No i wzięłam się za przedostatni fragment obrazu - włosy.
Nie obyło się bez przygody w zlewie - widzicie, że fragment włoów po prawej stronie przetarłam. To dodało niejednoznaczności i dramatyzmu. Choć zmywakiem dotykałam Justyny z bijącym sercem, z niepewnością. Ale opłaciło się - zawsze się opłaca. Nawet, jeśli coś się zniszczy, powstaje NOWE.
Tymczasem po malowaniu - w te pędy do lasu.
Liści, po wczorajszej wietrznej nocy, coraz mniej...
Ale nie jest mi smutno - cieszę się, że mogę tu być, obserwując prawdziwe zakończenie sezonu.
Spokój, co za spokój!
Pachnę sobie Cedrem Lutensa - aksamitnym, miękkim i głębokim, nie narzucającym się.
Gucio, idąc przez Promenadę, nagle stwierdził : "Wiesz, mamusiu, nie czuję się jak siedmiolatek, tylko jakbym miał 50 lat. I był na zwolnieniu. Inni pracują, a ja mogę sobie chodzić, oglądać piękne widoki "
Wieczorem napaliliśmy. Drewno - z zapałem - przynosi mój mały pomocnik. "To robota w sam raz dla mnie"
Wyjeżdżamy nie jutro (jakie szczęście!), tylko pojutrze.
Wszystko mi się tu podoba - począwzy od kawy i bułek "z pupą", jak je nazywa synek
Co tu dużo mówić - dobrze jest.
Gucio się chyba ciut zaokrąglił na tym wyjeździe :D
OdpowiedzUsuńTru
Tak, też tak uważam!
UsuńO tym samym pomyślałem (ale nie chciałem nic pisać, bo jestem ostatnią osobą, która powinna czyjeś "okrągłości" komentować) ;) W stolicy nie ma bułek z rowkiem? :D
UsuńRany jaki mądry chłopak. Tak trafnie wszystko obserwuje, ocenia sytuacje. Nie powinno dziwić, zważywszy na obojga rodziców :). Uwielbiam ten stan, jak jest dobrze. Jak człowiek pielęgnuje każdą chwilę, upaja się nią, dobrym czasem, czerpie z niej siłę, radość, błogostan!
OdpowiedzUsuńKapitalnie, że tak Wam się wyjazd przedłużył, wyobrażam sobie Waszą radość. Kurcze, przez ten nastrój i zapach zapomniałam o Panience. Wstyd mi, zaraz nadrobię.