WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

czwartek, 2 stycznia 2014

Z Nowym Rokiem - nowym krokiem (?)

No więc...po zeszłorocznym Sylwestrze i przekroczeniu północy w bezimiennym tłumie tłoczącym alkoholowy oddech do autobusu linii 131 nie miałam wielkich wymagań odnośnie spędzania przełomowej nocy 2013/2014.

Plan wyglądał tak - nic nie robimy przez cały wieczór, a o godzinie 0.00 oglądamy pokaz sztucznych ogni na błoniach Stadionu Narodowego. Gustaw o niczym innym nie mówił, już o ósmej chciał się ubierać, tymczasem o 22giej zwiądł i przy namolnym szeptaniu Mu na ucho "Idziemy na pokaz! Mobilizacja!" wydawał słaby, prawdopodobnie aprobujący pomruk.
Nie mieliśmy zamiaru ustępować, bo wiedzieliśmy, że byłoby Mu bardzo żal, poza tym dysponowałam dużym zapasem energii, być może również dzięki choinkowym igłom, które podczas tańca wpadły mi na kark pod bluzkę i podstępnie zsunęły się do czerwonych majtek (uznałam, że one przyniosą mi szczęście jako mocny akcent fetyszowy).
Tymczasem zanosiło się na to, że spóźnimy się na wszystko - jeśli ubieraliście śpiące dziecko, wiecie, o czym mówię. Największą trudność sprawiły buty - wreszcie wsadziliśmy stopy Gustawa w jego martensy o dwa numery za duże, znieśliśmy Go do samochodu i pomknęliśmy w kierunku mostu, żeby dostać się na drugi brzeg Wisły.
A tu - niespodzianka. Władza zamknęła samochodową przeprawę przez rzekę, cudem więc dostaliśmy się na Plac Zamkowy i wydostaliśmy synka z citroena.

Wybuchy już trwały, a przez całe zamieszanie nie do końca wiedzieliśmy, kiedy stary rok zmienił się w nowy.
Gustaw ocknął się, stanął o własnych siłach i nie mówił nic, oczami wielkimi jak spodki wpatrzony w rozbłyski na niebie.
To nie był wzrok pełen zachwytu, tylko przestrachu - nagle zaczął się cały trząść, paluszkami z całej siły wbił się w bluzę Wojtka i słabym głosem poprosił, żeby go stąd zabrać.
Ale w samochodzie wpatrywał się w małe okienko po drugiej stronie ulicy, w którym odbijały się sztuczne ognie i oznajmił, że "To najpiękniejszy widok na świecie" i "Bardzo wam dziękuję, kochani rodzice, że mnie wzięliście".
W drodze powrotnej zasnął.


 Niedługo potem Wojtek oznajmił, że morzy Go senność.

Tak więc zostałam sama na posterunku, przeczesując program telewizyjny w nadziei znalezienia czegoś godnego tej Jedynej Nocy w Roku.
Po dokumentalnym filmie o modzie lat 80tych, który skończył się ukazaniem smutnej i przerażającej przemiany Thierry Muglera - z młodzieńca z idiotyczną grzywką -  w górę mięśni, z twarzą poddaną dziwacznym operacjom plastycznym, doszłam do wniosku, że już czas wyciągnąć Pepę z szafy i wyjść na zewnątrz (odstresowała się całkowicie).



A potem w imię nie wiadomo czego (bo nie chciałam iść spać), dogorywałam przy filmie o psychopatach znęcających się fizycznie i psychicznie nad małżeństwem z dzieckiem w samotnym domku nad jeziorem. Na obronę tylko dodam, że grała m. in. Naomi Watts i Tim Roth.
Od Nowego Roku funkcjonuję jako ofiara ołowicy - ten ciężki metal umiejscowił mi się w tylnej części ciała i powiekach, tak więc o tzw. postanowienia, ba! choćby spisanie ich jest trudno. Objawy choroby są następujące: po prostu jak tylko stanę, marzę o tym, żeby usiąść lub się położyć. A jak leżę - zamknąć oczy.

Nawiasem mówiąc, postanowienia noworoczne traktuję z przymrużeniem oka i uważam, że spełniają się tylko te, które są w jakiś sposób przyjemne i po prostu wyczekuję odpowiednio uroczystej chwili, żeby je wprowadzić w życie.

