Ile razy trzeba dostać w łeb, żeby mieć dość?
Znam statystyki u myszy. Czy mysz ma depresję, czy nie, podobno poznaje się po tym, czy zwierzątko chwycone za ogon próbuje zmienić położenie, machając łapkami i wierzgając.
Po dokładnie sześciu sesjach, kiedy się mysz dręczy - ta już się nie buntuje, wisi bezwładnie.
Człowiek z pewnością jest wytrzymalszy. Dużo wytrzymalszy.
Ale ja czuję, że mam, kurwa, dość.
Tak się złożyło, że od rodziców wyprowadziłam się, wbrew ich woli, jeszcze na studiach. Niehonorowo byłoby liczyć na ich pomoc, dlatego zaczęłam współpracę z agencją reklamową - próbując ciągnąć studia i regularnie płacić na wynajem mieszkania - prawie równowartość dzisiejszej pensji. Studia przerwałam - pracy oczywiście nie.
Nie wyrobiłam więc sobie tzw. znajomości, pochłonięta pogonią, czasem upokarzającą, za pieniędzmi.
Potem udało mi się dokończyć dyplom, ale nic z tego nie wynikło długofalowo.
Do malowania wróciłam w 2003 roku - nie mając w zasadzie nic. Poza przekonaniem, że tego właśnie chcę. I nieudanymi latami małżeństwa (pierwszego).
Na początku powstał cykl Zwierząt, potem zainteresowałam się perfumami i tam własnie, na forum, pokazałam pierwszą Panienkę, która natychmiast została zakupiona (i następna, i następna), tam dostałam podpowiedź i zachętę, żeby prowadzić blog.
Wreszcie powstał Duftart, połączenie dwóch pasji. Odkrycie.
Coś bardzo "mojego", na dodatek, rozumiecie, wymyśliłam duftart jako pierwsza, pomysł jest klarowny, interesujący dla widza i wszechstronny. Im dłużej się mu przyglądałam, tym bardziej mnie fascynował.
Wówczas rozpropagowanie go - poprzez wystawę - stało się moją idee fix.
"I co, i co?" - zapytacie
I kurwa, nic!
Owszem, spotyka się z zainteresowaniem (niekłamanym), ale "terminy już zaklepane - ew. za dwa lata...". Chodzę tu, chodzę tam, i po niezwykle wprost uprzejmej, inteligentnej konwersacji dostaję obietnicę, którą wszyscy uwielbiają - "odezwiemy się do pani".
Pierdolcie się!
Za DWA lata, kurwa, to ten pomysł zostanie podchwycony przez kogoś innego - już napisały do mnie dwie osoby, żeby się pochwalić, że "przypadkiem" po mojej wystawie w Mon Credo zaczęły malować zapachy (inna rzecz, że wychodzi im to chujowo).
Postanowiłam, nie czekając na nikogo, wziąć sprawy w swoje ręce - zainteresowałam wystawą ludzi w Niemczech (znowu odległy termin i wysokie koszta), w jeszcze jednym miejscu czekam na decyzję (ciiii...), i wreszcie wystartowałam w konkursie o wysoką stawkę.
Aż tu nagle dziś spotykam kolegę z dawnych lat, teraz super szychę. Rozmawiamy miło, ba! serdecznie, przedstawiam mu Duftart i plan z konkursem
"Świetny pomysł - bardzo mi się podoba, powiedziałbym, taki egzotyczny. Rzeczywiście, jesteś pierwsza, niesamowite. Gdyby to ktoś robił, słyszałbym o tym".
Zacieram ręce z satysfakcją, znajomy się uśmiecha. I co słyszę :
"Papiery możesz złożyć, ale dotacji ci nie przyznają"
"???"
"Ja już wiem, komu przyznają. To wiadomo przed rozstrzygnięciem. Ja już wiem, oni jeszcze nie."
No kurwa!
Podałam rękę, poszłam sobie - i tak szłam piechotą przez całe miasto, myśląc sobie, czego ja właściwie chcę? Gardząc systemem, w którym patrzy się na nazwisko, a nie na obraz - walczę o znane nazwisko. Swoje. Żeby zaistniało.
