WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kot. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kot. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 marca 2012

Kot skończony!

No więc- wczoraj nie robiłam nic w związku z malowaniem, poza myśleniem. Było ciężko.
W kocie- choć się spodobał- coś mi nie pasowało.
Drzwi! Same w sobie, jako powierzchnia- w porządku, ale za mało "drzwiowe".
Ale teraz już są jak trzeba. I w ogóle wszystko zagrało. Zaznaczyłam na nich krawędzie deseczek.



Jednak nie, jeszcze nie koniec- muszę zrobić węższe deseczki. Teraz ich szerokość nie harmonizuje z szerokością schodków (jest za podobna).
Dlatego nigdy, ale to nigdy nie można podpisywać zdjęcia "wersja ostateczna"- to kuszenie licha.

Poprosiłam Wojtka o kawę:
 "Jestem zajęty. Szukam dla nas filmu na wieczór"
"Ale proszę, zagęszczam deski na drzwiczkach"
"Justysiu, nie mogę teraz, wyobraź sobie, że w środku kota mówię Ci  "Proszę mi zrobić grochówkę. I żeby nie była za słona!"

Jasne- dziś środa z Orange (2 bilety w cenie jednego)- mamy wyjście, do Gucia przychodzi Milenka (Jego mama chrzestna).

Właśnie zadzwonił listonosz z nowymi perfumami- mam do nich wielki sentyment, używałam na studiach, to był hit wówczas- Vanilla Fields Coty.

Teraz z ochotą zawężę deseczki.
I jeszcze rozjaśnię oczy zza drzwi.

JUŻ.

Kot z dziurką.   Dykta, wymiary 30 na 30cm


Jeszcze tylko podpis z zakrętaskiem


 I idę trochę posprzątać, bo straszny syf się zrobił, tylko przedtem się wypachnię - bardzo mocno (Wojtek wyszedł).

Suplement:  Zleceniodawczyni przyszła po kota i powiedziała, że ciemniejsze drzwi podobały Jej się równie mocno i że przeszkadza Jej to, ze dziurka od klucza nie wypada pośrodku deseczki (linii)- więc kot jeszcze raz był pod wodą- górę drzwi przyciemniłam, wytarłam kreseczki przy dziurce i teraz wszyscy są już zadowoleni. Najważniejsze, że wzięła kota- więc poprawek już nie będzie.

A my  (ja i Wojtek) byliśmy na beznadziejnym filmie, którego twórcy najwyraźniej sądzą, że do bycia kulturalnym wystarczy nie pierdzieć przy stole i mieć równo przycięte paznokcie.




poniedziałek, 26 marca 2012

Kot- neverending story?

Czy ja skończę ten obrazek???
Odpicowałam bluszcz- podoba mi się, ale... brązowe drzwi wyglądają jak kupa. Szkoda mi ich, bo fajne wyszły takie zardzewiałe.
Napisałam do Gosi, że muszę przemalować- albo na kremowo, albo zielono. Dostałam odpowiedź- kremowe.
Zrobiłam kremowe. Niby dobrze, ale kot wyglądał jak czarna dziura.
Wojtek się zezłościł "No wiesz, takie były świetne, czy Ty ciągle musisz coś zmieniać?".
Muszę! Dopóki nie znajdę właściwego rozwiązania.
Włosy też farbowałam przez lata, zmieniając kolor średnio 1-2 razy na tydzień. Teraz od ponad roku nuda. Zmieniłam metodę i jest świetnie.

Gapiłam się w obrazek, myślałam i wymyśliłam- kremowy transparentny. Chwyciłam, co miałam pod ręką, żeby szybko przetrzeć- tym razem majtki Gucia. Wyszło chyba całkiem dobrze...

Jeszcze tylko dwa detale w czerni i ...


...i ciekawe, co powie zleceniodawczyni.

Teraz już muszę się powstrzymać od chęci poprawiania. Do jutra.

A! Zamiast dziurki miała być klamka- poprosiłam Wojtka o pomoc. On, jako człowiek techniczny, myślę sobie, poda mi w skrócie zarys klamki. Po pół godzinie prawie się pokłóciliśmy- klamka była, ale wyglądała jak parówka wychodząca z czegoś (jeśli nie gorzej).

