W co ja się wpakowałam! Każdy listek bluszczu maluję z osobna. Co prawda uzyskałam już trochę wprawy właściwej paniom malującym fajansy z Włocławka, ale i tak końca nie widać.
Dopiero jest jedna warstwa. A tak chciałam dziś skończyć.... żeby od poniedziałku móc zacząć coś nowego. W ogóle lubię poniedziałki- zawsze ruszam z kopyta.
Tymczasem jutro będę dziubdziać po nocy (bo czekam, aż Gucio pójdzie spać) ten bluszcz.
I tak dobrze, że nie mam okularów- w nich byłam zbyt dokładna i jeszcze trochę, a kot siedziałby między ścianami obrośniętymi marihuaną (przez szpiczaste czubki listków).
Dobrze, że ja pierwsza to zauwazyłam.
Teraz kształt jest właściwy.
Tymczasem embrionalne burchle na czarno wyglądały jeszcze upiorniej - jak z pogorzeliska. Użyłam niebieskiej farby- dzięki czemu straciły swoją cielesność i teraz nawet z przyjemnością na nie patrzę.
Będzie woda albo obca planeta. Może trylobity pod wodą?
Bardzo pociągają mnie ślady pradawnych żyjątek odbite w skale, interesują też żywe skamieliny - szczególnie ryby np. Latimeria. Profil biol- chem z liceum pozostawił piętno.
Pachniałam Dune- i cóż, że zapach piękny, skoro czułam się w nim damulkowato. Zmieniłam więc na Scent Costume National. Niektórzy mówią, że obrzydliwie wali menelem (spoconym) ale dla mnie to chłodna, kamienna pustynia.
Och, Ju, ja zawsze myślałam, że malarz to...
OdpowiedzUsuńot,tak! ...macha pędzlem, a tu się okazuje, że to taka benedyktyńska robota!!!
Ale trud zostaje nagrodzony, listki bluszczu są super! W.
Jeden macha pędzlem- drugi dłubie. Ja zazwyczaj na przemian.
OdpowiedzUsuń