Chodzę do galerii, w których wiszą rzeczy, z mojego punktu widzenia nie warte funta kłaków, i chcę tam mieć wystawę.
"Nowocześni" zarzucają mi trzymanie się realizmu, "tradycjonaliści" - jego brak.
Ile ja, kurwa, tracę czasu na staranie się o tzw. karierę, na nadstawianie dupy do kopniaka. Ile czasu potem muszę się jeszcze otrząsać z syfu, żeby z otwartą głową siąść do malowania.
Ile mam powtarzać, że na mnie można zarobić?
A ludzie? Tzw. zwykli ludzie? Ludzi mnie kupują, chcą patrzeć na moje obrazy.
Ja mogłabym malować i malować w swojej małej pracowni przy parku, przepadam za tym. Każde zlecenie mnie cieszy - jeszcze jak! Pisanie na blogu, dzięki któremu o malowaniu wie więcej osób niż Wojtek, Mama i Gucio.
Mój kameralny wymiar...
...to mi się, kurwa, Duftartu zachciało...
Jak mawiał dowcipnie mój eks "Takie jest se la vie", walka z nim jest śmieszna.
I dlatego aktualnie mam ochotę odwrócić się posiniaczoną dupą do pierdolonych układów, znajomości, pieprzonych kuratorów, lizodupów i...robić swoje.
Mam, kurwa, mało elastyczny kręgosłup.
A jak zagranica bądź co innego, bez robienia łachy, wypali, to z przyjemnością zrobię pachnącą wystawę.
Może już nie będę pierwsza z duftartem i ktoś inny to rozpropaguje.
I chuj z nim.
SZOK !!! :-(
OdpowiedzUsuńNaprawdę jestem miłą osobą, bardzo się staram o dyplomatyczne wyrażanie swoich opinii, ale tu mi się ulało. Jeżeli któremuś z Szanownych Czytelników przykro się to czyta i straciłam w Jego oczach - to trudno, przepraszam. Ale już cicho siedzieć nie mogłam.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno: rób swoje. Łatwiej jest żyć będąc niedocenianym, niż będąc niewiernym własnej pasji. Rób swoje. Nie przestawaj.
UsuńDziękuję, Sabb, i strasznie mi przykro, że Ty straciłaś wiarę. Masz rację, że wierność sobie jest najważniejsza. I tak, mam siłę robić swoje. Na to mi siły nie zabraknie. Nikt niczego za mnie nie zrobi, co najwyżej pochwali już PO, kiedy mi się uda. Całe szczęście, że mam zlecenia, naprawdę ciekawe. W które wkładam cały swój talent i serce.
UsuńJu a ja wierzę, że właśnie wszyscy zakochani w Twojej twórczości na zasadzie marketingu szeptanego sami rozpropagują Twoje nazwisko i wtedy tym wszystkim "nazwiskom" pokażesz dupę z czystą satysfakcją.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Kasiu. Dupy im nie pokażę - ona jest zarezerwowana na domowe potrzeby :)
UsuńOby się stało, jak mówisz. Amen.
Justynko! Nie udało się ale nie z Twojej winy. Wszyscy co znają Ciebie, Twoje prace i tak wiedzą, że jesteś najlepsza! Głowa do góry. Nie Niemcy to Francja, Włochy! Jesteś najlepsza!
OdpowiedzUsuńJa nie uważam, że jestem najlepsza - takie wartościowanie nie ma sensu. Jest wielu "najlepszych", ale duftart tylko jeden.
UsuńNa razie.
Tak czy inaczej zamierzam wystartować w tym konkursie...została jeszcze prezentacja do dołączenia. Co mi szkodzi, właściwie? Włożyłam wiele pracy i starań. Przynajmniej, nie nastawiając się na nic, uniknę rozczarowania.
Trzymaj się i rób swoje :* PS. Ja klnę jak szewc, gdy się zdenerwuję ;)
OdpowiedzUsuńCzasami dobrze rzucić siarczystą wiąchą!
UsuńTu Rejcz.
