


Jednego w każdym razie jestem pewna - ten pająk to nie krzyżak.

17 komentarzy:

  1. Zazdroszczę "ludziowego" księdza - ja z kościołem jestem od dawna na bakier, nie czuję potrzeby zmiany - a z dzieciństwa pamiętam, że "kolęda" to był sposób na wyciąganie kasy od parafian...Teraz na szczęście nikt nam się nie pakuje do mieszkania - przed wizytą księdza uprzejmi młodzi ludzie chodzą i pytają, czy przyjmujemy księdza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten ksiądz był nowy - poprzedniego ratowałam, bo przytrzasnął sobie sutannę drzwiami tylnymi bez domofonu i szamotał się, cicho wołając o pomoc - a potem przez dwa lata się nie pokazywał.
    Jesteś pewna, że ci uprzejmi młodzi ludzie są z drużyny księdza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia - pytają, czy przyjmujemy księdza, i ksiądz nie przychodzi - więc działa:P

      Usuń
  3. No nie wiem... jak tak patrzę na te nóżki to widzę krzyż i to niejeden ;P Saga

    OdpowiedzUsuń
  4. Co jak co, ale wyobraźni księdzu nie brakuje (choć teraz nie będę umiał spojrzeć na ten obraz inaczej, niż przez pryzmat krzyża) ;) U nas kolędują młodzi księża, bardzo lubię te wizyty - pełen luz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zabrzmiało jakby wędrująca domówka się rozprzestrzeniała.
      Mnie krzyż na tym obrazie wcale nie przeszkadza - taki sonie jest, nienachalny, i jakby prawosławny?

      Usuń
    2. Mnie też nie przeszkadza, bynajmniej. A duszpasterskie nawiedzanie rodzin, jak się chyba fachowo zwie tzw. kolędę, mamy już dawno za sobą ;)

      Usuń
  5. Kiedyś słyszałam rozmowę księdza z nauczycielką (prywatną). Obydwoje wymienili najbardziej nielubiane momenty w swojej pracy. Ona - zebrania z rodzicami. On - "chodzenie po kolędzie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę.
      Bo w zebraniach to chyba raczej rodzice czegoś chcą?
      U księdza - chyba on?
      A jednak widzę tu wspólny mianownik.

      Usuń
  6. Podziwiam wyobraźnie księdza - krzyża nijak nie zobaczyłam !
    To nie tylko nie krzyżak , ale i w ogóle nie pająk - to kosarz , też pajęczak , ale nie pająk . Śliczny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie pewien niepokój, prawdopodobnie z czasów, kiedy byłam w klasie biologiczno - chemicznej, nagle znalazł uzasadnienie.
      Dobrze, że chociaż pajęczak. Ale jak nie pająk, to kto? Kosarz, tak?

      Usuń
    2. Kosarz , tak . One potrafią gubić nogę jak ktoś je za nią złapie , dość często widuje się kosarza na 7 albo i 6 łapach .

      Usuń
  7. No to się przyznam. Kilka dni temu zobaczyłam miniaturkę pierwszej fotografii na liście linków mojego bloga i pomyślałam,: a co to z krzyż wśród drzew?
    Wyobraź więc sobie moje zdziwienie po przeczytaniu reszty wpisu. ;) Teraz nurtuje mnie inne pytanie: czy mam, jak sugeruje część Komentujących, wyobraźnię - czy może obsesję, skoro zauważyłam dokładnie to samo co ksiądz (jakby nie patrzeć zawodowiec w temacie)? :P

    No ale na pewno luzak z niego - przynajmniej do pewnego stopnia; macie szczęście. :)

    Pająk CUDOWNY.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co JA, autorka, mam powiedzieć, skoro na żadnym etapie - ani pracy, ani patrzenia na obraz, nie zauważyłam krzyża - za to kiedy ksiądz zobaczył - i mnie aż zatkało. Że taka ślepa byłam.

      Usuń