WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

środa, 13 listopada 2013

Faszyn Victims i Dogozagadka

Niezależnie od roboty, nastroju itd zmysł obserwacji kazał mi uwiecznić dwie niezwykłe postaci, zauważone w drodze po odbiór synka.

Pierwsza - osoba najwyraźniej ściągająca małe błyszczące przedmioty, przede wszystkim kryształki rożnych wielkości, nity oraz szpiconity. Niewiasta ta przeszła nam przed maską samochodu, mimo panującego zmierzchu połyskliwie akcentując swoją obecność.


Najpierw zauważyłam nie buty, lecz mankiety leginsów gęsto upstrzone diamencikami. Potem mój wzrok powędrował wyżej i okazało się, że victim utrzymał konsekwencję glamour w całym, jak to się mówi, outficie. Nawet szal, powiewający na wietrze, ciągnął się jak migocząca smuga.
Przy tym cała sylweta o masywnym kadłubku przygięta była lekko do przodu, co, szczególnie w kontekście drapieżnych butów, dawało jej wojowniczy charakter, wzmocniony przez sztywny kuc w kształcie kija hokejowego, który ani drgnął, kpiąc sobie z warunków atmosferycznych.

Jeszcze nie otrząsnęliśmy się z wrażenia, aż tu pod Ambasadą Rosyjską oniemieliśmy, widząc drugiego Victima o bardziej przyjaznej, ciepłej stylizacji.


Tym razem kobieta w nieokreślonym wieku - mogła mieć i 30, i 60 lat, odziana była w kurtkę, wyglądającą na unikat wyprodukowany z kołdry, po której zabłoconymi łapami przebiegł pies - gigant. Głowa tej pani przypominała, również z makijażu (kolorystycznie dobranego do kufai), drewnianą matrioszkę. Spodnie - jakby za wielkie, pofałdowane leginsy, na stopach zaś tkwiło coś  w typie jasnych walonek skóropodobnych.

Pędziliśmy do przedszkola po Gustawa, który na pytanie o ostatnio uporczywie meczący Go kaszel, odpowiedział, że to była tylko "elergia na patyki".

Tymczasem...
...tymczasem....
...zebraliśmy się i już dwukrotnie pojechaliśmy do schroniska Na Paluchu (oczywiście Gucio spędzał wtedy czas w Motylach).

Wybór psów wstępnie dokonany został na podstawie komputerowej bazy danych.
Ale - co tu dużo mówić - sprawa na razie nas przerasta.
Ani ja, ani Wojtek nie mieliśmy okazji wyboru psa- znajdowały nas same.
Nie chodzi o to, że nie możemy się zdecydować, tylko w żaden sposób nie udaje nam się dowiedzieć niemalże czegokolwiek o charakterze czworonoga.
Wybrane pieski, które wypożyczano nam na spacer, po wyjściu z klatki albo były zalęknione, albo dostawały czegoś w rodzaju amoku. To oczywiście zrozumiałe, ale JAK poznać zwierzaka w takim razie?
Mamy więc plan przycisnąć opiekunów i wolontariuszy o już upatrzone typy.

Nie wspomnę, że już wizyta w takim miejscu jest niebywale trudnym doświadczeniem. Wyobraźcie sobie ponad 2,5 tysiąca psów, w klatkach ustawionych wzdłuż alejek. Na widok człowieka podnosi się wrzawa nabrzmiała od podekscytowania. O zapachowych wrażeniach nie wypada nawet mówić wobec kondensacji psiego nieszczęścia.

Na razie - mnie osobiście - utkwił w pamięci Melon. Wojtek próbował zrobić mu zdjęcie, ale kundel na widok światełka w aparacie schował się za klapką.


Tak, te dwa punkciki to on.
Co to będzie...?
KTO to będzie...?

9 komentarzy:

  1. Oj biedaki w tym schronisku. Ja mam na fejsie wśród znajomych fundacje które wyciągają psiaki ze schronisk i umieszczają w domach tymczasowych, a później w stałych. Schronisko dla psa to trauma trudno się dziwić że są takie wystraszone. A teraz na zimę najgorzej będą mieć krótkowłose maleźństwa. Saga

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy faszynwiktim był wiktimem świadomym - postawił na bezpieczeństwo na drodze :DDD
    a drugi zapewne wielbicielką zwierząt i wielką indywidualistką ;)

    Biedne psiaki :(...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, z niektórymi z wiktimow aż chciałoby się zrobić wywiad, żeby zapytać "Dlaczego???"

      Usuń
    2. Obawiam się ,że miałoby się duże kłopoty z uzyskaniem odpowiedzi ;)

      Usuń
  3. "Elergia na patyki", świetne! :D A wizyta w schronisku byłaby chyba ponad moje siły...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest niemal i ponad moje siły - ale jednocześnie najlepsza droga do tego, by jakiemuś biedakowi dać dom.

      Usuń
  4. Tak. Dać dom.
    Dwanaście lat temu, przemieszczając się tu i ówdzie z moim, nowo zakupionym za niezłe pieniądze, psem słyszałam: jaki uroczy, jaki malutki, jaki ładny, jaki rasowy....Zapamiętałam jednak, na zawsze, jeden głos inny: ma dom. To był przełom w moim stosunku do zwierząt domowych. Właściwie w myśleniu o nich. Zwierzęta zawsze lubiłam. Mój druh nauczył mnie empatii do nich. Spowodował moją konkretną aktywność w ich interesie. Wiem, że po śmierci mojego przyjaciela, jego następcą będzie ten, który od dawna czeka na dom.
    Kocham Cię Justyno:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zwierzęta w schronisku.. Ech, temat rzeka. I serce bolące, kiedy trzeba tam pojechać, żeby podrzucić znalezione na strychu czy gdzieś indziej stare szmaty albo karmę. Ale trzeba. Kiedyś słyszałam opinię, że zawód weterynarza jest o tyle trudniejszy od lekarza dla ludzi, że ten pierwszy musi sam (albo sama) wydedukować, co jest nie tak z pacjentem; wtedy też pojęłam, że identyczna jest zależność między dużymi sierocińcami (oby ich było jak najmniej!) a schroniskami dla zwierząt. Dzieci są świadome siebie oraz świata dookoła , dla każdego zwierzęcia, niezależnie od okoliczności w jakich do schroniska trafiło, jest to szok niemożliwy do zrozumienia; jakby nas nagle coś wzięło i rzuciło na planetę w innym układzie słonecznym. Nawet, jeżeli będzie na niej powietrze o odpowiednim składzie, woda pitna, pożywienie oraz schronienie, pewnie i tak przez wieeeele dni męczyłaby nas niemożliwa do wyobrażenia depresja, gniew, ból itd. Być może nigdy nie zrozumielibyśmy, gdzie się właściwie znaleźliśmy i dlaczego.
    Trudny i smutny to temat.

    Za to w przypadku Twego pierwszego wiktima od razu, kiedy tylko nań spojrzałam pomyślałam, że oto Freddie Mercury wrócił na Ziemię w kobiecym wcieleniu. ;))

    OdpowiedzUsuń