OdpowiedzUsuńJa Cię rozumiem Justyno. Mogłoby się wydawać, że nie, bo niby czemuż, ale jednak taka frustracja dopada wielu ludzi, różnią się tylko dziedziny, ale cały schemat pasuje. Wiem na czym Ci zależy, jednak gdybym wiedziała jak to zrobić, nie musiałabyś pisać tego posta, wierz mi. Dałabym Ci radę za wczasu - a tak, tu i teraz, nie próbuję Cię pocieszać nawet. Sabb ma rację.
A gdyby tak szaleńczo zmienić metody? Tylko pytanie czy obecne na rynku kontrowersyjnae metody promowania się są adekwatne do twego celu. Bo to jest właśnie niejasne tutaj, konkretnie czego oczekujesz? Czy być znaną "w kręgach" np. zapachowych, czy w ogóle, czy wszędzie? Chyba najważniejszy jest cel? W jakim ze światków chcesz zaistnieć, na jakim Ci najbardziej zalezy? Poprzez jakie medium? Bo znając cel - łatwiej może będzie dobrać metodę? Wiem, pięknie się to wszystko teoretyzuje :(.
Ściskam Cię.
Masz rację, że trzeba się dobrze zastanowić, co to znaczy "mieć nazwisko". Ja chcę mieć wystawę, w normalnej galerii, bo wiem, że to byłoby dla widzów atrakcyjne, znam swoją wartość. atrakcyjne nie tylko dla widza zainteresowanego perfumami czy zapachami, ale dla zwykłej osoby. Połączenie tych dwóch zmysłów.
UsuńOczywiście, że chciałabym być znana wszystkim i wszędzie :) ale to oczywiście niemożliwe i na dodatek mogłabym zwariować :)
Wydaje mi się, że trzeba założyć sobie, co chce się zrobić, mając na uwadze cel, ale niemożliwe jest szczegółowe określenie, co działanie owo da.
Na razie medium, które mi sprzyja, to zdecydowanie internet. Szkoda, że zapachowo neutralny
Hej ja tez myślę ze niezależnie od dziedziny są chwile gdy nawet mocno zdeterminowane osoby maja uczucie ze walą głową w mur. Ja jestem naukowcem i tez często doswiadczam. tego uczucia. Właściwie jedyny sposób aby nie zwariować sprowadził się do tego ze wyznaczam sobie bardzo drobne i realne kroczki, które jako plan długofalowy zbliżają mnie do tego upragnionego CELU. Dziś już jestem bardzo blisko upragnionego CELU i nawet rysuje się horyzont za nim jednak stało się to kosztem zdrowia, no i muszę również przyznać sama przed sobą, że kosztem szczęścia osobistego. Trzymaj sie Ju-Twój tylej będzie twardy jak skała
UsuńAncyamonko, jakie to przykre, co piszesz o kosztach...
UsuńTwardy tyłek zawsze się przyda, a co do CELU...zastanawiam się - tak tylko hipotetycznie, co by było, gdybym zupełnie odpuściła sobie ów CEL. Tzn. owszem, robiła swoje, malowała duftarty, zbierała pieniądze na wystawę - ale na luzie i z dystansem. Zdrowie już mi szwankuje, natomiast życia osobistego, mojego skarbu, nie poświęcę.
Ja się na malarstwie nie znam, nie wiem kto jest guru, ale dla mnie zawsze Twoje prace będą wyjątkowe.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję - właśnie o to chodzi, żeby oceniać prace...tylko na ich podstawie. Dowiedziałam się, że są malarze (jeden, którego znam, utytułowany, a swoją drogą świetny, z Włoch), którzy w ramach protestu przeciw sytuacji, kiedy liczy się "kto", a nie "jak", przestali podpisywać swoje obrazy.
UsuńZnów Rejcz. :)
OdpowiedzUsuńSłusznie. Bo mimo, że żyjemy w swiecie wąskich specjalizacji, na początku należy dać się poznać z każdej strony.
Internet. Nieodzowny, a jednak. Moi znajomi, rodzina, zwykli klienci, gdy szukają obrazów, szukają w necie, szukają pod "akwarele" akurat. Kupują. Ale czy potencjalne trampoliny kariery też łowią w Internecie? Pewnie tak. Nikt dziś nie ignoruje tego medium. Tylko w Internecie jest każdy. Naprawde, widać teraz jaskrawo, jak trudna to droga, się dać wyróżnić zauważyć tym właściwym ludziom.
