Szanowni Państwo, po co wyjeżdżać z miasta? Po co włóczyć się godzinami po pustkowiach? Po co wdychać zapach ziemi, rozgrzanego igliwia, łapać promienie słońca a potem zatapiać się w mroku, po co stawać i słuchać szumu drzew?
Dla spokoju. To mój powód.
Zacznijmy pokaz zdjęć najbardziej wg mnie odzwierciedlających to, co chcę przekazać.
Leżenie w trawie jest bardzo wysoko notowane jako uspokajacz.
Patrzenie w niebo (może być z otwartą gębą) - również
Lecz te niewinnie wyglądające ptaszki to dzieżba srokosz, drapieżnik, potrafiący upolować nawet szczura albo kosa. A potem uprawia małe vodoo, nabijając ofiary na kolce - taki sobie, rozumiecie, zapas robi. Tym bardziej, że z "widelczyka" łatwiej się zjada.
Ha! Nagle zrobił się horror - więc wracam do uspokajaczy.
Jezioro. O ile się nie łowi, bardzo wycisza.
I powiem Wam, że mimo wielu godzin spędzonych w plenerze, ANI RAZU nie spotkałam w lesie, czy drodze do niego człowieka. Raz przejechał samochód.
Drogowskazy straciły tu sens
Ten jest jedyny, jaki spotkałam - i spotykam co wyjazd. Ciekawe, ile ma lat, bo w przeciągu ostatnich paru zachowuje niezmiennie formę.
Ważne, by w lesie unikać wszelkich ortalionów, kreszów i niestety doskonale sprawdzających się w niepogodę materiałów. Bowiem kiedy się idzie, nie słychać nic poza szelestem - prawa - szast - lewa szast, ruch rąk - szszszsz... Zwierzyna się rozbiega - i nawet tętentu się nie zarejestruje.
A tymczasem w polarku, po cichutku, można spotkać się z kimś takim :
Patrzeć, jak ja lubię patrzeć. Nie wiem, jak mają inni, ale ja wciąż rejestruję rzeczywistość, bardziej lub mniej świadomie myśląc o niej jak o tworzywie, wykorzystanym potencjalnie w moich pracach
Patrzeć... (to selfi przypłaciłam bólem ramienia - żeby nie było widać, że to samoróbka)
Teraz już pora spać - taki mam widok prze okienko w kuchni
A jutro - znowu w drogę - pieszo. Najlepsze tempo jak dla mnie.
Mam w planie daleką wyprawę - a stopy, jakbym w szpilkach chodziła. Niestety. Koleiny, nierówności - a codziennego chodzenia koło ośmiu godzin. Bo chcę odwiedzić wszystkie bliskie mi miejsca.
I Wam również życzę spokoju - o ile akurat go potrzebujecie.
Kiedym przez las sosnowy szedł,
OdpowiedzUsuńpojąłem, że w nim jest coś z męskiej tragedii.
A kiedym w las liściasty wszedł,
to jakbym słyszał śmiech i flet,
jakbym wstąpił do pokoju kobiety.
Kiedyś znałam na pamięć całą "Kronikę Olsztyńską", bez "zająknięcia". :)
Bardzo Cię rozumiem Justynko.
Aniu, dziękuję - ale pozwolę sobie podyskutować z autorem - las sosnowy zazwyczaj jest przestronny, prześwietlony słońcem. Liściasty - poza brzozami - pełen mroku, nawet, jeśli drzewa wysokie (buki). A olch i leszczyny to się trochę boję - ze względu na nastrój. Naga ściółka i tak jakoś horrorowo.
UsuńMusi pisał o brzozach.
To Twoje zacisze naprawdę jest niebiańskie. Pięknie!
OdpowiedzUsuńWiedza o takich miejscach i oswojenie ich są nieocenione. :)
Dziękuję - tak, to prawda. Co prawda oswojenia nie było - bo potrzeby takiej nie było. Jakby ktoś bliski rozłożył ramiona, zapraszająco. Tak to czuję.
UsuńTo zdecydowanie moje klimaty, pięknie!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Gryxiu - wiem, że mnie rozumiesz
Usuń