Pachnę Yputh Dew Amber Nude Estee Lauder- skarpety i zasikana pielucha, trochę oblane kawą. Nuty wymieniam za moim mężem i pachnę tak z własnej woli.


niedziela, 25 marca 2012

Dzikie pnącze

W co ja się wpakowałam! Każdy listek bluszczu maluję z osobna. Co prawda uzyskałam już trochę wprawy właściwej paniom malującym fajansy z Włocławka, ale i tak końca nie widać.



Dopiero jest jedna warstwa. A tak chciałam dziś skończyć.... żeby od poniedziałku móc zacząć coś nowego. W ogóle lubię poniedziałki- zawsze ruszam z kopyta.
Tymczasem jutro będę dziubdziać po nocy (bo czekam, aż Gucio pójdzie spać) ten bluszcz.
I tak dobrze, że nie mam okularów- w nich byłam zbyt dokładna i jeszcze trochę, a kot siedziałby między ścianami obrośniętymi marihuaną (przez szpiczaste czubki listków).
Dobrze, że ja pierwsza to zauwazyłam.
Teraz kształt jest właściwy.



Tymczasem embrionalne burchle na czarno wyglądały jeszcze upiorniej - jak z pogorzeliska. Użyłam niebieskiej farby- dzięki czemu straciły swoją cielesność i teraz nawet z przyjemnością na nie patrzę.


Będzie woda albo obca planeta. Może trylobity pod wodą?
Bardzo pociągają mnie ślady pradawnych żyjątek odbite w skale, interesują też żywe skamieliny - szczególnie ryby np. Latimeria. Profil biol- chem z liceum pozostawił piętno.

Pachniałam Dune- i cóż, że zapach piękny, skoro czułam się w nim damulkowato. Zmieniłam więc na Scent Costume National. Niektórzy mówią, że obrzydliwie wali menelem (spoconym) ale dla mnie to chłodna, kamienna pustynia.

sobota, 24 marca 2012

Kot- cd.

Dziś robiąc zbiorcze zakupy cały czas myślałam o kocie - zapomniałam połowy rzeczy, ale wymyśliłam, jak uzyskać spójność kolorystyczną.
Zaopatrzyłam się w żelki Haribo Primavera o smaku truskawek oraz, dla dodania sobie animuszu, wodę kolońską Brutal Classic. Wypróbowałam od razu, w drodze do domu i Wojtek powiedział, że czuje (się), jakby wiózł kombatanta. Trochę faktycznie zalatuje sąsiadem z dołu (84 lata), ale uruchamia wyobraźnię.

godz. 23.31
Są schodki! Jak żywe! A już myślałam, że będę szła z nimi pod prysznic.
Język czarny (mój).



godz. 00.36
Drzwi gotowe (na dziś).



godz.00.42
Namalowałam najważniejszą rzecz w obrazie- stanowiącą całą anegdotę- jaką, to wiem tylko ja i Gosia.
Zdjęcia nie będzie- dopiero na końcu.

Przy okazji, ponieważ zawsze wyciskam z tubki za dużo farby i zużywam ją na malowanie czegoś z tyłu, likwiduję żabę. Była beznadziejna, bardzo stary obrazek. Poza tym na płótnie są burchle jakby z gipsu, które pomalowałam, żeby wyglądały na kamienie, ale nie wyglądały.
Za to i mnie, i mojej przyjaciółce jednocześnie skojarzyły się z pokawałkowanymi embrionami.


Dlatego też zamiast żaby będzie albo dżdżownica wyłażąca z ziemi, albo obca planeta, albo coś wybuchającego.

Jutro pewnie będę pracować nad bluszczem w kocie.

godz. 01.02
Już nie mogę wytrzymać z Brutalem.
Idę zmyć- tym bardziej, że nie chcę, żeby W. czuł w łóżku zapach kombatanta.

Ciekawe, czy dziś przestawiają czas? Specjalnie nie sprawdzam, zeby nie psuć niespodzianki.









piątek, 23 marca 2012

Kot zaakceptowany

No więc dzień zaczął się idealnie- dostałam wiadomość od Gosi, że kot nie tylko nie jest za gruby- jest wręcz idealny. Bardzo mnie to ucieszyło.