Trzymam, bo cóż mogę?
Ano właśnie - skoro każdy jest wyjątkowy, to nikt nie jest wyjątkowy...
UsuńZawsze wydawało mi się, że argument pt. pieniądze przekonuje najdobitniej. Że skoro "się sprzedaję" - będzie na to reakcja. Teraz zadaję sobie pytanie : co straci dana galeria, robiąc wystawę mnie, a nie komuś "z nazwiskiem"? Czy w ogóle warto to rozważać? Na razie mam zamiar zadbać nie o swoją karierę (hehe), tylko o siebie.
Żyjemy w strasznych czasach, gdy wszystko prawie zależy od bycia w odpowiednim miejscu, z odpowiednimi ludźmi. Zobacz, ile miernot ( nie malarskich) się promuje, a ile fajnych ludzi siedzi cicho i nikt o nich nie wie. ..trzymam kciuki za ciebie, Justyna, twój talent się broni a pomysł jest świetny!
OdpowiedzUsuń"Talent się broni" - jakie to smutne, w gruncie rzeczy. Broni się - przed czym? (wiem, wiem, można to rozumieć inaczej, tak mnie naszło).
UsuńMiernoty "się promują" bo mają kasę i wejścia. To oczywiste w tym naszym polskim "c'est la vie" obecnym. Niestety.
UsuńZ innej strony zaś powiem, że Justyna promuje się jak może i jest w tym skuteczna. Nie znam jej losów, ale z doniesień ogólnych wnioskuję, że od chwili podjęcia decyzji o Malarstwie, jako chlebie powszednim, nie jest coraz gorzej, a wprost przeciwnie. Kropla drąży skałę, ktoś powiedział.:)
No, tak nieśmiało nadmieniłam, że na brak zleceń nie narzekam...i blog był doskonałą decyzją, strona - ale wiele, wiele można (i powinnam) zrobić.
UsuńA za tą kroplą...zależy, jaka skała (czy nie?)
A pamiętasz naszą rozmowę jesienią 2007 na spacerze w Łazienkach? I jak to się potem potoczyło? Justyna, z czasem się ułoży, są takie dni, że rzeczywiście wszystkie drzwi wydają się zamknięte, ale przecież od momentu, kiedy się poznałyśmy tyle fajnych rzeczy wydarzyło się u Ciebie i malarsko i prywatnie. I tyle masz ciekawych pomysłów. Czekamy na kolejne :) Ania B.
OdpowiedzUsuńTak, Aniu, pamiętam, i będę sobie przypominać.
UsuńRzeczywiście, dobrze się dzieje. Na brak pomysłów nie narzekałam nigdy - i oby tak zostało. Dziękuję, bardzo dziękuję - i za rozmowę wtedy, i za teraz.
A skąd wiesz, czy ten twój znajomy tak mówi, żebyś Ty nie złożyła wniosku o dotację, bo będziesz dla niego konkurencją, żeby Cię po prostu zniechęcić i zawczasu wyeliminować. Ludzie, szczególnie Ci bez talentu, zazdrośni o czyjś potrafią uciec się to takich środków, bo nic innego im nie pozostaje.
UsuńTo mi nie przyszło do głowy...swego czasu sam zasiadał w komisjach (ale czy teraz, nie wiem) - w każdym razie papiery składam, co już zresztą wcześniej napisałam
UsuńJu , nie dawaj się i maluj . Podobnie jak Ty w tej chwili , czują się wszyscy , którzy uczciwie pracując chcieliby do czegoś dojść ,a nie mają pleców - więc blade cztery litery , a karierę robią ustosunkowane zera . Być może dla normalnych istnieje tylko drugi obieg - internet i wiedza szeptana od człowieka do człowieka . Jesteś silna i wiesz co chcesz robić - to 4/5 sukcesu . Trzymam za Ciebie kciuki i ściskam - przyjdą jeszcze dobre dni , zobaczysz :*
OdpowiedzUsuńPs.Mnie sobaczenie nie przeszkadza - sama czasem klnę jak szewc :P
Zgadza się, Parabelko, tylko mnie od "wszystkich" odróżnia jednak oddech konkurencji na plecach.