Jedno z nich - rozprawa z domowymi przyodziewkami w postaci dresów, w których maluję. Dresy przecież mogą być ładne - a ja, nie wiadomo czemu, hołubię te najbardziej zużyte, wypchnięte na kolanach, bezkształtne i pomazane farbą (czyżby przejaw ekscentryzmu?). Wierzcie lub nie, ale nie byłam w stanie się ich pozbyć! Coś mnie jakby dusiło - na szczęście wzięłam się na sposób i postawiłam sobie na widoku obrazek z Panią Stettke, dzięki czemu najokropniejsze spodnie wylądowały w koszu.
Mówi się "nic na siłę", ale ja po prostu wiem, że źle mi robi ( i mojemu wizerunkowi jako żony) zakładanie takich "roboczych" ubrań.
Dziwne - bo z dużą częścią garderoby, gdzie znajdowały się całkiem niezłe przyodziewki, rozstałam się bez mrugnięcia okiem i najmniejszego wahania (z powodu że do mnie nie pasowały), zostawiając sobie te najbardziej szykowne i funkcjonalne.

Będę już kończyć ten wpis o temacie "wolnym", przytoczę tylko Państwu życzenia mojego męża, które złożył, poproszony przeze mnie, w nadziei usłyszenia czegoś interesującego (żeby nie było - w Sylwestra też złożył, ale dość bezładne, składające się głównie z gorących pocałunków i uścisków).

"Życzę Ci w Nowym Roku..."
...zmarszczył czoło...
...zapadła długa cisza pełna skupienia...
"...wszystkiego..."
...znowu cisza...
"...niekoniecznie dużo, ale dobrym gatunku".

Powyższe słowa odnoszę do swojej "kolekcji", w której minimalizm to świadomy wybór (Dark Aoud Montale, 8 88 Comme des Garcons, Tuberose Gardenia Estee Lauder i Eau du Soir Sisley).


Pracowałam dziś nad perspektywą włoskiej uliczki w Panience M.
A w tym czasie domownicy...


To i ja też już pójdę.

8 komentarzy:

  1. Cudna historia! :D Ależ ten czas pędzi, doskonale pamiętam Twoje opisy poprzedniego Sylwestra i godziny "zero", która zastała Cię w autobusie. Z postanowień noworocznych mam jedno tylko - odzyskać spokój i być szczęśliwym, a jeśli to się uda, reszta sama przyjdzie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze Ci życzę, aby się spełniło! Myślę, że nawet sam spokój będzie dobrym początkiem - trzymam kciuki!

      Usuń
  2. Każdy dzień, to nowy krok.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto pamiętać te słowa! W sumie - cieszą mnie bardzo.
    Swoją drogą, pierwsza część stycznia, wiosna i jesień zawsze oznaczają u mnie czas wzmożonej aktywności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię czas po Nowym Roku.:)
    Po raz: Koniec przemieszczania się między Radością rodzinnych świąt, a świadomą i dotykalną samotnością i smutkiem tych, którzy tej Radości nie są w stanie podzielić.
    Po dwa: Dni stają się coraz dłuższe, co znaczy powolne uaktywnianie Życia.
    Po trzy: Sama nie wiem.:)
    Jesieni, w drugiej jej części, Nie Znoszę.
    Czyż nie jesteśmy Wyjątkowi?
    Gryx odzyska spokój i będzie szczęśliwy, bo wie, że zależy to tylko od Niego.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię również dlatego, że zaczyna się normalny czas, bez różnego rodzaju akcji (umownie), dłuższe dni - o, to, to, nie wspomniałam we wpisie. Perspektywa wiosny itd.

      Usuń
  5. Macie wybitny talent do sylwestrowych niespodziewany6ch zawirowań ;) ale to dobrze - dzięki temu każdy sylwester będzie zapamiętany :)
    A ja czasu po Nowym Roku jakoś specjalnie nie lubię - skończyły się święta , zaczyna sie znowu dziki zasuw w robocie , kasy po świętach brak... I nie ma śniegu , wrrrrrrrrrr >

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to ja nie lubię tylko braku kasy - faktycznie puchy, ojjj, a wszędzie wyprzedaże, oooj

      Usuń