Teraz czeka mnie najtrudniejszy etap- gdyż obrazek jest złożony z fajnych, ale zupełnie niespójnych kawałków. Każdy z nich jest dość agresywny, walczy o pierwszeństwo, przytłaczając resztę.
A przecież ma dojść jeszcze bluszcz zrobiony z tego zielonego po bokach, zardzewiałe drzwi są za kontrastowe i za jasne, schodki z kolei niemrawe i tylko szpara zza drzwi- ta jest znakomita. I do niej dostosuję resztę, choć to najmniejszy fragment.
Zdjęcie celowo zrobiłam prześwietlone, żeby potem końcowy efekt był bardziej spektakularny i niespodziewany.
Gosia powiedziała, że teraz widać- kot tylko może zajrzeć za drzwi, bo jest za gruby i się nie mieści.

Pachnę Ambarem Jesusa del Pozo- pachnę jak dom, znajomo i kojąco. Dom! Na razie wszystko (2 pokoje, kuchnia i łazienka) mieści się na 28,5 metra. Dobrze, że wszyscy (jeszcze 2 duże psy, znajdy) lubimy być ze sobą.

Co chwila odwracam głowę- nie mogę się powstrzymać od patrzenia na Kota. Dużo się zmieni

czwartek, 22 marca 2012

Tusza poza kontrolą

Nie wiem, jak to się mogło stać.
Ciocia Gosia napisała do mnie, że kot jeszcze jest za chudy i nie ma być podobny do gruszki ze ściętą podstawą, ale do pękatego dzbanka. Dostałam nawet fotografię poglądową ze spaślakiem- który przy moim obecnym kocie wygląda mizernie.


Aż mi głupio pokazać tego potwora. Może znaczenie miało obżarcie się sernikiem? Na noc?


Prawdopodobnie jutro pójdę z kotem pod prysznic, żeby go odchudzić.
Już wiem- po raz pierwszy miałam na sobie nowe okulary z Rossmana w różowym perłowym kolorze. To one- paradoksalnie- pozbawiły mnie samokontroli.




Przypomniała mi się opowieść mojej znajomej. Robiła ona Sylwestra, za dawnych czasów, kiedy zimy były porządne.
Impreza miała się ku końcowi, zawiani goście zaczęli się zbierać a jej narzeczony nie mógł znaleźć swojej futrzanej czapki. Wreszcie dostrzegł ją na fotelu- radośnie nałożył na głowę i mocno naciągnął. Wtedy rozległo się jakby wycie, a z czapki- która okazała się równie, co narzeczony, ukochanym kotem- wysunęły się łapy z pazurami i błyskawicznie poorały mu całą twarz.
I choć miał pretekst, nie został na noc.


Pachnę Eternity- zapach schizofreniczny, bo z bliska pachnie poczekalnią u dentysty, czego bym nie zniosła (tym bardziej, że się wybieram), gdyby nie to, że wiem,  że z odległości jest upojnie kobiecy i uwodzicielski.

Przyszło mi do głowy, że może nie tyle kot jest za gruby, co ma za małą głowę?
Muszę to sprawdzić. Zaraz!

PS. To było to! Tym razem bez okularów. Powiększyłam głowę i pogrubiłam ogon.
Może gdyby grubi ludzie mieli większe głowy, tez wyglądaliby lepiej?  Z ogonami?

Co za ironia. Dostałam przed chwilą maila od Instytutu Idealnej Sylwetki. Polecają plastry odchudzające, przestrzegając, że należy uważać, bo mogą odchudzić za bardzo. I zamiast  wieczorem grubego, załóżmy, męża, można rano znaleźć tylko jego piżamę.
Idę sprawdzić, czy jest jeszcze sernik.




sobota, 17 marca 2012

Kot pod prysznicem - wiosna!

Pierwszy prawdziwie wiosenny dzień, muchy się obudziły, szpaki przyleciały


Do kota dodałam zieleń i poszłam z nim pod prysznic. To częsta praktyka- wycieram wierzchnią warstwę farby, używam do tego ulubionego pumeksiku męża. On chyba o tym nie wie.
To zawsze jest męczące, bo wymaga siły i wyczucia, a ponieważ nie posiadam podzielnej uwagi, mam do wyboru: albo będę uważać na siebie, albo na obrazek. I tym sposobem znów mam ochlapane spodnie, na dodatek nalałam sobie gorącej wody do kapcia.