UsuńNie mam wątpliwości, że to, czy Duftart będzie mój, czy nie, to tylko kwestia czasu.
4/5 sukcesu, mówisz? Ale bez tej 1/5 to wiesz...
Trzeba być znanym, żeby stać się znanym - kurrr..., jak ja kocham podwójne standardy! :/
OdpowiedzUsuńMogę powiedzieć tylko to, co stwierdzili już inni przede mną: Justyno, masz talent, masz FENOMENALNY pomysł na swoją sztukę, masz powodzenie (co prawda w określonych kręgach ale zawsze; poza tym nigdy nic nie wiadomo..), masz siłę, żeby się nie poddawać. Załamania zdarzają się każdemu ale ważniejsze jest, aby się z nich podnosić. Zresztą to straszliwy banał.
Więc cóż? Maluj, startuj po dotacje - takie lub inne, nie ustawaj w zabiegach o wystawę za granicą, no i... pytaj znajomych o ich znajomych. :D Może warto pokręcić się trochę po opłotkach "układu", żeby osiągnąć cel? Moralnie dwuznaczne ale przecież chodzi Ci o rozpoznawalność a tej w Polsce samą ciężką pracą nie osiągniesz, liczy się wazeliniarstwo wobec osób "wpływowych" (lub raczej: uważających się za wpływowe), kreowanie samej/samego siebie na gwiazdę nawet, jeżeli nie ma się po temu racjonalnych podstaw oraz kaska - patrz na ostatnie afery w polskiej "blogosferze".
No ale jeżeli chcesz być w porządku wobec siebie, swoich bliskich i świata, nie wyrzekaj się własnej pasji ani nie pozwól, by rozmyła się w staraniach o rozpoznawalność (jak to się zbyt często dzieje). Bo, wbrew pozorom, to ona ma największe znaczenie, w nieustającej pasji biorą początek prawdziwe kreatywność oraz talent! :) Zatem JUŻ jesteś na dobrej drodze. :)
Polać Wiedźmie!
UsuńWiedźmo, oczywiście, masz rację - gdyby nie Duftart, już bym sobie dała spokój z Polską. Przynajmniej do czasu, kiedy będę po wystawie zagranicznej.
UsuńNastąpiło coś w rodzaju uświadomienia sobie wartości, może przewartościowania? Paradoksalnie, poczułam się lepiej.
Ostatnie zdanie z pewnością zapamiętam - daje do myślenia.
Wolandzie - nie mam nic przeciwko.
Kiedy opowiadałam dziś o Tobie mężowi, powiedział - "taka wystawa to kupa kasy". Nie przyszło mi to do głowy (nie mam pojęcia o tego typu rzeczach) - jak wygląda zorganizowanie wystawy? Czy faktycznie musisz zapłacić galerii, żeby wystawiła Twoje prace?? A jeśli tak - jakiego to rzędu kwoty?
OdpowiedzUsuńBardzo różnie, to zależy od galerii. Podejrzewam, że również od tego, kogo mają wystawiać.
UsuńAle nawet wtedy, kiedy oferują wystawę za darmo, wiąże się ona z kosztami - raz : przygotowania obrazów na wystawę, wydrukowania przynajmniej folderu i zazwyczaj niebagatelnej kwoty, jaką trzeba wyłożyć na oprawę.
Za granicą wystawa najczęściej wiąże się ze słoną opłatą za wynajem lokalu, że nie wspomnę o przesyłce i kosztach podróży.
Witaj,
OdpowiedzUsuńrób swoje i bądź wytrwała. Z dotacjami jest różnie , pewnie tak jak to opisałaś też. Ten świat nie jest przyjazny. Ale wiedz ,że to co robisz jest warte rozwijania , osobiście wierze że da się to rozpropagować. Moja propozycja wysłana na maila nadal aktualna , rozważałaś ?
..."pewnie tak, jak to opisałaś, też" - przypuszczasz, że Pan Szycha ściemniał, żeby mi zaimponować? Dziękuję za wiarę w moją robotę - propozycję dostałam i przepraszam, że nie odpowiadam na razie - po prostu na razie muszę się skupić na zleceniach. Muszę i chcę. Daj mi, proszę, trochę czasu. Odpowiem na pewno.
Usuńok, poczekam cierpliwie .
UsuńAle co do tego co Pan Szycha powiedział to mysle że to nie była sciema, chociaż wolabym się łudzić że jest inaczej
A wystartować gdzie indziej, po inną dotację?
OdpowiedzUsuńTulam Cię Justynko.
tri
Ależ oczywiście. Czasem warunkiem ubiegania się o jedną jest rezygnacja ze starań o drugą - nawet przy odmowie. Absurd.
UsuńNa razie jednak nie mam ochoty starać się o nic więcej, niż spokojny czas przy malowaniu.
Dziewczyno z Temperamentem, to jasne, że "człowiek czasami musi, inaczej się udusi". :D
OdpowiedzUsuńJako zwykłemu człowiekowi cisną mi się na usta zwykłe słowa. Powiem tylko za Wolandem: Polać każdemu z komentujących.
I nadmienię nieśmiało, że "Malarka" cieszy moje oczy codziennie, a zabezpieczenie w postaci niedokończonej podszewki w groszki wisi na swoim miejscu.
Ja jeszcze w nawiązaniu do ostatniego zdania (równoważnik występujący po nim pomijam:) ).
OdpowiedzUsuńKtoś inny, być może, rozpropaguje Duftart. Ale to Ty jesteś autorką nazwy nurtu. To nic nie znaczy? Myślę, że do tej nazwy, póki co, Ty masz jedynie prawo.
Bardzo się cieszę, że przypominasz mi o "moim" obrazie u Ciebie - oraz tym drugim.
UsuńPrawo...to ja sobie mogę mieć...poruszać palcem w bucie.
Jeśli ktoś rozpropaguje ten kierunek, to znaczy, że będzie na lepszej pozycji, niż ja.
Tak uważam.
Wystawa w galerii mogłaby mi pomóc - wyobrażam sobie (w marzeniach) efekt kuli śniegowej
Brzdęk... Pękła czara pełna goryczy. Doskonale rozumiem Twoją złość; a sama forma jej wyrażenia nie jest mi taka zupełnie obca. Otrzymałaś właśnie komunikat: jeśli jesteś malarką bez wielkich środków na zorganizowanie wystawy i bez nazwiska-maluj do końca dni swoich portrety na Krupówkach albo produkuj wzorki na okarynach na hurtowe zamówienie, my wsparcia nie damy, ponieważ stypedium otrzymują Krewni i Znajomi Królika.Każdy by pękł.
OdpowiedzUsuńPrzypominam sobie teraz pomysł, chyba padł w naszej prywatnej rozmowie, zrobienia pracy typu mały kwadracik na białym tle, czyli kompletnie nie w Twoim stylu i opatrzenia jej pretensjonalnym i nawiedzonym opisem- również kompletnie nie w Twoim stylu. Bawiła nas do łez wizja performensu, którego istotą miało być granie na nosie sztuce współczesnej i wykazanie, że pożera swój własny ogon. Dlaczego ta wizja już mnie w ogóle nie bawi? Pewnie dlatego, że dla galerii i instytucji zajmujących się mecenatem sztuki nie ma znaczenia, co ani jak namalujesz.
Świat biznesu jest pod tym względem znacznie bardziej sprawiedliwy- często liczy się pomysł i jakość. Może robienie tego, co robisz znakomicie, czyli malowanie obrazów i ich sprzedaż, jest obecnie najbardziej wyrafinowaną formą grania na nosie światu sztuki?
Tak, też tak sobie pomyślałam - coraz jest większy rozdźwięk. Jestem odpychana (bo zależy mi na wystawie) - a jednocześnie mam coraz więcej zleceń, i nie jest to paskudna komercha ze sklepu z pamiątkami, tylko obrazy z pomysłem. Absurd powoli narasta. Więc właściwie kto tu miałby z czego się śmiać? A może ja?