 Akurat kot jest nieduży, ale kiedy idę pod prysznic np z Kameleonem (100 na 70cm), potem dochodzę do siebie długo (leżąc), z kroplami potu na czole, stygnąc z gorąca.
Cóż zrobić.
Z tego powodu większość moich obrazów jest malowanych na dykcie, która wiele wytrzyma- w przeciwieństwie do płótna.
Wojtek spojrzał na kota i powiedział  "Justysiu, może w podobny sposób popracowałabyś nad szufladami w kuchni i szafką pod zlewem - może by ten brud zeszedł?"

Pachnę za to wytwornie dziś- Chloe Intense- aksamitna róża z pieprzem. Do mokrego dresu i zalanego kapcia. Powinnam raczej wybrać perfumy Polleny Świt, np. Konwalia (5 zł 90 gr)

piątek, 16 marca 2012

Chudy kot, gruby kot

Myślałam, że pogrubienie kota będzie łatwizną...


Tymczasem okazało się, że zachodzi syndrom przycinania brody- tylko w drugą stronę. Nie mogłabym mieć brody, bo kiedy wyrównywałabym ją z jednej strony, z drugiej byłaby za długa, a to w końcu spowodowałoby, że wreszcie skończyłoby się goleniem (może dobrze, biorąc pod uwagę moją płeć)
.
I tak w wypadku kota- jeden bok pogrubiłam, drugi mimo tego samego działania wydał mi się zapadnięty. Kiedy boki były ok, okazało się, że ogon jest zbyt mizerny... Zrobiłam ogon- to główka maleńka, powiększyłam głowę- to znów boki za wąskie.
Wreszcie pasuje.


Dobrze, że czarna farba nie jest niesmaczna (jak biała np), bo mam zwyczaj oblizywać pędzle. Po co latać do zlewu, skoro gęba pod nosem? Tylko trzeba uważać, bo parę razy mi się zdarzyło wyjść w przerwie malowania z psami, a usta całe w farbie (w czerwieni wyglądałam najbardziej podejrzanie).

A! Jeszcze zapowiadam nowość- przy każdym poście będę pisać, w jakim zapachu maluję.
Teraz- perfum z kiosku (prawie)- czyli English Rose Yardley'a. Niby nic takiego, a cieszy. I zlewać się można, bo taniocha.
Zainspirował mnie prezencik- koleżanka ze studiów, też maniaczka perfum, dala mi próbki ze słowami "Zamiast cukierków"

W woreczku są próbki perfum



I to jest dla mnie prawdziwe dziełko sztuki.

Co do kota- jutro pewnie będę mieć zielony język.

PS. Oczywiście zapomniałam umyć twarz i po północy wyszłam z psami z czarnymi ustami.

środa, 14 marca 2012

Przed malowaniem

Przypomina mi się stary dowcip rysunkowy:
Właściwie wolałbym pisać, ale nie mam nic do powiedzenia
Kiedy opowiedziałam go osobom w pracowni na ASP, paru bardzo się nie spodobał. "Ale dlaczego niefajny?" zapytałam. "Zbyt prawdziwy".

No ale jak ja mam malować, skoro mieszkanie chodzi w posadach- trwa remont pod spodem.
Dziś przyszło do nas dwóch panów, tak się uśmiechali, że myślałam, że  Świadkowie J. albo chcą coś sprzedać, ale była to ekipa budowlana.
"Proszę panią, z sufitu wystaje syfon, rura chyba idzie u pani w ścianie. Czy moglibyśmy to urżnąć?"
Wezwałam męża- "Rżnijcie, najwyżej zaleje was treść sąsiadki".
Poszli, więcej nie przyszli, tylko hałas zrobił się niemożliwy.

Tymczasem uświadomiłam sobie, że obiekt na moim nowym obrazie ma być tak duży, że kominy się nie zmieszczą. Nawet z trudem mieści się w pracowni.
PRACOWNIA! Wszystko na powierzchni 1,90 na 3 metry.

Jednocześnie jest to pokój Gucia- to mój synek, 3 latka i 8 miesięcy:





Mam nadzieję, że jutro się wezmę.

A, jeszcze mam zaległe zlecenie- muszę z chudego kota zrobić grubego kota i zmienić kolory z beżów na zielenie.U mnie wszystko musi mieć uzasadnienie, więc chyba pójdę w bluszcz (te zielenie).

Jak nie przystąpię do kominów, to pogrubię kota.