UsuńJa "ich" po prostu nie interesuję - dlatego na Krytyczne Czwartki nie było żadnego odzewu, mimo, że życzliwa osoba przesłała link z Czwartkiem do kuratorki z Zachęty.
No właśnie, Ju - co tam w sztukach nowoczesnych? Bywasz?
OdpowiedzUsuńJuż nie tak często na żywo...bywam w wirtualu raczej
UsuńNa żywo znów by mi się zachciało coś napisać - kusi - i znowu bym się nakręciła jak ruski budzik
Prawdę mówiąc nie jest dziwne, że odzewu nie było po przesłaniu linka z recenzjami. Takich, napisanych przez nakręconych krytyków i w bardzo określonym zabarwieniu negatywnym też bym nie przyjął z entuzjazmem. Też bardzo bym się zastanawiał, czy udostępnić miejsce osobie, której w ogólnym założeniu właściwie nic się nie podoba, Tak myślę.
OdpowiedzUsuńJa też się nie dziwię - sama bym chyba nic nie odpisała. Wobec tak miażdżącej krytyki :)
UsuńNatomiast co do urządzenia wystawy - raz, że galerie odmawiają (tzn mówią łagodnie, żeby czekać na wiadomość/tel) nie kojarząc mnie z Krytycznymi Czwartkami, a po drugie - PRAWIE nic mi się nie podoba - to robi wielką różnicę. Ja bym powiesiła - oczywiście - patrzyłabym na obrazy, one byłyby dla mnie ważne. A nie to, co sądzę o wystawach w instytucjach publicznych (innych też, ale tych ostatnich pod pióro nie wzięłam).
Wiesz, Wolandzie - tak na boku - że mnie się właściwie nic nie podoba w innych dziedzinach też? Tak już mam.
Nawet swoich obrazów lubię baaardzo niewiele.
Ale ogólnie - rozumiem, co chciałeś powiedzieć.
Wiele hałasu o NIC. Rozumiem, jakby pani miała lat 15, to bym mogła zrozumieć taką złość nastolatki, bo jej prace są niedoceniane przez galerie itp. Ale w pani wieku? Żyła pani pod kloszem, a dopiero niedawna poznała realia życia? No nie. Zatem nie ma co się obrażać, denerwować, ale zwyczajnie zabrać do ciężkiej pracy i być wierną swojej pasji. A brakiem sławy się nie przejmować, bo jest wielu artystów tz podziemia, którzy mają swoich fanów i żyją w luksusie, a o tym na Pudelku pani nie przeczyta. Nie ma co płakać, bo szkoda czasu. Pozdrawiam i trzymam kciuki, by pasja się utrzymywała i panią utrzymała (finansowo).
OdpowiedzUsuńAnonimowy bez certolenia napisał opinię, którą skrycie, według moich podejrzeń, posiada znaczna część komentujących. Pozdrawiam autorkę serdecznie. :-)
OdpowiedzUsuńNie tyle chodzi o niedocenienie, bo duftart budzi zainteresowanie, ile o bezceremonialność w stwierdzeniu "Nie dostaniesz dotacji, bo są rozdane przed końcem zgłoszeń".
OdpowiedzUsuńNie wiem również, na jakiej podstawie Anonimie sądzisz, że nie pracuję ciężko? I wcale mi nie chodzi o sławę, tylko wypromowanie nowatorskiego kierunku, pomysłu ciekawego nie tylko dla osób zainteresowanych zapachami. To może być coś wspaniałego dla widzów. Serio. Jestem o tym przekonana.
Napisałeś/łaś bez namysłu i pomysłu, że należy "zwyczajnie zabrać do ciężkiej pracy i być wierną swojej pasji.". Czyli co? Siedź w kącie znajdą cię?
Dodam, że czytanie ze zrozumieniem ma wielką przyszłość (i przeszłość).
Wolandzie - może i tak, rzeczywiście, tylko co mam zrobić, żeby dostrzeżono, że wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że (cytuję) "Duftartu mi się zachciało". To ON zasługuje na sławę (oczywiście taką jaką może mieć sztuka współczesna nie posługująca się popularnymi prowokacjami w rodzaju imitacji współżycia z Chrystusem).